A forager powraca do Northern Michigan, aby przemierzać swoją ojczyznę w poszukiwaniu moreli i połączenia z ojcem. (Bonus: Wskazówki, jak znaleźć morele poniżej!)

Featured w wydaniu Traverse Magazine z maja 2018 roku. Get your copy.

Mój ojciec zabezpieczył nam sad. To stary sad, emerytowany sad, jego jabłka zniknęły dla jeleni i os. Trawa rośnie po kolana między sękatymi drzewami, a ich konary płaczą przy ziemi. To jest właśnie taki sad, jakiego chcemy.

„Poczekaj tutaj”, rozkazuje, wskazując na mnie. Następnie wspina się po tylnych schodach domu, uderza w drzwi, gdy je otwiera i wpuszcza się do środka, krzycząc jak idzie.

Czekam dwa ticki, może trzy, potem ignoruję jego polecenie i podążam za nim. Kiedy docieram na miejsce, jest już w salonie, rozmawiając ze starszym mężczyzną o sękatych palcach emerytowanego rolnika i ostrym jak igła umyśle.

„Wiem, kim jesteś”, mówi Marce mojemu ojcu ze swojego fotela, nienachalnie. Czasami chciałbym, żeby ludzie, których powinienem znać, przedstawili mi się ponownie. „Prawdopodobnie znajdziesz trochę białych,” mówi, dając nam pozwolenie na poszukiwanie moreli w jego starym sadzie. „I koniecznie rozejrzyjcie się po stodole.”

Ledwie mogę stłumić moje podniecenie, gdy dziękujemy Marce. Jest wiosna w północnym Michigan – sezon na norniki. Prawie cztery dekady minęły od czasu, gdy mój ojciec i ja ostatni raz szukaliśmy razem. W tym czasie wszystkie miejsca, które kiedyś znaliśmy, zostały wybrukowane lub zapomniane, przestały produkować lub zostały sprzedane. Przeniosłem się na Zachodnie Wybrzeże, znalazłem własne siedliska wśród popielatych pozostałości po spalonych lasach sosnowych, gdzie morele rosną w takiej obfitości, że nierzadko można wyciągnąć 10 lub 13 funtów w ciągu jednego dnia. Tam wraca się do domu pokrytego paskami węgla drzewnego i obładowanego grzybami, niektóre tak duże, że można by je faszerować i piec. Gilding the lily that was.

Wychowany na morelach z północnego Michigan, i dojrzały na morelach, kurkach i matsutake na zachodnim wybrzeżu, stałem się zapalonym poszukiwaczem. Grzyby – zwłaszcza morele – są moją słabością. Kiedy więc przeprowadziłam się na wschód, obiecałam sobie, że znajdę sposób, by kontynuować polowanie bez względu na to, gdzie będę mieszkać. Michigan, wiosną, staje się teraz moją coroczną pielgrzymką, a w procesie, mój ojciec stał się moim partnerem w polowaniu.

Na zewnątrz domu na farmie zbieramy noże i torby z ciężarówki, a następnie brodzimy razem w sadzie. Jelenie były tu przed nami, wycinając tropy w trawie.

Od kilku dni toczymy się przez hrabstwo, on za kierownicą, ja wpatrując się z utęsknieniem w wiatrołomy „popples” – mówimy to tak, jak robi to mój ojciec, popls – wzdłuż krawędzi drogi. Byliśmy nad brzegami Cold Creek, w miejscach polowań mojego dzieciństwa, i raz po raz wracaliśmy do domu z pustymi rękami. Krajobrazy się zmieniają, nasze wspomnienia blakną. Te miejsca, co do których byliśmy pewni, że je znajdziemy, lub w których jedno lub drugie z nas je znalazło dziesiątki lat temu, nie zostały wyprodukowane.

