George Washington

Żadna szlachetniejsza postać nie stała nigdy na czele życia narodu. – John Richard Green

Przez Henry’ego Cabota Lodge’a i Theodore’a Roosevelta w 1895 roku

W każdej książce, która podejmuje się opowiedzieć, choćby w niewielkim stopniu, historię niektórych bohaterskich czynów amerykańskiej historii, ta szlachetna postać musi zawsze stać na pierwszym planie. Ale naszkicować życie Jerzego Waszyngtona, nawet w najprostszym zarysie, to napisać historię wydarzeń, które uczyniły Stany Zjednoczone niepodległymi i dały początek narodowi amerykańskiemu. Nawet sporządzenie listy jego działań, wymienienie jego bitew i opisanie jego czynów jako prezydenta przekraczałoby granice i zakres tej książki. Jednak zawsze można przypomnieć sobie tego człowieka i zastanowić się, kim był i co znaczył dla nas i dla ludzkości. Jest on godny studiowania i pamięci wszystkich ludzi, a dla Amerykanów jest on jednocześnie wielką chwałą ich przeszłości oraz inspiracją i zapewnieniem ich przyszłości.

Aby w ogóle zrozumieć Waszyngtona, musimy najpierw odrzucić wszystkie mity, które się wokół niego narosły. Musimy wyrzucić na śmietnik wszystkie te nieszczęsne wymysły wiśniowej odmiany, które przypisano mu prawie siedemdziesiąt lat po jego narodzinach. Musimy spojrzeć na niego tak, jak on patrzył na życie i fakty z nim związane, bez żadnych złudzeń czy oszustw, a żaden człowiek w historii nie zniesie lepiej takiej analizy.

Urodzony ze znamienitej rodziny w czasach, gdy amerykańskimi koloniami wciąż rządziła arystokracja, Waszyngton zaczął od wszystkiego, co mogło dać dobre urodzenie i tradycja. Jednak poza tym miał niewiele. Jego rodzina była biedna, matka wcześnie została wdową, a on sam, po bardzo ograniczonym wykształceniu, był zmuszony wyruszyć w świat, by walczyć o siebie. Miał w sobie silnego ducha przygody, charakterystycznego dla swojej rasy. Został geodetą, a wykonując ten zawód zanurzył się w dziczy, gdzie szybko wyrósł na biegłego myśliwego i leśniczego. Już jako chłopiec, powaga jego charakteru oraz jego umysłowy i fizyczny wigor pochwalały go w jego otoczeniu, a odpowiedzialność i dowództwo wojskowe zostały oddane w jego ręce w wieku, w którym większość młodych mężczyzn dopiero kończy studia. Gdy na granicy nastały niebezpieczne czasy, został wysłany na niebezpieczną misję do Indian, w której, po przejściu przez wiele trudów i niebezpieczeństw, odniósł sukces. Kiedy nadeszły kłopoty z Francją, to właśnie żołnierze pod jego dowództwem oddali pierwsze strzały w wojnie, która miała zadecydować o tym, czy kontynent północnoamerykański ma być francuski czy angielski. W swojej najwcześniejszej wyprawie został pokonany przez wroga. Później był z generałem Edwardem Braddockiem i to właśnie on próbował zmobilizować rozbitą armię angielską na polu pod Fortem Duquesne. W tym dniu zaskoczenia i rzezi, wykazał się nie tylko chłodną odwagą, ale i lekkomyślną śmiałością, która była jedną z jego głównych cech. Naraził się tak bardzo, że kule przeszły przez jego płaszcz i kapelusz, a Indianie i Francuzi, którzy próbowali go powalić, myśleli, że jego życie jest zaczarowane. Później służył z wyróżnieniem przez całą wojnę francuską, a gdy nastał pokój, wrócił do majątku, który odziedziczył po swoim bracie, najbardziej podziwianym człowieku w Wirginii.

