Oto, czego się nauczyłem:

Klienci mogą być naprawdę cholernie zrzędliwi.

Chyba nie mogę ich winić. Kiedy klienci przychodzą do naszej kawiarni, są niewyspani i spragnieni eliksiru życia, jakim jest kawa. Jako osoba uzależniona, rozumiem to. Widzimy tych ludzi w ich najbardziej bezbronnej sytuacji. Ale yikes. To nie jest przyjemne.

Zaledwie w zeszłym tygodniu, mężczyzna warknął na mnie, bo zabrakło nam bajgli z sezamem. „Mamy inne opcje!” Powiedziałem, mój głos tak wesoły, jak tylko mogłem zarządzać. „Nie.” On zmarszczył brwi. „To jest niedorzeczne.” Jakby to była narodowa parodia, że nie mógł mieć nasion sezamu posypanych na wierzchu jego jajka z serem. Jakbym był bezpośrednio odpowiedzialny za zrujnowanie mu dnia.

Niestety to nie jest odosobniony przypadek. Zdziwiłbyś się, jak wiele osób jest osobiście urażonych naszym ciastkarskim inwentarzem. „Nie macie więcej czekoladowych mufinek?!?! CZEKAŁAM NA TO CAŁY RANEK!”. Te krzyki nawiedzają moje sny. Ludzie też naprawdę, NAPRAWDĘ przejmują się tym, jak długo trzeba czekać na kawę. Ponownie, rozumiem to. Wiem, że chcesz swoje triple-shot mochaccino. Ale jeśli widzisz, że mam do czynienia z kolejką dziesięciu napojów i tłumem klientów, czy naprawdę myślisz, że celowo cię zaniedbuję? Czy naprawdę wierzysz, że to pomocne, by się tak po prostu pojawić i powiedzieć: „Spóźniłem się na spotkanie?”. Kochanie, jeśli się spóźniasz, nie kupuj mochaccino. Kup mrożoną kawę z Wawy. Nie będę oceniać.

Photo by Branden Harvey on Unsplash

90% ludzi to „Stali bywalcy”

…Ok, nie zrozumcie mnie źle. Ludzie nie zawsze są do bani. W gruncie rzeczy wielu ludzi – zwłaszcza nasi Stali Bywalcy – to świecące latarnie światła.

Jest pewna urocza pani (nazwiemy ją Rosemary), która przychodzi codziennie z tym samym zamówieniem: „wysoka chuda latte z trzema shotami i dużą ilością lodu, oraz ekstra wysoki dom z około calem wolnego miejsca”. Kiedy widzimy, że zbliża się z parkingu, zawczasu przygotowujemy drinki. Jest aż tak przewidywalna. Ale pomimo nudnej powtarzalności tego wszystkiego, Rosemary udaje się okazać szczery entuzjazm, za każdym razem. Pierwszego dnia, kiedy szkolono mnie w przygotowywaniu espresso, pochyliła się nad ladą i powiedziała: „Dziękuję, Lily. Jest pyszne.” Ten komentarz podniósł moje serce na resztę popołudnia.

Ale Rosemary nie jest jedyną stałą bywalczynią. Wręcz przeciwnie, między szóstą a dziesiątą trzydzieści rano, prawie każdy klient przechodzący przez drzwi jest powtarzającym się gościem.

Jest Cameron, który mieszka w sąsiedztwie, w którym dorastałam (wysokie mokre cappuccino z 2% mlekiem, wysoka chuda latte, ekstra spieniona, i wysoka kawa bezkofeinowa). Jest Rod, lokalny kierowca ciężarówki, który przychodzi co najmniej dwa razy dziennie, żeby kupić sobie browara. Jest rozwiedziona para, która używa kawy jako ich post-małżeńskiej oferty pokoju (kto przychodzi do kawiarni pierwszy kupuje dwie duże mieszanki domu i muffin jagodowy, druga kawa być przekazywane do ich ex kiedy on lub ona wchodzi w drzwi).

To bardzo dziwne, intymne szczegóły, które dowiedziałem się o każdym z moich klientów życia. Myślę, że w ten sposób, rzeczywiście stałam się Hip, Nosy, Overly-Friendly Barista wersja siebie.

W przyziemności przemysłu usług, wezmę każdą plotkę mogę dostać.

Photo by Robert Bye on Unsplash

Pracujesz na nogach przez 8 godzin dziennie. I to jest wyczerpujące.

Wydaje się to niemal oksymoronem – jak kawiarnia może być wyczerpująca? Czy nie powinna to być oaza relaksu, delikatnego jazzu i wygodnego jedzenia? Czy każdy pracownik nie powinien być naładowany kofeiną i dobrymi wibracjami?