Więc, zabezpieczenie nam sadu, jednego z tych świętych miejsc dla poszukiwaczy, coś znaczy. Myślę z dumą o tym, że zrobił to dla mnie, i nerwowo zastanawiam się, czy i tak wyjdziemy z pustymi rękoma, gdy chowam się pod koronowanymi konarami starej jabłoni. Światło słoneczne przefiltrowuje przez pączkujące liście, omiata koniczynę i rozpryskuje się wzdłuż podszycia, by natknąć się na samotnego, przyklękającego do ziemi morela. Morel jest suchy jak skóra ropuchy, ale nie obchodzi mnie to. I whoop z delight.

Over the next hour, my dad and I find a little less than a half-pound of morels-or at least I do. W przyszłej daty mój ojciec będzie chwalić się moją zdolność do zobaczyć morele, a rok od teraz będzie zrobić mi dumny znalezienie ich na własną rękę, na razie, choć, mamy garść jasnych kolorowych moreli – wystarczająco dużo na wspólny obiad. Sprawdzamy stodołę przed wyjściem, nic nie znajdujemy i zamiast tego cieszymy się samą świadomością, że nie zostaliśmy skunksowani. Po przepracowaniu mojej drogi do domu przez lasy południowego Michigan, aby dostać się tutaj i nie znaleźć nic poza kilkoma verpa conica – które często owocują nieco wcześniej niż morele – i garścią porów po drodze, bałem się, że nie znajdę nic w ogóle.

Na wieczór, obtaczamy nasze małe znaleziska w mące i smażymy je na maśle, zbyt zadowoleni z siebie przez połowę. W dalszej części tygodnia wrócę i przeczołgam się po sadzie na rękach i kolanach, stwierdzając, że w czasie, który minął, wyrosło ich jeszcze więcej.

To było rok temu, ale tęsknota za morelami sprawiła, że następnej wiosny wróciłem do domu. Pewnego dnia idziemy powoli przez cmentarz, chwiejnym krokiem przez drzewa pochylone ku sobie nad głową, trawę chrzęszczącą sucho pod naszymi stopami. Nie jest dla mnie do końca jasne, czy jesteśmy tam, by znaleźć morele, czy odwiedzić przodków. Przechodzimy obok grobu jego matki, kobiety, którą poznałem, ale której nigdy nie znałem, witamy się z nią słowem lub dwoma i prosimy, by podrzuciła nam trochę grzybów. Zastanawiam się, czy ucieszyłaby się na wieść, że jej fartuch wisi w mojej szafie kuchennej; że gdybyśmy byli w moim domu, a nie w jego, założyłabym jeden, żeby oprószyć mąką i usmażyć znalezione morele i podać je jej jedynemu synowi.

Tata potrafi wymienić wszystkich na cmentarzu, ale to inne historie – o jego dzieciństwie, życiu przed nami, dziadkach, których nigdy tak naprawdę nie znałam – zbieram zamiast grzybów. Na cmentarzu nie ma moreli. Zamiast tego zbieramy duchy i historie.

Następnie pracujemy na wzgórzu, gdzie tata znalazł jednego kilkadziesiąt lat temu, ale dziś nie znalazł nic. Przechadzamy się po podwórku mojej ciotki, gdzie morele kwitły wiosną przez lata, i znaleźć to jałowe. Zatrzymujemy się w miejscu, gdzie rosła moja pierwsza morela, ta, o której mój ojciec wciąż opowiada historie. Nasze wspomnienia o miejscu, w którym wyrósł, są różne: w moim umyśle rośnie on wzdłuż prawego pobocza drogi, nad piaszczystym brzegiem maleńkiego strumyka, który mijałem codziennie w drodze ze szkoły do domu. Dla niego wyrosła ona na świeżo wybrukowanej lewej krawędzi drogi.

Kiedy mu zaprzeczam, drwi z konsternacji. Na pewno było to po lewej stronie drogi, mówi, jak bym szedł do domu ze szkoły, pod prąd. Pewnie ma rację, byłem grzecznym dzieckiem. Tak czy inaczej, jego pojawienie się wtedy było prawdopodobnie anomalią: Morele wydają się mieć upodobanie do zaburzonej ziemi, a kiedy rzeczy wracają do stazy, te grzyby wycofują się ponownie. Nie znajdujemy żadnego wzdłuż drogi asfaltowej, dawno już wyblakłego. Razem wracamy do sadu Marce’a i razem dochodzimy do pustego miejsca.

