Czy operacja Iracka Wolność potwierdziła nową teorię działań wojennych, w której siły specjalne, zaawansowana technologia i kreatywne plany wojenne zastąpią tradycyjne atuty Ameryki, takie jak siła ognia, manewry i brutalna siła? Niektórzy twierdzą, że tak, i obecnie oczekują, że Sekretarz Obrony Donald Rumsfeld będzie dążył do radykalnej przebudowy lub „transformacji” sił zbrojnych USA, której podobno chciał na początku 2001 roku, ale nie był w stanie jej przeprowadzić ze względów politycznych. Chociaż różni naukowcy zajmujący się obroną mają różne poglądy, większość oczekuje, że Rumsfeld dokona głębokich cięć w siłach zbrojnych armii, aby sfinansować większe możliwości w zakresie sił powietrznych, sił morskich, obrony przeciwrakietowej, broni kosmicznej i sił specjalnych.
Jednakże to, co jest najbardziej uderzające w ostatniej wojnie mającej na celu obalenie Saddama, to fakt, jak bardzo tradycyjne zdolności bojowe wciąż miały znaczenie. Tak, siły specjalne i nowoczesne lotnictwo były ważne, ale tak samo ważne były czołgi Abrams, 5-tonowe ciężarówki z zaopatrzeniem, żołnierze i marines dzierżący karabiny oraz staroświeckie umiejętności bojowe piechoty. Kiedy siły amerykańskie spotkały się z dywizjami pancernymi Gwardii Republikańskiej Madinah Munawrah i piechoty Bagdadu na południe od stolicy Iraku w decydującej bitwie wojny, zrobiły to dzięki przewadze liczebnej, dominującemu wsparciu lotniczemu i ogromnej sile ognia. Ostatnie wojny w Afganistanie i Iraku zostały zasadniczo wygrane dzięki wojsku, które administracja Busha odziedziczyła po Billu Clintonie, pierwszym prezydencie Bushu i Ronaldzie Reaganie – wojsku stale, lecz stopniowo modernizowanemu – a nie dzięki siłom stworzonym na nowo przez zwolenników rewolucji obronnej. W związku z tym ci, którzy chcieliby porzucić doktrynę Powella o przytłaczającej sile na rzecz doktryny Rumsfelda o ukrywaniu się, zaskoczeniu, finezji i małych koalicjach chętnych, powinni złagodzić swoje poglądy.
Wszyscy stratedzy obronni wiedzą, że nie należy zakładać, iż następna wojna będzie taka jak ostatnia, ani też nadmiernie uczyć się lekcji z jednego konfliktu w oczekiwaniu na kolejne operacje wojskowe. Mimo to, wojny są niezwykle pouczającymi wydarzeniami dla dyscypliny analizy wojskowej i muszą być w pełni wykorzystane w poszukiwaniu informacji i spostrzeżeń, gdy tylko się pojawią. Ponadto, ta konkretna wojna zmienia podstawowy kontekst strategiczny regionu Zatoki Perskiej. W szczególności rodzi ona pytania dotyczące amerykańskiego wymogu dwóch wojen, który stanowił podstawę planowania sił zbrojnych przez ponad dekadę, oraz normalnego rozmieszczenia sił amerykańskich za granicą. Z tych względów należy dokonać przeglądu podstawowych wniosków płynących z wojny, a następnie zasugerować wstępne przemyślenia na temat ich znaczenia dla planowania przyszłej amerykańskiej obrony. W sumie przemawiają one za mniej radykalną zmianą układu sił zbrojnych USA, niż to często twierdzili obserwatorzy w bezpośrednim następstwie wojny. Ale zmiany nie muszą być radykalne, by były ważne lub trudne do przeprowadzenia.
