„Pamiętam ten wspaniały poranek, kiedy wymyślono termin 'klasyczny rock'” – mówi Robert Plant, tytułem wstępu, w swojej bazie w Severn Valley. „Stał się on siecią radiową w Ameryce na długo przed waszym magazynem. To, co się stało, to fakt, że świat 'raaaak’ – z kilkoma 'a’ – stał się jak stacja oldies.

„Ale to nie odnosi się do was zbytnio, ponieważ nadążaliście za moimi szaleństwami przez te wszystkie lata. I doceniam to, bo, jak na ironię, w dzisiejszych czasach nie puszczają mnie na klasycznych raaaakach, nie licząc mojego poprzedniego wcielenia. Teraz jestem tam z aniołkami i ptaszkami, nie ma szans w piekle.”

Plant rzeczywiście był tam już od jakiegoś czasu, odkąd zadebiutował solo w 1982 roku, dwa lata po tym, jak śmierć jego wielkiego przyjaciela Johna Bonhama zasygnalizowała koniec Led Zeppelin. To była fascynująca i szeroko zakrojona kariera, obejmująca elementy folku, bluesa, muzyki afrykańskiej, psychodelii, roots-rocka i nie tylko. I choć sam przyznaje, że dla niektórych na zawsze pozostanie złotym bogiem legendy Zepów, jego bogaty katalog – od pierwszych nieśmiałych kroków jako artysty solowego po wielopłaszczyznowy blask ostatnich albumów Lullaby And…The Ceaseless Roar i Carry Fire – jest dziełem niestrudzonego poszukiwacza.

Rozmowa z Plantem jest tak samo dygresyjna, jego umysł iskrzy się na stycznych, jedno wspomnienie przechodzi w drugie. Dziś opowiada o swoich wczesnych latach w Birmingham; byciu wożonym po mieście przez Johna Bonhama u szczytu sławy; dniach złej fryzury w Top Of The Pops; dlaczego nigdy nie napisze pamiętnika; swoim ostatnim pobycie w Teksasie… I oczywiście o swoim obecnym zespole braci, Sensational Space Shifters.

Mówi też dużo o kopaniu w głąb, co prowadzi nas do jego najnowszego przedsięwzięcia. Digging Deep With Robert Plant to jego niezwykle popularny podcast, w którym elokwentnie omawia sposoby i powody piosenek z całej swojej kariery. Digging Deep to także nazwa box setu, który zbiera single z jego solowych albumów aż do Mighty Rearranger z 2005 roku.

Plant to świetne towarzystwo. I, biorąc pod uwagę wspomniane „poprzednie wcielenie”, mniej więcej tak niestaranne, jak to tylko możliwe. Również skromny. On i Shifters właśnie wrócili z Ameryki, gdzie zakończyli swoją trasę występem na Hardly Strictly Bluegrass, corocznym festynie w Golden Gate Park w San Francisco.

„Wciąż jestem naćpany od trawki w tłumie,” śmieje się. „Kurwa mać! Miałem ochotę na przekąskę przy piosence numer trzy. Czego bym nie zrobił dla tuńczyka”.

Czas się zagłębić…

Co skłoniło cię do zrobienia podcastu?

Wiele przedsięwzięć, które były i odeszły od czasu odejścia Led Zep było wspaniałymi daliezami, prawie jak romanse z różnymi muzykami i ich wkładem. Różne dźwięki i sposób w jaki współczesne nagrywanie zmieniło się w połowie lat osiemdziesiątych, pożegnanie z nagrywaniem analogowym. Wszystkie tego typu rzeczy. Myślę, że miałem tak wiele doświadczeń z przyspieszeniem kreatywności, która popadła w chaos w latach siedemdziesiątych, że naprawdę chciałem robić różne rzeczy przez cały czas.