Nie chodzi o to, że nie potrafię dostrzec moreli. Jeśli morel jest obecny, znajdę go. Podkręć trochę oczy, pomarz poza kłodami i ściółką z liści, wejdź w zadumę moreli. To sztuka patrzenia; sztuka nie patrzenia; sztuka skanowania horyzontu, uwalniania umysłu. To jest jak je zobaczyć.

Still, wszyscy inni wydają się być znalezienie moreli, ale my. Podczas brunchu z okazji Dnia Matki, 83-letnia Marilyn Skold powiedziała nam, że wybiera się do Empire, by zbierać morele ze swoimi wnukami. W Stormcloud Brewing we Frankfort, przyjaciel opowiada mi o grzybach, które właśnie znalazł; na Facebooku, gracze w golfa wydają się zbierać morele. Zebrani wokół ogniska z garstką wykładowców i pracowników Interlochen w chłodny wieczór, rozmowa toczy się wokół moreli tak naturalnie jak oddychanie. Są Lesley i Tony, którzy nawet nie lubili grzybów, zanim znaleźli swoją pierwszą łatę moreli kilka dni wcześniej; Chad, który smuci się przy ognisku, potem przyznaje, że jego łata nie zaczęła jeszcze produkować, a następnie uśmiecha się i wspomina, że znalazł nowy rumieniec podczas spaceru z psem. „Gdzie?” pytam. Nie gdzie, bo chcę na nie zapolować, ale gdzie, bo nagle nie mogę ich nigdzie znaleźć, pomimo tego, co od dawna wydawało mi się szóstym zmysłem. W twardych lasach, podczas spaceru z psem, to wszystko, na co Chad się odważy. Inny przyjaciel, Tim, dzieli się swoją metodą – techniką uprawy moreli, dzięki której, jak przysięga, co roku podwaja swoje zbiory. W zeszłym roku wyhodował 15 moreli, w tym roku już 30. Na samą myśl o nich robi mi się niedobrze w ustach.

Jest suche popołudnie i jestem głęboko w lesie, chodząc bezskutecznie w kółko, kiedy mama pisze do mnie SMS-a. Mąż koleżanki ma szczęście i czy chciałabym się do nich przyłączyć? To rzadki dar dla kogoś, by podzielić się swoją stroną, swoim schowkiem. Na Południu krążą historie, że miejsca występowania grzybów są przekazywane w testamentach. Tim Keilty, z Leelanau Natural Beef w Cedar, ma dwa miejsca w pobliżu swojego domu, i kiedy znajduje kogoś, kto przekroczył ogrodzenie i ścina jego grzyby, daje mu wybór: zapłacić podatek od nieruchomości lub oddać grzyby. Zawsze oddają grzyby.

Reszta z nas, ci, którzy nie mają domów otoczonych zagajnikami jesionu, praw do gospodarstw od pokoleń, lub małych nadrzecznych akrów, aby nazwać nasze własne, są pozostawione do żerowania parki stanowe, krajowe jeziora, a nawet pola golfowe. Podczas gdy każda przestrzeń publiczna może być uczciwą grą, nikt nie zamierza dzielić się swoim świętym miejscem, a znalezienie ściętych łodyg i uświadomienie sobie, że ktoś inny odkrył twoją grzybową mekkę, sprawia, że jest to smutny dzień. Tak więc, dla Eldona Millera, byłego głównego trenera koszykówki mężczyzn w Western Michigan, Ohio State, i Northern Iowa-i 1983 Big Ten Coach of the Year-i jego żony, Dee, aby pozwolić nam tagalong jest darem.

Jak się okazuje, Miller jest tutaj, aby dać mi edukację nie w morelach, ale w drzewach.