Ale niestety – chcemy, abyś tak właśnie myślał.

Pod przykrywką mojego stale przyklejonego uśmiechu jestem zawsze, zawsze zmęczona.

Nieważne, ile wypiję mrożonych latte owsianych, nie jest łatwo obudzić się o 5 rano i zmusić swój mózg do hiperaktywnego ruchu. Nie jest łatwo zarządzać tłumem klientów, który zalewa drzwi, gdy tylko otwieramy je o 6. Dzień pracy obejmuje niekończące się bieganie tam i z powrotem po kawiarni, sprawdzanie, czy wszystko działa prawidłowo, upewnianie się, że żaden klient nie wychodzi niezadowolony.

Przedsiębiorstwo, w którym pracuję, to nie tylko kawiarnia, ale również bar z pełną obsługą i restauracja, co wiąże się z dodatkowym zestawem wyzwań. Na przykład: personel kuchenny, z którym regularnie się kłócisz. Stos naczyń, który nigdy nie znika. Mnóstwo zmarnowanego jedzenia, które sprawia, że każdej nocy płaczesz o środowisku do poduszki (a może to tylko ja?)

Jest też fakt, że mamy mało czasu na jedzenie. Czy wiesz, że legalne jest pracowanie do 8 godzin bez przerwy na lunch? W branży usługowej jest to powszechne, ale ja nie miałam pojęcia o tej zasadzie, dopóki nie zaczęłam pracy jako baristka. Nie miałam też pojęcia, że krajowa płaca minimalna dla serwerów, bez napiwków, wynosi 2,13 dolara za godzinę. Więc cokolwiek robisz w życiu, PROSZĘ DZIĘKUJ SWOIM SERWISANTOM. Dzięki.

Parzenie kawy to nauka.

W przeciwieństwie do Starbucksa i innych sieci kawowych, nasza firma nie pozwala nowym pracownikom wskoczyć na maszynę do espresso. To przywilej, na który trzeba sobie zasłużyć.

Aby zostać baristą, trzeba przejść przez pięciostopniowy proces:

  1. Przeprowadzić rozmowę kwalifikacyjną i zostać zatrudnionym.
  2. Pracować jako kasjer, dopóki mój szef nie uzna, że jesteś wystarczająco wykwalifikowany, aby awansować.
  3. Podejmij zajęcia z historii kawy w naszej lokalnej palarni.
  4. Przeprowadź dwutygodniowe sesje szkoleniowe.
  5. Przystąp do egzaminu certyfikacyjnego.

Nie jestem pewien, jak wiele innych kawiarni działa w ten intensywny, zorientowany na szczegóły sposób, ale dla mnie było to zdumiewające. Od kiedy do robienia latte potrzebne jest formalne wykształcenie? Pomyślałem. Czy to nie powinno być łatwe?

Nie jest.

Podczas mojej pierwszej sesji treningowej, miotałam się jak idiotka. Nie potrafiłem podbijać pod odpowiednim kątem. Wciąż zapominałem o pożądanej wadze fusów (15,5 do 16g) i czasie potrzebnym na zrobienie jednego strzału (25 do 30 sekund). I o Boże – nawet nie zaczynajcie mi mówić o parzeniu mleka. Za każdym razem, gdy próbowałem zrobić tradycyjne cappuccino, pianka eksplodowała na moje ręce, a moje palce powoli drętwiały od tego, jak mocno trzymałem ten głupi metalowy dzbanek.

Pewnie, przyznam – bycie baristą nie jest najtrudniejszym zadaniem, jakie kiedykolwiek osiągnąłem. Ale z pewnością nie jest to spacer po parku.

Jest proces tworzenia napojów; jest zapamiętywanie przepisów (nasza kawiarnia ma 30 smakowych latte, nie wspominając o mrożonych napojach, koktajlach mlecznych, matcha i fantazyjnych metodach pour-over); i jest nauka, jak rozróżniać nuty smakowe, aby nie brzmieć jak idiota, gdy klient zapyta: „Jak smakuje mieszanka etiopska na V60?”

Co prowadzi mnie do…

Twojego trochę pretensjonalnego podejścia do kawy.

Zanim zostałem baristą, nie mogłem się przejmować tym, w jaki sposób otrzymałem swoją dzienną dawkę kofeiny. Jasne, uwielbiałam lawendowe latte, ale przy moim studenckim budżecie z łatwością wypiłabym filiżankę Starbucks Dark Magic bez chwili zastanowienia.

Teraz stałam się, cóż… wybredna.

Na zajęciach szkoleniowych dowiedziałam się, że w wysokiej klasy kulturze kawowej „ciemne palenie” jest gorszą odmianą.

Dlaczego? Cóż, krótka lekcja: może to wskazywać, że firma stara się ukryć prawdziwy smak swoich ziaren. W ciemno palonej kawie, to co naprawdę smakuje to dym pochodzący z samego procesu palenia – naturalne smaki ziaren zostały wypalone. Tak więc, z tego co wiesz, sama surowa kawa może smakować jak absolutne gówno.

Istnieją dwa różne rodzaje ziaren kawy, arabica i robusta. Około 75% światowej produkcji kawy to arabica, podczas gdy 25% to robusta – więc najprawdopodobniej to, co kupujesz, to kawa arabica. Jest ona również nieco droższa w uprawie, ale o wiele bardziej pożądana przez konsumentów: ma prawie dwukrotnie większe stężenie cukru niż robusta. Jest słodka i gładka. Z drugiej strony, robusta jest opisywana jako smakująca jak palone opony. Mniam!

Oczywiście nikt nie kupiłby kawy z palonymi oponami, ale jeśli masz ciemne palenie, możesz nawet nie wiedzieć, że to tam jest.

Zatrzymam się tutaj, ponieważ czuję, jak zakrada się pretensjonalność -ahh, przepraszam! Zdecydowanie nie chcę nikogo zawstydzać za delektowanie się solidną filiżanką ciemno palonej kawy. Ja nawet nadal się nią delektuję od czasu do czasu. Teraz po prostu doceniam – bardziej niż kiedykolwiek sądziłem, że będę w stanie – szaloną różnorodność smaków, która istnieje w lżejszej odmianie. Nuty melona, karmelu, guawy, orzeszków ziemnych, jaśminu – kto wiedział, że kawa może tak smakować?

Komplementy mogą całkowicie odmienić dzień

Choć praca w przemyśle kawowym sprawiła, że dostrzegam zrzędliwą stronę rasy ludzkiej, widziałem też wiele dobrej strony. Pięknej strony. Tej strony, która sprawia, że budzę się rano z radością w sercu, gotowa na tysiące małych połączeń, które mam szczęście nawiązywać z zupełnie obcymi ludźmi. Ponieważ tak się czuję, często – moja praca jest przywilejem.

Czuję się szczęśliwa, że mogę być tam dla tak wielu ludzi z samego rana, nadając ton ich dniu. Czuję się szczęśliwa, że mogę otrzymywać tak wiele uśmiechów i tak wiele „dziękuję”. Czuję się szczęśliwa z powodu wszystkich małych komplementów: kobiety mówiącej: „Masz najpiękniejszy uśmiech”; mężczyzny mówiącego: „Twoje kolczyki są takie fajne”; nastolatki mówiącej: „Uwielbiam twój styl”. Słowne afirmacje, nie ważne jak trywialne, zapalają iskrę miłości własnej w moim brzuchu.

Twoi współpracownicy naprawdę czują się jak rodzina.

Pomimo wszystkich powyższych, będę z tobą szczera… moją ulubioną rzeczą w tej pracy nie są moi klienci. To nie są stali bywalcy i głębokie rozmowy z nieznajomymi. To nie komplementy. To nawet nie jest kawa. Nie, moją ulubioną rzeczą, bez względu na wszystko, zawsze będą moi współpracownicy.

Widzieli stronę Lily Kairis, której nikt inny nie widział. Nikt inny nie widział mnie w połowie niedzielnego lunchu, jak zaciskam zęby, żeby nie stracić cierpliwości. Nikt inny nie dzielił ze mną histerycznego, niekontrolowanego śmiechu o 7:45 rano, kiedy kofeina uderza i wszystko wydaje się niedorzeczne. Nikt inny nie widział, jak przewracam całe dzbany zimnego naparu, jak przypadkowo zarażam różowym okiem moją ukochaną ciężarną współpracowniczkę, jak podaję herbatę znanej aktorce (powiedziałabym ci, ale wtedy musiałabym cię zabić), jak gubię wszystkie swoje rzeczy podczas wycieczki integracyjnej do Six Flags, jak przesadnie dzielę się swoim zdrowiem psychicznym, jak regularnie zachwycam się swoją matką, jak śpiewam sama do siebie, kiedy w radiu leci Rihanna i ogólnie rzecz biorąc, jak zmieniam się z nieśmiałej Lily, która weszła do biura 3 marca, w pewną siebie Baristę Lily dzisiaj.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.