Robię wywiady z ludźmi i oni mówią: „Czy myślałeś o napisaniu książki?”. Idę: „Spierdalaj. Wszystko, co mam między uszami lub między nogami, to moja sprawa i niczyja inna. Wiem zbyt wiele rzeczy, a kiedy w końcu opuszczę tę śmiertelną powłokę, nie chcę, żeby moja rodzina pomyślała, że byłem jakimś dziwakiem.” Więc trzymam to w ukryciu. Jeden z utworów z mojej ostatniej płyty jest właśnie o tym – Keep It Hid. I to jest to, co musisz zrobić.

W tym samym czasie, gdy strzeżesz swojej prywatności, podcast ma na celu rzucenie światła na części twojego tylnego katalogu.

Mówienie o tworzeniu i rozwoju muzyki jest mieczem obosiecznym. Ostatnio występowałem w Roskilde w Danii i Bob Dylan chciał ze mną porozmawiać o trasie koncertowej. Spotkałem go więc tam, gdzie parkują wszystkie autobusy, na tym wielkim festiwalu, spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się do siebie w ciemności. Wkurzało deszczem, dwie zakapturzone istoty na zaciemnionym parkingu, a ja powiedziałem do niego: „Hej, stary, ty nigdy nie przestajesz!”.

On spojrzał na mnie, uśmiechnął się i powiedział: „Po co się zatrzymywać?”. Ale nie mogłem go zapytać o jego piosenki, bo tak bardzo, jak wpłynęła na mnie jego praca, nie można o tym mówić. Moja praca nie jest nigdzie w pobliżu tak głęboka w tym, co stara się zrobić. Jednocześnie możesz poznać motywy i okoliczności, które stoją za daną piosenką, ale nie jest to Masters Of War.

Poprzez omawianie niektórych utworów w podcaście, czy odkryliście jakiś wspólny wątek w waszej pracy?

W pewnym sensie. Zawsze byłem powściągliwy, zaczynając w 1982 roku od Pictures At Eleven, gdzie używałem pudełek perkusyjnych i innych rzeczy, po prostu starając się przełamać formę oczekiwań, że jestem częścią jakiegoś wielkiego juggernauta. Najważniejsze jest to, żeby kopać głęboko. W tamtym czasie, wciąż skręcałem i obracałem się z tymi muzycznymi wątkami.

Gdy patrzę teraz wstecz, nigdy do końca nie osiągnąłem punktu, do którego starałem się dotrzeć z niektórymi z nich, ale z innymi naprawdę to zrobiłem. Doing Your Maid Said You Cried In Your Sleep Last Night z faktycznym przejściem do utworu będącym dźwiękiem rysika na oryginalnym winylu w moim domu było po prostu idiosynkratyczne ponad wszelkie wyobrażenie. Nikogo to nie obchodziło. Ale mnie tak. I to się liczyło.

Cała idea robienia tego jest taka, że to przywraca te piosenki do życia, co jest zabawne. One prawie ożywają w zupełnie inny sposób. To niesamowite, jak cała idea podcastów, jako sposób rozrywki, zastąpiła radio w wyobraźni wielu ludzi.

Mam też czterdzieści-plus utworów, których nigdy nie wydałem. Mam rzeczy, które zrobiłem w Nowym Orleanie z Li’l Band O’ Gold i Allenem Toussaintem. Zrobiłem tak wiele rzeczy. Mam cały album, Band Of Joy II, który nagrałem z Buddy Millerem i Patty Griffin. Mam rzeczy wszędzie. Więc to może być dobry sposób, żeby zebrać kilka całkiem mocnych rzeczy i po prostu je tam wycisnąć. Porządkowałem właśnie moje małe studio, żeby zrobić kilka prób w tym tygodniu i znalazłem trochę materiału z Space Shifters, który nagraliśmy w Rockfield dwa lata temu. Więc to nie jest tylko o rzeczach, które wyszły przez normalne kanały.

Wracając do początku twojej kariery solowej, czy mam rację mówiąc, że to prawie się nie wydarzyło? W pewnym momencie postanowiłaś pójść na studia nauczycielskie.