Jeśli morele kochają zwęglone szczątki lasów sosnowych w Waszyngtonie, umierające i martwe wiązy na całym Wschodzie, kochają również biały jesion w Michigan. Zwłaszcza gdy te jesiony są stare i umierające. Gdy szmaragdowy jesion rozprzestrzenia się i zabiera ze sobą te stare drzewa, czy morele również znikną?

Miller uczy nas jesionu, rozpoznawalnego dzięki szarej, żłobionej w romby korze i przeciwstawnej strukturze liści. Co ważniejsze, pokazuje nam jak rozpoznać starsze drzewa, te, które dopiero zaczynają obdzierać się z kory. Pod nimi, morele wydają się kwitnąć.

Czterech z nas pracuje w górę doliny i wspina się na wzgórza. Popioły górują nad nami, przechylając się na lewo i prawo, skrzypiąc od czasu do czasu. Nasze stopy chrzęszczą po leśnym podłożu i magnetyzują nas te drzewa, które właśnie zaczynają obdzierać się z kory. Skanuję horyzont, mój umysł nieuczesany, niewyćwiczony, luźny zlepek marzeń i poszukiwań, odwzorowujący kształty bez wysiłku. To jest, to zawsze było, jak widzę morele najlepiej. Nie przez wpatrywanie się w nie, ale przez pozwolenie im zmaterializować się w mojej peryferyjnej wizji. Spoglądam na dno lasu, gdzie dolina zakręca brązową talią w kierunku piersi wzgórza i widzę pierwszy z nich na moim obrzeżu, prawie poza zasięgiem wzroku. Morel wznosi się stożkowo na tle wyszczerbionej, szarej kory jesionu. Dalej wystaje kolejny morel, ledwo widoczny, lekko żółty na tle liściastej ściółki. Miller wskazuje wśród opadłych liści kilka grzybów wielkości naparstka. Zostawiamy je, mając nadzieję, że urosną większe. Kilka godzin później opuszczamy las, pół funta moreli między nami – i moja wiara przywrócona.

Dwa dni później, mój ojciec i ja czołgamy się do wypełnionego popiołem lasu w pobliżu jeziora Michigan na własną rękę. Odcinamy dobrze przetarty szlak, a on żeruje we wschodnich dolinach, podczas gdy ja pracuję na wzgórzach dalej na zachód. Wysoko na szczycie grzbietu, pomiędzy wywróconymi korzeniami drzewa, znajduję gyromitra gigas – bardziej znanego jako grzyb śnieżny, snowbank false morel, bull nose lub walnut mushroom przez niektórych. Pomarszczony i zwinięty, wielki jak moja pięść, jego trzon jest masywny, kształt prawie sześcienny, struktura gęsta i przypominająca mózg. Kroję grzyby i wsuwam je do torby. Przynajmniej będziemy je mieli, przynajmniej to coś.

Tak jak myślę, że to może być nasze jedyne znalezisko tego dnia, mój telefon brzęczy i na ekranie pojawia się morel. Tata jest na nich. Zaznacza swoje miejsce i zbieramy się na szlaku, a następnie zanurzamy się, aby wspólnie przeszukać teren. Pierwsza stożkowata nagroda wyrasta u podstawy jesionu, a gdy schylamy się, by ją ściąć, pojawiają się kolejne. Kątem oka dostrzegamy łopatkę blondwłosego, potem ciemnoszary morel materializuje się stopę dalej, po naszej prawej stronie. Nie ruszaj się, mówi jeden z nas do drugiego, który jest przygotowany do zmiażdżenia dużego morela pod stopami. Morele wyskakują wśród ściółki leśnej jak skrzaty. Spędzamy godzinę na przeszukiwaniu zarośli, zbieraniu grzybów, wesołych pogawędkach i wyobrażaniu sobie kolacji. Moja wiara w nasze możliwości została przywrócona.