THE FOUR-WEEK WAR AGAINST SADDAM
Amerykańskie, brytyjskie i australijskie siły dokonały niezwykłego wyczynu między 19 marca a 9 kwietnia, czyli w przybliżonych granicach głównej fazy bojowej operacji wojskowych w Iraku. Pokonały 400-tysięczną armię, obaliły dyktatora i z powodzeniem przeprowadziły główne miejskie operacje bojowe, ponosząc przy tym mniej niż 200 ofiar śmiertelnych – straty koalicji były nawet mniejsze niż w operacji „Pustynna Burza” dekadę temu. Chociaż siły pod wodzą Amerykanów były słabo przygotowane do początkowych wymagań stabilizacji post-saddamowskiego Iraku, było to bardziej odzwierciedleniem słabego planowania w Pentagonie i CENTCOM niż jakiegokolwiek nieodłącznego braku zdolności ze strony rozmieszczonych wojsk.
Co było odpowiedzialne za ten niezwykły sukces na polu bitwy? W szczególności, czy wiceprezydent Dick Cheney i przewodniczący szefów sztabów połączonych Richard Myers mieli rację, twierdząc, że strategia opracowana przez generała Tommy’ego Franksa i jego kolegów z CENTCOM była genialna? Czy uczelnie wojenne na całym świecie będą jej uczyć swoich studentów za kilkadziesiąt lat? Czy też konflikt ten będzie postrzegany przede wszystkim jako przypadek przewagi przeważającego potencjału wojskowego nad przeciętną armią średniej wielkości kraju rozwijającego się?
Czy koncepcja wojny zasługuje na miano „genialnej”, jak twierdzili niektórzy podczas wojny i zaraz po jej zakończeniu, jest kwestią dyskusyjną. W sumie wyniki militarne USA były tak dobre, a przewaga militarna tak przytłaczająca, że dowodzona przez Amerykanów koalicja prawdopodobnie mogłaby wygrać tę wojnę bez genialnego, czy nawet bardzo dobrego planu wojny. To powiedziawszy, w kampanii irackiej były główne elementy kreatywności wojskowej, jak również takie, które wcale nie były nowe.
Rozważmy kilka kluczowych elementów:
- Shock and awe. Był to oczywiście plakat informujący o tym, jak rozpocznie się wojna, reklamowany z wielotygodniowym wyprzedzeniem. Ale pomysł nie był taki nowy. Selektywne uderzanie w cele wojskowe przy jednoczesnym oszczędzaniu infrastruktury cywilnej to pomysł, który opierał się na doświadczeniach USA z Afganistanu, Kosowa i Pustynnej Burzy. Unikanie ataków na regularne irackie jednostki wojskowe było mądre, ale dobrze wiedziano, że siły te były znacznie mniej lojalne wobec Saddama niż Specjalna Gwardia Republikańska, Gwardia Republikańska i Fedaini. Mocne uderzenie we wczesnych godzinach wojny to strategia, którą zwolennicy sił powietrznych zalecają od dziesięcioleci. Ostatecznie koncepcja „shock-and-awe” nie została zrealizowana, ponieważ plany najwyraźniej uległy zmianie wraz z próbą zabicia Saddama 19 marca. Biorąc pod uwagę stopień, w jakim siły irackie przyzwyczaiły się do bombardowań koalicji w poprzedniej dekadzie, prawdopodobnie i tak nie doszłoby do wielkiego szoku czy przerażenia.
- Naloty operacji specjalnych. Były one bardziej imponujące niż wczesna kampania powietrzna. Dziesiątki małych zespołów operacji specjalnych zakłóciły irackie dowodzenie i kontrolę, zajęły infrastrukturę naftową, zapobiegły zburzeniu zapór wodnych i zajęły lotniska w regionach, z których pociski Scud mogły zostać wystrzelone na Izrael. Wydaje się, że jednostki specjalne i wywiadowcze zakłóciły irackie linie komunikacyjne w Bagdadzie i innych miejscach, co być może przyspieszyło upadek sił irackich po rozpoczęciu walk w miastach. Operacje te były odważne, kreatywne i skuteczne. Zapobiegły też kilku koszmarnym scenariuszom.