W 1977 roku straciliśmy naszego syna, Karaca . Miał tylko pięć lat. Spędziłem tak wiele czasu próbując być przyzwoitym ojcem, ale w tym samym czasie naprawdę pociągało mnie to, co robiłem w Zeppelinie.

Więc kiedy się wycofał, po prostu pomyślałem: „Co to wszystko jest warte? O co w tym wszystkim chodzi? Czy byłoby inaczej, gdybym tam był, gdybym był w pobliżu?”. Myślałem więc o wartości mojego życia w tamtym czasie i o tym, czy nie powinienem włożyć dużo więcej w rzeczywistość ludzi, których kochałem i o których się troszczyłem – mojej córki i ogólnie mojej rodziny. Więc tak, byłem gotowy, by to zrobić, dopóki nie pojawił się Bonzo.

Przekonał cię, że jest inaczej?

Tak. Miał sześciodrzwiowego Mercedesa limuzynę i był w czapce szofera. Mieszkaliśmy pięć lub sześć mil od siebie, niedaleko stąd, i czasami wychodziliśmy na drinka. On zakładał kapelusz szofera, a ja siadałem z tyłu tego Mercedesa i jechaliśmy na rzęsach. Potem z powrotem zakładał czapkę i odwoził mnie do domu.

Oczywiście, byłby trzy blachy na wiatr, a my mijalibyśmy gliniarzy, a oni mówiliby: „Oto kolejny biedny skurwiel pracujący dla bogatych!” Ale był bardzo pomocny w tym czasie, ze swoją żoną i dziećmi. Więc wróciłem na jeszcze jeden flurry.

Podobnie, kilka lat później, Phil Collins pomógł ci na twojej drodze, kiedy poszedłeś solo.

Phil był w takim wielkim szczycie i bardzo płodny. Siedziałem w pokoju z Atlantic Records i Peterem Grantem, rozmawiając o solowej rzeczy. Powiedziałem: „Słuchaj, nie ma innego sposobu, aby to zrobić, naprawdę. Muszę to kontynuować, bo mam trzydzieści dwa lata i właściwie nie czułem nic innego poza tym sukcesem, który odniósł juggernaut. Muszę się dowiedzieć, jak to jest z drugiej strony.”

Konsekwentnie, Phil Carson, z Atlantic, zajmował się solowymi rzeczami Phila Collinsa, post-Genesis. Phil był tak wielkim fanem Johna, że wysłał do mnie wiadomość: „Naprawdę chciałbym ci pomóc, bo to musi być jedna z najtrudniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek musiałeś zrobić, muzycznie”.

Mówił o tym, że jestem bez faceta, z którym grałem od szesnastego roku życia, chociaż mieliśmy ognisty związek, ja i Bonzo. Więc Phil przyszedł i po prostu wziął się do roboty. Mieliśmy cztery dni na pierwszy album i cztery na następny. Więc cięliśmy podkłady non stop. A jeśli coś mu się nie podobało, zatrzymywał się w połowie, wstawał i mówił ludziom, dlaczego to nie jest do końca tak, jak trzeba. Uwielbiałam to, ponieważ wciąż chodziłam na paluszkach, nie wiedząc jak radzić sobie z innymi muzykami.

Tak bardzo jak była obawa przed pójściem solo, przypuszczalnie było to również wyzwalające doświadczenie?

Absolutnie. To jest naprawdę to o co w tym wszystkim chodzi. Masz w sobie coś takiego, że wiesz, że za rogiem jest coś, czego nigdy wcześniej nie słyszałeś, ale kto otworzy zamek, by to wydobyć? Znałem Robbiego Blunta naprawdę dobrze, z okolic North Worcestershire. Jest bardzo lirycznym gitarzystą, pięknym graczem.

Słyszę więc pierwszą solową płytę i rzeczy takie jak Like I’ve Never Been Gone i zdaję sobie sprawę, jak piękna była jego gra.