W tym czasie ożenił się i przez następne lata wiódł życie plantatora z Wirginii, odnosząc sukcesy w sprawach prywatnych i służąc społeczeństwu skutecznie, lecz cicho jako członek Izby Burgesów. Gdy kłopoty z krajem macierzystym zaczęły się zagęszczać, nie spieszył się z przyjmowaniem skrajnych postaw, ale nigdy nie zachwiał się w swoim przekonaniu, że należy przeciwstawić się wszelkim próbom ucisku kolonii, a gdy raz zajął swoje stanowisko, nie było cienia odwrotu. Był jednym z delegatów Wirginii na Pierwszy Kongres Kontynentalny i choć mówił niewiele, był uważany przez wszystkich przedstawicieli innych kolonii za najsilniejszego człowieka wśród nich. Już wtedy było w nim coś, co wzbudzało szacunek i zaufanie każdego, kto się z nim zetknął.

To właśnie z Nowej Anglii, z dala od jego własnego stanu, nadeszło żądanie mianowania go głównodowodzącym Armii Amerykańskiej. Po cichu przyjął ten obowiązek i opuszczając Filadelfię, objął dowództwo nad armią w Cambridge.

Washington i jego rodzina

Nie ma potrzeby śledzić go poprzez wydarzenia, które nastąpiły później. Od chwili, gdy wyciągnął miecz pod słynnym wiązem, był ucieleśnieniem amerykańskiej rewolucji, a bez niego ta rewolucja upadłaby niemal na samym początku. Sposób, w jaki przeprowadził ją do zwycięstwa przez klęski, próby i wszelkie możliwe przeszkody, jest znany wszystkim ludziom.

Kiedy wszystko się skończyło, znalazł się w nowej sytuacji. Był idolem kraju i swoich żołnierzy. Armia była nieopłacona, a weterani z bronią w ręku pragnęli, aby przejął kontrolę nad nieuporządkowanym krajem, tak jak zrobił to Cromwell w Anglii nieco ponad sto lat wcześniej. Mając za plecami armię i wspierany przez wielkie siły, które w każdej społeczności pragną porządku przed wszystkim innym i są gotowe zgodzić się na każde porozumienie, które przyniesie pokój i spokój, nic nie byłoby łatwiejsze niż to, aby Waszyngton uczynił się władcą nowego narodu.

Ale to nie było jego pojęcie obowiązku i nie tylko odmówił, aby mieć cokolwiek wspólnego z takim ruchem, ale stłumił, poprzez swój dominujący osobisty wpływ, wszystkie takie zamiary ze strony armii. 23 grudnia 1783 roku spotkał się z Kongresem w Annapolis, w stanie Maryland i tam zrzekł się swojego stanowiska. To, co wtedy powiedział, jest jednym z dwóch najbardziej pamiętnych przemówień, jakie kiedykolwiek zostały wygłoszone w Stanach Zjednoczonych, a także jest pamiętne ze względu na swoje znaczenie i ducha wśród wszystkich przemówień kiedykolwiek wygłoszonych przez ludzi. Przemawiał w następujący sposób:

George Washington w mundurze wojskowym, autorstwa Rembrandta Peale’a

„Panie Prezydencie: -Wielkie wydarzenia, od których zależała moja rezygnacja, w końcu miały miejsce, mam teraz zaszczyt złożyć Kongresowi moje szczere gratulacje i stawić się przed nim, aby oddać w jego ręce powierzone mi zaufanie i domagać się pobłażliwości odejścia ze służby dla mojego kraju.

Szczęśliwy z potwierdzenia naszej niepodległości i suwerenności oraz zadowolony z okazji, jaką otrzymały Stany Zjednoczone, by stać się szanowanym narodem, z satysfakcją rezygnuję z nominacji, którą przyjąłem z niepewnością; z niepewnością co do moich zdolności do wykonania tak żmudnego zadania, która jednak została zastąpiona wiarą w słuszność naszej sprawy, poparcie najwyższej władzy Unii i patronat Niebios.

Podkreślając moje zobowiązania wobec Armii w ogólności, uczyniłbym niesprawiedliwość moim własnym uczuciom, gdybym nie uznał w tym miejscu szczególnych usług i wybitnych zasług dżentelmenów, którzy byli związani z moją osobą podczas wojny.

Nie było możliwe, aby wybór poufnych oficerów, którzy mieliby wejść w skład mojej rodziny, był bardziej szczęśliwy. Pozwolę sobie, sir, polecić szczególnie tych, którzy kontynuowali służbę do chwili obecnej, jako godnych przychylnej uwagi i patronatu Kongresu.

Uważam za nieodzowny obowiązek zakończyć ten ostatni uroczysty akt mojego oficjalnego życia, polecając interesy naszego najdroższego kraju opiece Wszechmogącego Boga, a tych, którzy mają nad nimi pieczę, Jego świętej opiece.

Wielki mistrz angielskiej fikcji, pisząc o tej scenie w Annapolis, powiedział: „Które było najwspanialszym widowiskiem, jakiego kiedykolwiek byłem świadkiem – uroczystość otwarcia księcia Jerzego w Londynie czy rezygnacja Waszyngtona? Który z nich jest szlachetnym bohaterem, którego będą podziwiać następne wieki – ten, który tańczy w koronkach i błyskotkach, czy ten, który chowa miecz po życiu pełnym nieskazitelnego honoru, nieskazitelnej czystości, nieposkromionej odwagi i doskonałego zwycięstwa?”

Washington rezygnuje z komisji, John Trumball

Washington nie odrzucił dyktatury, czy raczej możliwości przejęcia kontroli nad krajem, ponieważ obawiał się ciężkiej odpowiedzialności, ale wyłącznie dlatego, że jako człowiek o wysokich poglądach i patriota nie wierzył w możliwość sprostania sytuacji w ten sposób. Co więcej, był całkowicie pozbawiony osobistych ambicji i nie miał wulgarnej tęsknoty za osobistą władzą. Po ustąpieniu ze stanowiska wrócił spokojnie do Mount Vernon, ale nie trzymał się z dala od spraw publicznych. Wręcz przeciwnie, z najwyższym niepokojem obserwował ich bieg. Widział, jak słaba Konfederacja rozpadała się na kawałki i wkrótce zrozumiał, że ta forma rządu była całkowitą porażką. W czasach, gdy żaden amerykański mąż stanu, poza Alexandrem Hamiltonem, nie uwolnił się jeszcze od lokalnych uczuć z czasów kolonialnych, Waszyngton miał w pełni narodowe poglądy. Chciał, aby z trzynastu zwaśnionych kolonii powstał naród, i widział – czego nikt inny nie widział – przeznaczenie kraju na zachód. Pragnął, aby powstał naród, który przekroczy Alleghenie i trzymając się ujścia Missisipi, obejmie w posiadanie cały ten rozległy i wówczas nieznany region. Z tych powodów stanął na czele ruchu narodowego i do niego zwracali się wszyscy ludzie, którzy pragnęli lepszego zjednoczenia i chcieli wyprowadzić porządek z chaosu. Wraz z nim Aleksander Hamilton i James Madison konsultowali się we wstępnych fazach, które miały doprowadzić do uformowania nowego systemu.

Konstytucja Stanów Zjednoczonych

To jego ogromny osobisty wpływ sprawił, że ruch ten odniósł sukces, a kiedy konwencja mająca na celu uformowanie konstytucji spotkała się w Filadelfii, przewodniczył jej obradom i to jego wola dowodzenia, bardziej niż cokolwiek innego, przeprowadziła konstytucję przez trudności i sprzeczne interesy, które niejednokrotnie sprawiały, że jakikolwiek rezultat wydawał się niemal beznadziejny. Gdy Konstytucja uchwalona w Filadelfii została ratyfikowana przez stany, wszyscy zwrócili się do Waszyngtona, by stanął na czele nowego rządu. Tak jak wcześniej poniósł ciężar rewolucji, tak teraz podjął się zadania powołania do życia rządu konstytucyjnego.