- Omijanie południowo-wschodnich miast podczas pędzenia na Bagdad. W ciągu pierwszych 10 dni wojny nie było jasne, czy koalicyjne siły lądowe będą w stanie wystarczająco chronić swoje flanki na obszarach, których wolały nie zajmować. W najgorszym wypadku siły koalicyjne mogłyby poczekać kilka tygodni na przybycie innych jednostek, bez większego uszczerbku dla szerszej strategii. Niezależnie od tego, takie podejście, które kładło nacisk na szybkość i głęboką penetrację, nie było niczym nowym. Generałowie Hitlera nie robili postojów w Strasburgu, Luksemburgu czy północno-wschodniej Francji; jechali prosto na francuskie wybrzeże, by odciąć francuską armię, a potem na Paryż.
- Uderzenie w siły irackie za pomocą potężnego przygotowawczego bombardowania lotniczego. Połączenie bomb kierowanych przez GPS, lepszych czujników, takich jak samoloty JSTARS, latających wewnątrz irackiej przestrzeni powietrznej oraz sieci łączności w czasie rzeczywistym uniemożliwiło siłom irackim schronienie. Nawet jeśli Irakijczycy próbowali przemieszczać się podczas burzy piaskowej lub w nocy, siły koalicji mogły ich dostrzec i zaatakować. Ponadto, ze względu na szybkie ruchy koalicyjnych sił lądowych, wszelkie irackie przesunięcia musiały następować szybko, jeśli miały pomóc atakowanym siłom na pierwszej linii frontu. To zwiększyło prawdopodobieństwo, że będą poruszać się w dużych formacjach po drogach. W rezultacie zostali ciężko ranni. Ponownie, to była podręcznikowa doktryna, zastosowana z druzgocącą skutecznością, a nie błyskotliwa generalizacja.
- Zdziesiątkowane ataki połączonych sił zbrojnych przeciwko Gwardii Republikańskiej. Oprócz powyższej dynamiki walki, siły koalicji były niezwykle skuteczne, gdy jednostki powietrzne i naziemne współpracowały ze sobą. W ostatnich dniach marca i na początku kwietnia siły amerykańskie miażdżyły siły Gwardii Republikańskiej rozmieszczone poza Bagdadem. Saddam popełnił poważny błąd, trzymając je tam, być może ze strachu, że zwrócą się przeciwko niemu, jeśli zostaną wpuszczone do Bagdadu, a być może z nadmiernej pewności siebie, że mogą się ukryć w skomplikowanym terenie doliny Tygrysu i Eufratu. Koalicja zastosowała pewne taktyki – takie jak ruch „uderz i uciekaj” 3 Dywizji Piechoty Zmechanizowanej w celu oskrzydlenia części Dywizji Madinah w pobliżu Karbali – ale to, co wygrało tę walkę, było druzgocącym pokazem działań wojennych z użyciem broni połączonej. Opierało się ono na liczącej dziesiątki lat koncepcji z drastycznie ulepszoną technologią, która została nabyta i włączona do amerykańskiej doktryny i taktyki wojskowej w latach Reagana, Busha i Clintona. To było mniej błyskotliwości niż czysta dominacja.
- Walki o Bagdad i Basrę. Tutaj mieliśmy do czynienia z prawdziwym sprytem i kreatywnością. Próba szybkiego zdobycia miast przyniosłaby zapewne duże straty po wszystkich stronach. Z kolei cierpliwe czekanie na 4 Dywizję Piechoty Zmechanizowanej i inne posiłki dałoby siłom Saddama pewność siebie oraz czas na przegrupowanie i opracowanie nowej taktyki. Tak więc postawa pośrednia – wykorzystywanie coraz bardziej asertywnych operacji „rozpoznania w terenie” w celu zdobycia informacji, rozbicia sił Saddama, ośmielenia ludności irackiej do stawiania oporu i wybiórczego angażowania się w walki ogniowe z elitarnymi siłami irackimi – była w sam raz.
Podsumowując, główne filary sukcesu koalicji w Iraku – nowa technologia i tradycyjne umiejętności – zapewniły niezwykłą parę możliwości. Jeśli chodzi o sprzęt, na szczególną uwagę zasługują opracowane w ostatniej dekadzie systemy zwiadowcze, bomby przeciwpogodowe i nowoczesne sieci łączności. (Było to w okresie, w którym, jak na ironię, zwolennicy rewolucji obronnej byli często sfrustrowani tempem zmian w amerykańskich siłach zbrojnych). Ponadto uderza kompetencja amerykańskich i brytyjskich żołnierzy oraz ich dowódców, a także doskonałość ich doktryny i szkolenia. Rzeczywiście, staromodne czołgi spisywały się nadzwyczaj dobrze, a miejskie operacje bojowe były wykonywane wspaniale.
NOWY WZÓR ARMII?
Według różnych doniesień prasowych, Sekretarz Obrony Donald Rumsfeld jest teraz zdeterminowany, aby dokonać radykalnych zmian w amerykańskim wojsku, których pragnął dwa lata temu, ale nie był w stanie ich dokonać. Teraz, po dwóch udanych wojnach, Rumsfeld jest postrzegany jako jeden z najbardziej wpływowych sekretarzy gabinetu od czasów Kissingera. Być może doktryna Powella o przytłaczającej sile, w tym wykorzystaniu wielkich armii lądowych do wygrywania wojen, zostanie wkrótce zastąpiona nową doktryną Rumsfelda, kładącą nacisk na zaawansowane technologie, jednostki operacji specjalnych i czystą siłę umysłu do pokonania przyszłych wrogów. Jednak tak radykalna zmiana wydaje się mniej prawdopodobna lub pożądana, niż wielu było skłonnych twierdzić w bezpośrednim następstwie wojny.
Moment wydaje się dojrzały dla wielkich idei i wielkich innowacji. Przez dekadę amerykańskie siły zbrojne były dobierane i kształtowane przede wszystkim pod kątem możliwości prowadzenia dwóch dużych wojen regionalnych jednocześnie. W zasadzie wojny te mogły toczyć się gdziekolwiek. W praktyce wszyscy wiedzieli, że myślimy głównie o Korei Północnej Kima i Iraku Saddama. Gdy jednego z tych wrogów już nie ma, stare podstawy planowania sił zbrojnych zostały częściowo zburzone. Logika zdolności do prowadzenia dwóch wojen jest nadal przekonująca dla Stanów Zjednoczonych. Ale pytanie, które dwie wojny i jakie inne misje wojskowe kraj musi prowadzić, jest teraz otwarte na spekulacje i debaty.
Ci, którzy chcieliby wyartykułować nową doktrynę Rumsfelda, proponują kilka jasnych wytycznych. Budowanie narodu i utrzymywanie pokoju odpadają – przynajmniej w zasadzie (choć w rzeczywistości podejście Rumsfelda do zarządzania sojuszami i koalicjami sprawiło, że armia amerykańska ponosi lwią część ciężaru utrzymania pokoju i budowania narodu w Iraku). Możliwe ataki prewencyjne przeciwko Syrii, Iranowi i Korei Północnej są w cenie. Prawdopodobna jest długoterminowa rywalizacja wielkomocarstwowa z Chinami. Przyszłe działania wojenne będą charakteryzować się bardziej operacjami kosmicznymi, rakietowymi, morskimi i lotniczymi niż dawnymi wojskami lądowymi.
Jest jednak szereg praktycznych ograniczeń w tym, jak daleko może sięgać to myślenie – i jako człowiek faktycznie odpowiedzialny za amerykańską obronę, Rumsfeld jest bardziej skłonny do rozpoznania tych ograniczeń niż wielu wizjonerów obrony. Po pierwsze, wojna w Iraku nie tylko potwierdziła znaczenie sił powietrznych i niewielkich sił zbrojnych, ale także potwierdziła znaczenie dość dużej armii inwazyjnej. Nasze ćwierćmilionowe siły były tak samo duże w stosunku do armii irackiej z 2003 roku, jak siły Pustynnej Burzy w stosunku do armii irackiej z 1991 roku. Doktryna Powella być może będzie musiała zostać zmodyfikowana za pomocą następstwa Rumsfelda, ale nie wydaje się martwa.
Patrząc w przyszłość, zaangażowanie w samym Iraku mogłoby prawdopodobnie pochłonąć co najmniej dwie dywizje amerykańskie na okres od jednego do pięciu lat, chyba że partnerzy koalicyjni zapewnią znacznie większą pomoc niż obecnie wydaje się to prawdopodobne. Afganistan nadal angażuje znacznie więcej niż jedną brygadę, podobnie jak operacje na Bałkanach, z których Rumsfeld nie był w stanie wydzielić amerykańskich wojsk pomimo swoich najlepszych starań. Inne małe misje są możliwe w kontekście wojny z terroryzmem. Zmartwieniem pozostaje również wojna w Korei, gdzie potencjalnie potrzeba od sześciu do ośmiu dywizji bojowych USA. Te realne misje i prawdopodobne scenariusze walki wymagają co najmniej 10 gotowych dywizji (obecne wojsko amerykańskie ma 13 aktywnych dywizji, 10 w Armii i 3 w Korpusie Piechoty Morskiej). W rzeczywistości, utrzymanie dwóch dywizji w Iraku przez kilka lat będzie wymagało mniej więcej wszystkich sił lądowych, które Stany Zjednoczone obecnie posiadają, po prostu ze względu na wymagania dotyczące rotacji wojsk.
Do tego dochodzą niewiadome. Na przykład, czy Stany Zjednoczone i ich sojusznicy mogą pewnego dnia zostać poproszeni przez upadający rząd Pakistanu o pomoc w przywróceniu stabilności, zanim wojna domowa doprowadziła do rozpadu kraju i potencjalnej utraty bezpieczeństwa jego arsenału nuklearnego? Taka misja nie byłaby budowaniem narodu, lecz ochroną żywotnych interesów bezpieczeństwa narodowego USA. Czy też duży wysiłek stabilizacyjny z udziałem USA może być potrzebny wszędzie, od Kaszmiru przez Kongo po Indonezję?
Ogólnie rzecz biorąc, Rumsfeld może zmienić amerykańskie wojsko w skromny sposób, ale prawdziwa rewolucja wydaje się mało prawdopodobna. W szczególności, może on rzeczywiście dokonać skromnej redukcji wielkości i budżetu armii, wykorzystując uwolnione fundusze na więcej technologii kosmicznych i obrony przeciwrakietowej, siły powietrzne i siły specjalne. Jednak argumenty za wprowadzeniem zmian większych niż około 5 procent w podstawowych alokacjach budżetowych i sile sił zbrojnych nie są mocne.
Ten sam wniosek odnosi się do konkretnych nowych rodzajów broni, które Rumsfeld prawdopodobnie zakupi. Podczas ostatniej kampanii prezydenckiej ówczesny gubernator Bush opowiadał się za „pominięciem jednej generacji” broni, aby przyspieszyć nadejście nowej ery, w której dominować będą takie możliwości, jak bezzałogowe samoloty i łodzie podwodne, bombowce i okręty typu stealth oraz broń kosmiczna. Za prawdopodobnych przegranych uważano samoloty bojowe krótkiego zasięgu, wiele systemów uzbrojenia armii, duże okręty nawodne i inne „starsze” rodzaje broni, które odzwierciedlały stopniowe doskonalenie tradycyjnych zdolności bardziej niż śmiałe nowe technologie.
Ale, jak zauważono, tradycyjna broń spisała się znakomicie w operacji „Iracka Wolność”, podobnie jak żołnierze i marines wykorzystujący staroświeckie umiejętności manewrów pancernych i wojny miejskiej przeciwko wojskom irackim. Nie była to wojna wygrana w całości, ani nawet w większości, przy pomocy „shock and awe”. Po drugie, wykorzystanie sił specjalnych w innych możliwych wojnach może być trudniejsze. Samoloty koalicyjne przez kilkanaście lat szczegółowo mapowały Irak, co umożliwiło chirurgiczne rozmieszczanie małych zespołów Amerykanów w miejscach, gdzie mogliby uzyskać najlepsze efekty przy najmniejszym ryzyku dla siebie.