Like I’ve Never Been Gone jest w podcaście i w zestawie, podobnie jak Big Log z 1983 roku, twój pierwszy wielki solowy przebój. Patrząc wstecz na twoje wykonanie go na Top Of The Pops, wydajesz się nieco niezręczny.

Cóż, nie wiem kim był ten fryzjer. Wciąż go szukam. Pewnie gdzieś się ukrywa. Piosenka jest dobra, ale czułam się nie na miejscu z tym całym układem. Bardziej rozumiałem Roberta, który grał w Fillmore w San Francisco, gdzie wszyscy byli na parkiecie, podczas gdy my wykonywaliśmy piosenkę, która trwała piętnaście minut, ze smyczkiem skrzypcowym w środku.

Śpiewanie piosenki, która miała początek i koniec, w tamtym momencie, było sporym wyzwaniem. A także mimika. To wszystko było takie nowe. To była długa droga od grania z Alexisem Kornerem w jakimś folkowym klubie.

Powiedziałeś kiedyś, że czułeś, że jesteś „w złym miejscu” około czasu Big Log. Czy możesz to rozwinąć?

Nie bardzo wiedziałem co robić, ponieważ koła fortuny – a także koła Warner Bros. – zachęcały mnie do grania twardo i ostro i do kontynuowania w jakiś sposób tradycji, która była już obecna w psychice wszystkich, z powodu sprawy Zeppelinów. I myślę, że dotknąłem tego w takich rzeczach jak Slow Dancer. Ale pomysł bycia przygotowywanym na tego drugiego faceta był bardzo dziwny.

Zrobiłem kilka teledysków i dostałem się na maksymalną rotację w MTV, co było w pewnym sensie zabawne. Wszyscy się rozwijamy, wiesz? To jest albo to, albo cofnąć się w coś i powiedzieć: „Zaszedłem już wystarczająco daleko i to wszystko, co mogę zrobić.” Myślę, że rozwój przeszedł od tej rzeczy z rotacją MTV do powolnego wysuwania się do Fate of Nations. Od tego momentu tak jakby mnie nie było.

Opisałeś Fate Of Nations jako punkt zwrotny. Czy to był pierwszy raz, kiedy naprawdę poczułeś się komfortowo jako artysta solowy?

Nie bardzo. Gdyby chodziło o to, by czuć się komfortowo, nie byłoby sensu być kreatywnym. Potrzebowałem po prostu dobrego towarzystwa i kawałek po kawałku, utorowałem sobie drogę do tego. Byłem w stanie pracować z ludźmi, których darzę ogromnym szacunkiem, jak Richard Thompson, a potem przeszedłem do strefy, w której ostatecznie tworzyłem płyty z T Bone Burnettem i Alison Krauss.

Więc dorastasz do osoby, o której nie wiedziałeś, że nią będziesz. Albo robisz pakiet rockowy. Albo nawet pieprzoną łódź! Więc nie sądzę, że kiedykolwiek czułem się naprawdę komfortowo z całym pomysłem robienia Top Of The Pops. Odkryłem, że zamiast tego rozwijam się w tego innego faceta – nie zadufanego, ale zdecydowanie miałem swój groove.

1988’s Tall Cool One sampluje Led Zep i zawiera Jimmy’ego Page’a na gitarze. Czy zacząłeś już wtedy godzić się ze swoją przeszłością?

The Beastie Boys zaczęli samplować Zeppelinów. Pomyślałem: „To świetny pomysł. Posłuchajcie tego.” Ponieważ możesz wyrwać to z kontekstu i przenieść w inną strefę, co dokładnie zrobiliśmy z Tall Cool One. Wzięliśmy wiele różnych kawałków Zeppelina.