Przez osiem lat pełnił funkcję prezydenta. Wszedł na urząd z papierową konstytucją, spadkobiercą zbankrutowanej, rozpadającej się konfederacji. Gdy odchodził z urzędu, zostawił Stany Zjednoczone z efektywnym i energicznym rządem. Kiedy został zainaugurowany, nie mieliśmy nic poza klauzulami Konstytucji uzgodnionymi przez Konwencję.

Kiedy złożył urząd prezydenta, mieliśmy zorganizowany rząd, ustalone dochody, spłacony dług, wysoki kredyt, skuteczny system bankowości, silne sądownictwo i armię. Prowadziliśmy energiczną i dobrze zdefiniowaną politykę zagraniczną; odzyskaliśmy zachodnie posterunki, które w rękach Brytyjczyków ograniczały nasz marsz na zachód; udowodniliśmy też, że jesteśmy w stanie utrzymać porządek w kraju, stłumić powstanie, ściągać podatki państwowe i egzekwować prawa ustanowione przez Kongres. W ten sposób Waszyngton pokazał tę rzadką kombinację przywódcy, który najpierw potrafił zniszczyć przez rewolucję, a następnie, przeprowadziwszy swój kraj przez wielką wojnę domową, był w stanie zbudować nową i trwałą strukturę na ruinach systemu, który został obalony. Po zakończeniu swej oficjalnej służby powrócił ponownie do Mount Vernon i po kilku latach spokojnej emerytury zmarł dokładnie w chwili, gdy zamykało się stulecie, w którym odegrał tak wielką rolę.

Washington stoi wśród największych ludzi w historii ludzkości, a tych, którzy mogą się z nim równać, jest bardzo niewielu. Niezależnie od tego, czy mierzy się go tym, co zrobił, czy tym, kim był, czy też wpływem jego pracy na historię ludzkości, w każdym aspekcie ma on prawo do miejsca, które zajmuje wśród największych ze swojej rasy. Niewielu ludzi we wszystkich czasach ma taki dorobek. Jeszcze mniej jest takich, którzy przy końcu kariery tak obfitującej w wysokie czyny i pamiętne zwycięstwa, mogą wykazać życie tak wolne od plam, charakter tak bezinteresowny i tak czysty, sławę tak pozbawioną wątpliwych punktów wymagających obrony lub wyjaśnienia. Eulogia o takim życiu jest niepotrzebna, lecz zawsze ważne jest, aby przypomnieć sobie i świeżo zapamiętać, jakim on był człowiekiem. Przede wszystkim był on fizycznie uderzającą postacią. Był bardzo wysoki, potężnie zbudowany, o silnej, przystojnej twarzy. Był nadzwyczajnie umięśniony i silny. Jako chłopiec przodował we wszystkich sportach na świeżym powietrzu. Nikt nie potrafił rzucać drążkiem dalej niż on i nikt nie potrafił jeździć na trudniejszych koniach. Jako młody mężczyzna stał się leśnikiem i myśliwym. Dzień po dniu mógł przemierzać pustkowia z bronią i łańcuchem geodety, a potem spać w nocy pod gwiazdami. Nie bał się ekspozycji ani zmęczenia i prześcignął najtwardszego mieszkańca lasu w podążaniu zimowym szlakiem i pływaniu w lodowatych strumieniach. Ten nawyk energicznych ćwiczeń cielesnych utrzymywał przez całe życie. Gdy tylko przebywał w Mount Vernon, poświęcał znaczną część swego czasu na polowanie na lisy, jeżdżąc za swymi psami przez najtrudniejsze tereny. Jego siła fizyczna i wytrzymałość liczyły się w jego sukcesach, gdy dowodził armią i gdy ciężkie troski generała i prezydenta ciążyły na jego umyśle i sercu.

The prayer at Valley Forge, by H. Brueckner

Był wykształconym, ale nie uczonym człowiekiem. Czytał dobrze i pamiętał to, co przeczytał, ale jego życie było od początku życiem czynu, a świat ludzi był jego szkołą. Nie był geniuszem wojskowym, jak Hannibal, Cezar czy Napoleon, których świat miał tylko trzy lub cztery przykłady. Ale był on wielkim żołnierzem w typie, jaki stworzyła rasa angielska, jak Marlborough i Cromwell, Wellington, Grant i Lee. Był cierpliwy w obliczu porażki, zdolny do wielkich kombinacji, uparty i często lekkomyślny wojownik, zwycięzca bitew, ale o wiele bardziej, ostateczny zwycięzca w długiej wojnie o zmiennych losach. Był ponadto tym, czym niewielu wielkich żołnierzy czy dowódców kiedykolwiek było, wielkim konstytucyjnym mężem stanu, zdolnym do prowadzenia narodu ścieżkami wolnego rządu bez podejmowania się odgrywania roli silnego człowieka, uzurpatora czy zbawcy społeczeństwa.

Był bardzo cichym człowiekiem. O żadnym równie ważnym człowieku w historii świata nie mamy tak niewielu wypowiedzi w rodzaju osobistym. Był gotów mówić lub pisać o obowiązkach publicznych, które miał w ręku, ale prawie nigdy nie mówił o sobie. Nie może być jednak większego błędu niż posądzenie Waszyngtona o chłód i nieczułość z powodu jego milczenia i rezerwy.

Był z natury człowiekiem o silnych pragnieniach i burzliwych namiętnościach. Od czasu do czasu wybuchał, nawet po zakończeniu prezydentury, w porywie gniewu, który zmiatał wszystko przed sobą. Był zawsze lekkomyślny wobec osobistego niebezpieczeństwa i miał zaciętego ducha walki, którego nic nie mogło powstrzymać, gdy raz został uwolniony.

Ale z reguły te ogniste impulsy i silne namiętności były pod absolutną kontrolą żelaznej woli i nigdy nie zaciemniały jego osądu ani nie wypaczały jego przenikliwego poczucia sprawiedliwości.

Ale jeśli nie miał zimnej natury, to tym bardziej nie był twardy czy nieczuły. Jego litość zawsze kierowała się ku biednym, uciśnionym lub nieszczęśliwym, a on sam był miły i łagodny dla tych, którzy znajdowali się w jego bezpośrednim otoczeniu.

Musimy dokładnie przyjrzeć się jego życiu, aby dowiedzieć się tych wszystkich rzeczy, ponieważ świat widział tylko cichego, powściągliwego człowieka, o uprzejmych i poważnych manierach, który wydawał się stać samotnie i oddzielnie, i który wywierał wrażenie na każdym, kto się do niego zbliżył, z uczuciem respektu i czci.

Jedną cechę posiadał, która była, być może, bardziej charakterystyczna dla tego człowieka i jego wielkości niż jakakolwiek inna. Była to jego doskonała prawdomówność umysłu. Był on, oczywiście, duszą prawdy i honoru, ale był nawet czymś więcej. Nigdy nie oszukiwał samego siebie. Zawsze patrzył faktom prosto w twarz i traktował je jako takie, nie śniąc o marzeniach, nie pielęgnując złudzeń, nie zadając pytań o niemożliwości – tak wobec innych, jak i wobec siebie, i w ten sposób zwyciężał zarówno w wojnie, jak i w pokoju. Był w istocie „postacią do podziwiania przez następne wieki”

Henry Cabot Lodge i Theodore Roosevelt w 1895 roku. Opracowanie i redakcja: Kathy Weiser/Legends of America, aktualizacja: luty 2020.

O autorze: Ten artykuł został napisany przez Henry Cabot Lodge i Theodore Roosevelt i zawarty w książce Hero Tales From American History, po raz pierwszy opublikowanej w 1895 roku przez The Century Co, New York. Henry Cabot Lodge ukończył Uniwersytet Harvarda i Harvard Law School i został politykiem, wykładowcą, autorem i przyjacielem Theodore’a Roosevelta, naszego 26. prezydenta. Lodge zmarł w Cambridge, Massachusetts, 9 listopada 1924 roku. Tekst, jak się tu pojawia, nie jest jednak dosłowny, ponieważ został zredagowany dla jasności i łatwości współczesnego czytelnika.