W dodatku odwołanie broni jest trudniejsze, niż się wydaje. Po dwóch latach urzędowania, spośród dziesiątek dużych programów zbrojeniowych, Rumsfeld anulował jedynie wojskowy system artyleryjski Crusader – podobno przynajmniej częściowo na życzenie prezydenta Busha, który chciał spełnić obietnicę z kampanii wyborczej. I nie chodzi tu tylko o politykę. Większość z tych broni ma dobre argumenty militarne przemawiające na ich korzyść. Niektóre z nich prawdopodobnie nie są potrzebne, ale nigdy nie jest rzeczą banalną dowiedzieć się, które z nich należy anulować. Na przykład, F-22 może nie być potrzebny w ilościach, jakich życzą sobie Siły Powietrzne. Ale biorąc pod uwagę rozpowszechnienie zaawansowanych pocisków ziemia-powietrze i możliwość bardziej zaawansowanego zagrożenia ze strony kraju takiego jak Chiny w ciągu następnej dekady lub dwóch, kilka takich samolotów jest w tym momencie mądrą inwestycją. Podobnie, Joint Strike Fighter może nie być potrzebny w tak ogromnych ilościach, jakie są obecnie planowane (prawie 3000 samolotów dla Sił Powietrznych, Marynarki Wojennej i Piechoty Morskiej). Jednak kilkaset takich zaawansowanych samolotów szturmowych to rozsądna inwestycja – będziemy musieli kupić lub wyremontować inne samoloty, aby zrekompensować nie zakupione myśliwce uderzeniowe, biorąc pod uwagę starzenie się samolotów takich jak F-16, AV-8B Harrier i F-18.
Wreszcie, dzisiejszy budżet na modernizację broni w USA zawiera już znaczne fundusze na nowe pomysły i koncepcje. Obrona przeciwrakietowa, bezzałogowe statki powietrzne, systemy komunikacji kosmicznej, okręty podwodne przekształcone w nosicieli pocisków manewrujących, bezzałogowe pojazdy podwodne oraz ogólne budżety na badania i eksperymenty są jednymi z beneficjentów zwiększonych funduszy. Po 11 września roczny budżet obronny bardzo wzrósł – po nieco ponad 300 miliardach dolarów na początku prezydentury Busha, obecnie wynosi około 400 miliardów dolarów (nie licząc nawet kosztów ostatniej wojny) i oczekuje się, że do końca dekady osiągnie 500 miliardów dolarów. Mniej niż połowę tego ogólnego wzrostu można wytłumaczyć połączonymi skutkami inflacji i wojny z terroryzmem. W takim środowisku, pod warunkiem, że menedżerowie są ostrożni, nie ma pilnej logiki, aby poważnie ciąć siły Armii lub tradycyjne uzbrojenie, aby przyspieszyć proces transformacji obrony, którego większość i tak nie może nawet jasno zdefiniować w tym momencie.
Co z amerykańską globalną obecnością wojskową? Rumsfeld chce ponownie rozważyć lokalizacje i role pozostałych 250 000 sił amerykańskich bazujących lub rozmieszczonych za granicą, od Niemiec po Koreę. I rozmieszczenie wyraźnie zmieni się w Zatoce Perskiej w czasie, zaczynając od redukcji siły oddziałów w Turcji i Arabii Saudyjskiej.
Plan Rumsfelda dotyczący przekształcenia globalnego śladu militarnego Ameryki jest radykalny, kreatywny i ogólnie mądry. Weźmy za przykład Koreę. Siły amerykańskie pozostaną tam w obecnej sile (37 000 ogółem, z czego około 27 000 to US Army), ale przesuną się na południe półwyspu. Przesunięcie to zostanie wykonane w uznaniu większych możliwości Korei Południowej do udaremnienia jakiejkolwiek północnokoreańskiej próby inwazji oraz w oczekiwaniu na kontrofensywę aliantów, która szybko nastąpiłaby po takim niespodziewanym ataku. W rzeczywistości takie posunięcie lepiej pozycjonuje bardziej zaawansowane siły amerykańskie do zainicjowania poważnego kontrataku. Dodanie dostępu w południowo-wschodniej i środkowej Azji również ma sens, podobnie jak pozbycie się większości amerykańskich sił z Arabii Saudyjskiej teraz, gdy zagrożenie ze strony Saddama Husajna zniknęło.
Wziąć pod uwagę obecność USA w Europie. Dlaczego Stany Zjednoczone wciąż mają 70 000 żołnierzy w silnie zurbanizowanych Niemczech, z czego 55 000 to żołnierze armii, daleko od jakiejkolwiek strefy walk? W dużej mierze dlatego, że po upadku muru berlińskiego łatwiej było zmniejszyć ogromną amerykańską obecność wojskową w Niemczech niż przemyśleć naszą podstawową rolę w Europie.
Zamiast utrzymywać większość z dwóch z sześciu ciężkich dywizji armii amerykańskiej w Niemczech, z dala od jakiegokolwiek prawdopodobnego teatru walki, istnieje dobry argument, że Stany Zjednoczone powinny być mniejsze, lżejsze i szybsze. Jak sugeruje generał James L. Jones, głównodowodzący NATO, bazy w Europie powinny być postrzegane jako „liliowce” dla regionalnych i globalnych rozmieszczeń.
Może to oznaczać ostateczne zbudowanie przyszłej obecności USA w Niemczech wokół jednej z nowych brygad armii średniej wagi „Stryker” (jednostek, które zależą od zaawansowanej elektroniki i systemów łączności, i które nie są ani tak ciężkie i nieporęczne jak formacje czołgów Abrams, ani tak wrażliwe jak obecne siły lekkie). Stany Zjednoczone mogłyby również stacjonować tam równorzędnej wielkości formacje piechoty morskiej. Posiadanie takich lżejszych i bardziej mobilnych sił jest zgodne z prawdopodobnymi wymogami bezpieczeństwa na peryferiach Europy i pomogłoby Stanom Zjednoczonym dać dobry przykład przejścia na bardziej ekspedycyjne zdolności wojskowe, które mogliby naśladować ich sojusznicy z NATO. Być może kolejna jednostka mogłaby zostać umieszczona w nowym członku NATO, takim jak Polska, Rumunia czy Bułgaria. Po zakończeniu wojen na Bałkanach, argumenty przemawiające za takim rozwiązaniem są silniejsze niż kiedykolwiek. Takie mniejsze, bardziej mobilne siły napotkałyby również mniej problemów ze szkoleniem niż obecnie w gęsto zaludnionych Niemczech.
Jest jednak pewne zastrzeżenie. Dodawanie kolejnych miejsc, gdzie Armia musiałaby wysyłać żołnierzy na tymczasowe misje bez eskorty, jest dokładnie tym, czego przepracowana służba teraz nie potrzebuje. Jeśli Korpus Piechoty Morskiej i amerykańscy sojusznicy nie pomogą w działaniach stabilizacyjnych w Iraku bardziej niż się tego obecnie oczekuje, lub jeśli misja nie okaże się dużo łatwiejsza niż wskazywałby na to historyczny precedens, armia powinna działać powoli. Może również poszukać miejsc, które pozwolą żołnierzom sprowadzić rodziny i osiedlić się na dwa lub trzy lata na terytoriach niektórych nowych członków NATO.
W każdym razie, spodziewajcie się, że Rumsfeld dokona niektórych z tego rodzaju zmian, podczas gdy sytuacja w Iraku pozostaje w ciągłym ruchu. To ostatnie zapewnia dobrą przykrywkę dla pewnych zmian, które i tak są sensowne, ale zawsze trudne do przeprowadzenia z powodów politycznych – takich jak te w Korei i Niemczech. Dobrze jest móc powiedzieć kilku sojusznikom naraz, że na nowo rozważamy całą koncepcję i sieć naszych globalnych baz wojskowych. W przeciwnym razie każdy z sojuszników może źle odczytać decyzję o przemieszczeniu sił na swoje terytorium, zakładając, że Waszyngton wysyła mu sygnały polityczne, podczas gdy w rzeczywistości to efektywność militarna i strategiczna elastyczność kierują amerykańskim procesem decyzyjnym.