Pomyślałem, że to było również lekko komiczne. Nawet tytuł, Tall Cool One, był instrumentalem The Wailers z Seattle z 1959 roku. Więc nie było tam nic nowego, to był tylko rodzaj wizyty. Ale pogodzenie się z przeszłością, nie, nie, nie. Chodzi mi o to, do której przeszłości mam się udać?

Ale w podcaście podkreślasz, jak bardzo pamiętałeś o tym, by nie zamienić się w tego faceta parodiującego Led Zep.

Tak, ale bez względu na to, co się stanie, nie mam wyboru. Były wspaniałe warianty innego mnie, ale za każdym razem, gdy czytam gazetę, wydaje się, że wciąż jestem w Led Zep. Myślę, że problem polega na tym, że nikt nie słyszy, co artyści, którzy się trzymają, są w stanie teraz wydać. Jeśli nie wyjdziesz i nie znajdziesz tego z własnej woli, to nie dotrze to do ciebie normalnymi kanałami. I myślę, że wielu ludzi, którzy chodzą na koncerty, nie słucha nawet radia. Wchodzisz więc na Spotify i tam to widzisz: „Robert Plant nagrał nową płytę, prawda? Fancy that!”

Na Dreamland z 2001 roku coverujesz apokaliptyczną folkową piosenkę Bonnie Dobson, Morning Dew. Jak do tego doszliście?

Usłyszałem ją, kiedy Tim Rose miał z nią swego rodzaju hit w latach sześćdziesiątych siódmych lub sześćdziesiątych ósmych. Później, w tym okresie ery Morning Dew, John Bonham był perkusistą w zespole Tima. Musiałem iść i wyłowić go dla Jimmy’ego z Hampstead Country Club, kiedy grał z Timem. Nigdy nawet nie zdawałem sobie sprawy, że to nie była piosenka Tima Rose’a.

Poradził sobie z Bonnie Dobson, która od tamtej pory stała się moją stałą znajomą za każdym razem, gdy wchodzimy w świat Berta Janscha. Po prostu pomyślałem, że ta piosenka jest naprawdę piękna. Byłaby tak samo ważna, gdyby mogła być zagrana teraz przez naprawdę współczesnego artystę. Wystarczy zmienić sygnaturę czasową. Niech dzieci to usłyszą i zdadzą sobie sprawę, że mamy kłopoty.

Wracając do twoich własnych dni w klubach folkowych w Birmingham w latach sześćdziesiątych, czy była to zdrowa scena?

To zależy, gdzie folk i blues stają się dwiema różnymi rzeczami. Powiedziałbym, że Alexis Korner śpiewający Rock Me Baby może nie jest tradycyjnym angielskim folkiem, ale wciąż może funkcjonować w tym samym klimacie. Folk był dla mnie tak naprawdę dopiero w bardzo wczesnym okresie.

To była bardzo płodna scena wokół miejsca, w którym chodziłem do szkoły, i był tam klub folkowy, do którego przychodzili Alex Campbell, Ian Campbell i różni ludzie, którzy śpiewali piosenki o statkach płynących wzdłuż wybrzeża Northumbrii lub gdziekolwiek to było. Ale scena bluesowa była dla mnie bardziej sugestywna, ponieważ miała ten rodzaj minorowego klucza, niebieskiej nuty nieszczęścia, co uwielbiam.

Czy obrałeś zwykłą drogę do muzyki poprzez wykonywanie kolejnych prac?

Pracowałem w Lewis’s w Birmingham, mierząc nogi panów. Wspaniały zwrot, który towarzyszył temu zadaniu brzmiał: „Którą stronę pan ubiera, sir?”. Innymi słowy, gdzie są pańskie pachołki? A jeśli ci faceci byli trochę sprężysty, powiedzieliby ci złą stronę, tylko po to, abyś dał mu szybki tweak!

Wierzę, że twój tata grał na skrzypcach, ale czy twoi rodzice nadal mieli tę postawę z: „Idź i zdobądź odpowiednią pracę”?

Cóż, byłem zobowiązany do posiadania odpowiedniej pracy i ją mam. Tak, miałem swój moment potencjału zawodowego, a ponieważ go nie zaakceptowałem, musiałem opuścić dom, kiedy miałem siedemnaście lat. Więc dość szybko się zahartowałem. Pogodziłem się z rodzicami kilka lat później. Ale to było dobre, to było to, co powinno być.

Znam tak wielu facetów z moich czasów w szkole, których wciąż widuję i którzy są bardzo zabawni i kochają życie, ale zrobili złą rzecz. Utknęli w rodzinie lub cokolwiek, co mieliście robić, i naprawdę żałują faktu, że to nigdy tak naprawdę nie zadziałało. Oni nie żyli swoim życiem, oni żyli życiem, które było wymagane.

Więc już wcześnie wiedziałeś, że nie chcesz tego robić?

Nie wiedziałem, kim chcę być, ale nie zamierzałem pchać długopisu za dwa funty tygodniowo i szkolić się na księgowego.

Przed-Zeppelin, ty i John Bonham graliście w Band Of Joy w Midlands. Ale czy można powiedzieć, że w tamtym czasie twoim duchowym domem było Zachodnie Wybrzeże Ameryki?

Tak, myślę, że tak. To było bardziej jak coś, co zostało tam powiedziane. Nie mieliśmy fenomenu Wietnamu i nie mieliśmy tego samego odruchowego napięcia rasowego – chociaż było napięcie rasowe, ale nie mieliśmy marszów. Cały interes bycia tutaj to było stare Imperium.

Ameryka zawsze się zwijała, ziewała, warczała i miała wewnętrzne konflikty, więc kultura młodzieżowa zajmowała się swoimi własnymi problemami. Więc na Zachodnim Wybrzeżu, ludzie tam byli awangardami dla swojego własnego pokolenia muzyków, wprowadzając je w życie. Jeśli pomyślisz o „For What It’s Worth” Buffalo Springfield, to jest tam wszystko o tym, z czym oni sami zmagali się na ulicy z władzami. Tutaj, rewolucja była nieco dopasowana do chałupnictwa; sprzedawano wiele dzwonków, koralików i innych rzeczy.

Przesuwając się do przodu do waszego albumu Mighty Rearranger z 2005 roku, rozmawiacie o jednej z jego piosenek, Tin Pan Valley, w podcaście i o tym, jak ważny był to czas na poziomie osobistym. Sugerujesz, że był to początek podjęcia wyzwania bycia zarówno piosenkarką jak i autorką tekstów na poważnie.

Może, ale zawsze starałem się, aby całość działała jako rodzaj zaokrąglonego kawałka. Myślę, że wielką siłą Mighty Rearranger jest jego elastyczność, od Tacamby do wszelkiego rodzaju rzeczy.

Dziewięć lat później, Lullaby And… The Ceaseless Roar wydaje się być kulminacją wszystkich tych poszukiwań i eksperymentów.

Pozbyliśmy się pewnego rodzaju ziarnistości i agresji nagrań takich jak Tin Pan Valley i zastąpiliśmy je panoramicznym dramatem Embrace Another Fall, który jest kombinacją muzykalności, intencji i poezji, której nigdy nie mógłbym sobie wyobrazić w tamtych czasach.

Kołysanka to wszystkie rytmy i tekstury, z twoim głosem jako częścią tego „panoramicznego dramatu”. Czy to był dla Ciebie jakiś przełom?

To jest częściowo związane z okolicznościami. Czasami nie kierujesz swoim życiem, ono kieruje się samo. Zobaczyłem, że moje życie otwiera się w inny sposób. Przypuszczam, że jeśli wrócę do Mighty Rearranger i przejdę stamtąd dalej, było tam wiele fantastycznych możliwości i zmian, w które mogłem spróbować wejść i przebrnąć, co też uczyniłem.

Więc od Raising Sand do Band Of Joy , to były naprawdę kwintesencyjne momenty dla mnie, ponieważ byłem po prostu piosenkarzem z Black Country, który zrobił dobrą wersję Rock Me Baby, i nagle znalazłem się w tych wszystkich różnych środowiskach, muzycznie i emocjonalnie. I byłem przekonany, im więcej podróżowałem po Ameryce i im więcej ludzi spotykałem z różnych części muzycznego globu, że to właśnie tam powinienem być.

Podczas ery Band Of Joy, spędziłem dużo czasu z Patty, kiedy mieszkała w Austin w Teksasie. Oczywiście podróżowałem po Ameryce przez czterdzieści lat lub coś koło tego i zawsze widziałem te małe pocztówkowe wizje różnych miejsc. Ale nigdy tak naprawdę nie mieszkałem w nich, żeby zobaczyć, czym są naprawdę. Więc przeprowadziłem się do Austin. I byłem otoczony przez niesamowitych muzyków. Jimmie Vaughan, brat Stevie Ray’a z Fabulous Thunderbirds, był świetnym graczem. Charlie Sexton, Junior Brown, Wanda Jackson… tak wielu ludzi. A ja byłem częścią tego bractwa wielkich graczy, którzy przychodzili i odchodzili, wchodzili i wychodzili.

Dolna linia jest taka, że naprawdę objąłem całą ideę bycia na tej scenie i żyłem u boku Patty. A ona jest tak płodna i tak uduchowionym kotem, że pomyślałem, to jest to. To jest to, o co w tym wszystkim chodzi – muzyczna integralność, świetne towarzystwo i bodziec. I naprawdę ciepłe przyjęcie przez ludzi z różnych dziedzin sztuki. Więc zagłębiłem się w to i kupiłem tam mieszkanie. Ale potem wciąż spoglądałem w stronę domu i zastanawiałem się, jak to jest z moimi dziećmi i kumplami.

Czasami rozkoszuję się prostotą życia. Naprawdę przyzwyczaiłem się do tego, że byłem włączony w Teksasie, ale nie było ucieczki od mojej historii. Więc nie mogłem tego dłużej znieść i wróciłem. I o tym właśnie jest „Lullaby And…The Ceaseless Roar”. Jest o powrocie, o porażce, tak naprawdę. A właściwie o uświadomieniu sobie, że potrzeba tak wielu różnych elementów, by stworzyć życie.

Cała ta płyta jest o uświadomieniu sobie, o dojrzałości, o próbie znalezienia się w zgodzie z samym sobą i odkryciu, że trochę się sprzedałeś. I na swój sposób to jest właśnie blues.

Twój ostatni studyjny album, Carry Fire z 2017 roku, czuje się jak utwór towarzyszący Lullaby.

Tak. The Space Shifters, do człowieka, są niezwykli. Są również niezwykli z różnych punktów widzenia, z których się rozwinęli. Justin Adams i Johnny Baggott i ja jesteśmy razem, z przerwami, od 2001 roku. A w międzyczasie dzieje się tyle, że kiedy wracamy, to jest to wspaniały powrót do domu.

Kiedy Billy Fuller przybył, przyniósł coś innego ponownie ze swojej strony. I ma swoje przygody z Beakiem. John Blease dołączył do nas na perkusji. On jest niesamowitym graczem. A 'Skin’ Tyson był członkiem-założycielem Cast. Więc to jest jak rodzaj braterstwa. Możemy się spotkać w każdej chwili i wszystko jest w porządku. Jest wielka kreatywna zachęta między nami wszystkimi.

Czy macie coś nowego na horyzoncie, jeśli chodzi o nagrywanie?

Tak, są pewne rzeczy w powietrzu, prawdopodobnie w Nashville. Mam się tam udać za dwa tygodnie. W tej chwili nic się nie dzieje, ale będzie. Pomiędzy Justinem i Skin i wszystkimi, mamy już około czterdziestu różnych pomysłów na instrumenty. