BUENOS AIRES – „Wolność nie ma koloru” – głosiły napisy przed budynkiem sądu w Buenos Aires. „Aresztowany za posiadanie niewłaściwej twarzy” i „Podejrzany o nadmiar pigmentu”, mówili inni. A co więcej: „Dość rasizmu.”

Czarny sprzedawca uliczny został rzekomo aresztowany bez powodu lub właściwej procedury na początku tego roku, co spowodowało sierpniowe przesłuchanie w sprawie apelacji habeas corpus. Ale liderzy społeczności afro-argentyńskiej mówią, że ten moment wykracza poza jakiegokolwiek konkretnego człowieka lub incydent, nazywając to przełomowym przypadkiem, który przynosi na próbę traktowanie czarnych w Argentynie.

„Nie chodzi o tego prokuratora lub tego policjanta, ale raczej o instytucjonalnie rasistowski system”, powiedziała Malena Derdoy, prawnik oskarżonego.

Argentyna jest ogólnie uważana za najbielszy kraj w Ameryce Południowej – 97 procent, według niektórych obliczeń – prawdopodobnie bardziej etnicznie europejski niż nasycona imigrantami Europa. Kiedyś istniała tam duża obecność Afro-Argentyńczyków, ale z biegiem epok zanikła. Teraz, po raz pierwszy od półtora wieku, argentyńscy potomkowie afrykańskich niewolników organizują się i występują publicznie, aby potwierdzić swoją tożsamość.

Zdobywają oczy i uszy poza swoją społecznością, a tam jest rozkwitający korpus filmów i książek badających zaciemnione pytania dotyczące ich historii i obecnego statusu. Ale po wielu pokoleniach argentyńskiego społeczeństwa często świadomie zaprzeczającego ich istnieniu, nawet pozornie proste żądania, takie jak włączenie do narodowego spisu ludności, okazują się skomplikowane.

„Zostaliśmy wygnani ze zbiorowej pamięci Argentyny”, powiedział Juan Suaque, potomek argentyńskich niewolników w siódmym pokoleniu. „To tak, jakbyś mijał kogoś na ulicy i musiał tłumaczyć całe swoje życie, co i kim jesteś.”

Minęła północ na radosnym przyjęciu z okazji rocznej rocznicy Associacion Misibamba, wiodącej afro-argentyńskiej organizacji kulturalnej, której Suaque jest prezesem. Zgromadzony tłum praktykuje afro-argentyńską muzykę i taniec „candombe”, tak jak robił to przez wieki. Kobiety i dziewczęta w każdym wieku wykonują klasyczne gesty – dłoń do biodra, dłoń do czoła – otoczone frenetyczną synkopą bębnów conga. Ta klasyczna forma sztuki zyskuje w ostatnich latach coraz większą popularność, zarówno wśród białych Argentyńczyków, jak i czarnych. Associacion Misibamba wystąpiło niedawno ze swoim candombe w ważnym filmie fabularnym, którego akcja rozgrywa się w XIX-wiecznym Buenos Aires. Okres ten był czasem – odległym wspomnieniem, które właśnie teraz zostało na nowo rozbudzone – kiedy afrykańskie ekspresje były codzienną częścią argentyńskiego życia.

Na początku lat 1800, czarni niewolnicy stanowili 30 procent populacji Buenos Aires, a absolutną większość w niektórych innych prowincjach. Pierwszy prezydent Argentyny miał afrykańskie pochodzenie, tak jak i kompozytor pierwszego tanga. Nawet słowo „tango”, jak wiele innych słów wspólnych w argentyńskim słownictwie, ma afrykańskie korzenie, tak jak wiele ukochanych potraw, w tym narodowe wady grilla asado i dulce de leche.

Zniesienie niewolnictwa było powolnym procesem, który rozciągał się na lepszą część 19 wieku. W tym samym czasie, w ramach rządu wyraźne i agresywne polityki wybielania rasy – aby zastąpić „barbarzyńców” z „cywilizacji”, w słynnej frazie słynnego prezydenta Sarmiento – Afro-Argentyńczycy zostali zalani przez imigrację europejską, największy taki napływ w obu Amerykach poza Stanami Zjednoczonymi. Czarni zmniejszyli się do zaledwie 1,8 procent Buenos Aires do spisu ludności w 1887 roku, po którym ich kategoria została zastąpiona bardziej niejasnymi terminami, takimi jak „trigueno” – „pszenica”.”

„To część argentyńskiego zdrowego rozsądku, że nie ma czarnych, że cała ich kultura zniknęła pod koniec 1800 roku”, powiedział antropolog Pablo Cirio. „To wszystko jest kłamstwem.”

Pilotażowy spis ludności z 2005 roku oszacował, że około 5 procent populacji krajowej ma afrykańskich przodków – około 2 milionów ludzi. Badanie wykazało, że populacja ta jest gorzej sytuowana pod względem zdrowia i wskaźników społeczno-ekonomicznych niż reszta Argentyny, co przypuszczalnie miało miejsce od czasów niewolnictwa.

W przeciwieństwie do spisu z 1887 roku, przeprowadzonego w atmosferze politycznej, która była chętna do zatarcia afrykańskiej obecności w Argentynie, to badanie próbowało wykryć afrykańskie pochodzenie w gospodarstwie domowym, niezależnie od tego, czy jego członkowie wydawali się czarni, czy nie. Z tego powodu architekt badania i działacze społeczni woleli termin „Afro-descendant” od węższego „czarny.”

Badanie zostało przeprowadzone z pomocą krajowego biura spisu ludności i funduszy Banku Światowego, za namową lokalnych działaczy afro-argentyńskich, którzy mieli nadzieję mieć kategorię „Afro-descendant” ponownie wstawioną do argentyńskiego spisu ludności w 2010 roku i liczyć się jako odrębny segment populacji po wieku braku. Wkrótce potem, badania DNA próbek krwi w kilku szpitalach w Buenos Aires potwierdziły wynik pilotażowego spisu, wykazując bardzo podobny odsetek genów pochodzących z Afryki. Co więcej, znacznie wyższą liczbę – około 10 procent – uzyskano badając mitochondrialne DNA, które śledzi matczyny rodowód. Jest to zgodne z historycznym przypuszczeniem, że wielu czarnych mężczyzn zostało utraconych po wysłaniu na fronty XIX-wiecznych wojen, a Afro-Argentyńczycy zasymilowali się z białą populacją, gdy pozostałe kobiety zmieszały się z hordami europejskich mężczyzn, którzy przybyli do Argentyny do pracy.

Ale teraz inicjatywa spisu wydaje się utknąć w martwym punkcie. Istnieją fatalne pytania o jego potencjalnej ważności i wartości jako narzędzie pomiaru w społeczeństwie, w którym afrykańskie korzenie zostały tak długo ukryte. Wielu Argentyńczyków nie jest świadomych czarnych przodków, których mogą mieć, a badacze sondażu zauważyli trudności w uzyskaniu ludzi do samoidentyfikacji jako Afro-descendants, gdy etykieta zawsze niosła tak silne piętno.

Pilotażowy spis musiał być poprzedzony agresywnymi publicznymi kampaniami informacyjnymi w obszarach próby, w celu uwrażliwienia gospodarstw domowych na pojęcie afrykańskiego rodowodu i dać im czas na badanie ich drzew genealogicznych. Ale większość zgadza się, że bez takiej kampanii i przeszkolonych badaczy udzielających wywiadów twarzą w twarz, zwykły spis rządowy nie odzwierciedlałby dokładnie populacji Afro-descendant w Argentynie.

Antropolog Cirio zauważa, że w obliczu wrogości otaczającego ich społeczeństwa, „strona najbardziej zainteresowana uczynieniem czarnych niewidzialnymi była sama.” Ci, którzy podtrzymywali afrykańskie tradycje kulturowe, postanowili, od końca XIX wieku, ukryć je przed wzrokiem opinii publicznej. „Zrobili to nie po to, aby zapomnieć o swojej przeszłości, ale aby ją zachować”, powiedział, dodając, że Associacion Misibamba jest jedną z pierwszych organizacji, które „przełamały
ciszę.”

W niektórych przypadkach izolacja kulturowa zadziałała i umożliwiła reflorescencję, która ma miejsce dzisiaj. Ale bardziej powszechnie, efektem była amnezja na dużą skalę w społeczeństwie argentyńskim. „Każdy z nas może być Afro-descendentem, być może nie wiedząc o tym,” powiedział Cirio z ironicznym uśmiechem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.