Krótka biografia:

Mt. Vernon, Wirginia

George Washington (1732-1799) – Urodzony 22 lutego 1732 roku, George był pierwszym dzieckiem Augustine’a Washingtona i jego drugiej żony, Mary Ball Washington, w ich posiadłości Pope’s Creek Estate w pobliżu dzisiejszego Colonial Beach w Westmoreland County w Wirginii. Jego ojciec miał czworo dzieci z pierwszą żoną, Jane Butler, która zmarła młodo, przez co George był trzecim synem. Gdy George miał zaledwie sześć lat, rodzina przeniosła się do Ferry Farm w Stafford County w Wirginii, gdzie był wychowywany w domu przez ojca i najstarszego brata. Jako nastolatek Washington pracował jako geodeta. Gdy jego najstarszy brat wżenił się w potężną rodzinę Fairfaxów, w wieku zaledwie 17 lat został pierwszym geodetą nowo utworzonego hrabstwa Culpeper w Wirginii. Rozpoczął również karierę plantatora i wkrótce wstąpił do Milicji Wirginii. Został mianowany podpułkownikiem podczas wojny francusko-indyjskiej, a w 1758 roku rozpoczął swoją karierę polityczną, kiedy został wybrany do Izby Burgessów, lokalnego organu zarządzającego w Wirginii. W następnym roku, 6 stycznia 1759 r. poślubił Marthę Dandridge Custis, bogatą wdowę. Martha miała dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa, Johna Parke’a i Marthę Parke Custis, których George pomagał wychowywać. Para nigdy nie miała wspólnych dzieci, prawdopodobnie z powodu ospy, na którą wcześniej zachorował George. Para przeniosła się następnie do Mount Vernon, niedaleko Alexandrii. Małżeństwo to znacznie zwiększyło jego majątek i pozycję społeczną, a powiększając swoje posiadłości, Washingtonowie prowadzili arystokratyczny tryb życia.

Gdy wybuchła rewolucja amerykańska, Washington został mianowany naczelnym dowódcą armii kolonialnej w 1775 roku. W następnym roku koloniści ogłosili swoją niepodległość od Wielkiej Brytanii, a generał Waszyngton przewodził patriotom w bitwach, które nastąpiły później. W 1781 r. Brytyjczycy zostali pokonani, a nowo powstały kraj z trudem się ustabilizował. W 1787 r. Waszyngton przewodniczył Konwencji Konstytucyjnej w Filadelfii, w stanie Pensylwania, podczas której spisano Konstytucję USA. Konstytucja została ratyfikowana w następnym roku i weszła w życie w 1789 roku. W tym samym roku Waszyngton został jednogłośnie wybrany przez elektorów na pierwszego prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki i rozpoczął proces ustanawiania nowego rządu. Podczas jego prezydentury w 1791 roku przyjęto Bill of Rights.

Po zakończeniu swoich dwóch kadencji w 1797 roku Waszyngton powrócił do Mt. Vernon, gdzie zajął się rolnictwem, ale nadal odgrywał rolę w rządzie, kiedy 13 lipca 1798 roku został mianowany starszym oficerem Armii Stanów Zjednoczonych.

Washington zmarł 14 grudnia 1799 roku w swoim domu w Mt. Vernon na zapalenie płuc. Został pochowany w grobowcu na terenie posiadłości.

© Kathy Weiser/Legends of America, aktualizacja luty 2020.

Martha Washington at Mount Vernon, by Jacob Rau

Also See:

The Whiskey Rebellion of 1794

Deklaracja Niepodległości

Rewolucja Amerykańska

Heroes and Patriots in American History

American History (strona główna)

American History Photo Galleries

U.S. Presidents Photo Gallery

Valley Forge – Patriotyczny symbol wytrwałości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.