Późnym popołudniem wracam do sadu Marce’a. Nie mówię mu, że tam jestem, tylko macham w stronę, gdzie wyobrażam sobie, że siedzi, spoglądając przez okno. Wślizguję się do sadu bez oczekiwań – byliśmy tu przecież kilka dni wcześniej bez powodzenia. Jednak w sercu tego poszukiwacza nadzieja jest wieczna. Wszędzie trawa jest dłuższa niż w zeszłym roku, gałęzie zanurzają się bliżej ziemi, która jest teraz spieczona. To wielka radość i niespodzianka, gdy pod spragnioną jabłonią znajduję dużego białego morela, krucho suchego i zwiniętego w kłębek. I tak go ścinam. Namoczę go w wodzie i nie będzie może nieskazitelnie czysty, ale odrodzi się wystarczająco. Pracuję w sadzie, znajdując morele, które przegapiliśmy kilka dni temu, albo które wykiełkowały nagle i natychmiast uschły. Biorę to, co jest mi dane i celebruję każde znalezisko.

Wieczorem jest między nami kilka palców burbonu i talerz grzybów. Są też pożegnania. Rano wyruszam na wschód. Minie kolejny rok, zanim znów będziemy razem w lesie.

Świt. Chodnik rzuca swoją srebrną nić na południowy wschód przede mną. Wyjeżdżając z Mesick, kierownica zdaje się naprężać w mojej dłoni, jakaś wyimaginowana siła ciągnie mnie w stronę Lasu Narodowego Manistee. Stukam w gaz, walczę z chęcią zjechania na pobocze, zanurzenia się na główkę w zarośla i lasy. Jadę dalej. Morele tam są, wiem. Obiecuję sobie, że wrócę tam za rok.

How to Find Morels in Michigan

KNOW YOUR MORELS

Dolna krawędź kapelusza moreli jest przymocowana do łodygi. Uważaj na podobną do niej verpę – wywołuje ona u niektórych ludzi choroby. Jego kapelusz jest przymocowany tylko na wierzchołku trzonu i jest luźny wokół dolnej krawędzi. Książki takie jak Mushroom’s Demystified, autorstwa Davida Aurory, i The National Audubon Society’s Field Guide to Mushrooms są dobrymi przewodnikami.

A MOREL IS RARELY ALONE

Kiedy po raz pierwszy zauważysz morela, zatrzymaj się i poczekaj. Przykucnij, przeskanuj okolicę.

WALK THE WOODS WITH AN OPEN MIND

Be Buddha. Bądź Buddą lasu. Czasami mniej chodzi o szukanie, a bardziej o natknięcie się na nie.

TRENING YOUR EYES

Po zauważeniu pierwszego morela w sezonie, zanotuj jego położenie, a następnie przenieś wzrok na cały obszar. Po pewnym czasie spójrz za siebie i sprawdź, czy możesz łatwo dostrzec morela. Kolejna profesjonalna wskazówka: Niektórzy myśliwi rozrzucają zdjęcia moreli wokół domu na początku sezonu, aby „trenować.”

LEARN YOUR TREES

W Michigan, najpierw poszukaj jesionów. Ale wiedz, że morele lubią szeroką gamę siedlisk i drzew, takich jak wiązy, inne twarde drzewa, stare jabłonie. Zwracaj uwagę na drzewa, które zsuwają korę. Nie jest niczym niezwykłym znaleźć morele w pobliżu.

LOOK UPHILL

Morele są łatwiejsze do zauważenia, gdy patrzy się pod górę.

Gdy Julie H. Case nie pisze o podróżach, winie lub dziwnej nauce, można ją znaleźć głęboko w amerykańskich lasach, poszukującą grzybów, o czym pisze na blogu soIgather.com. // Melisa McKolay jest wielokrotnie nagradzanym fotografem specjalizującym się w portretach lifestylowych & fotoreportażach ślubnych.

Więcej porad dotyczących Moreli + Przepisy na Morele!

  • Morel Mushrooms: How to Find, Store and Cook Morels
  • 6 Tips For Finding Morel Mushrooms in Northern Michigan
  • Przepisy na Morele i najważniejsze fakty z książki „The Art of Cooking Morels”
  • Wyśmienite wiosenne przepisy szefa kuchni z Traverse City Pete’a Petersona
  • Najbardziej znany na północy łowca Moreli dzieli się swoimi sekretami

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.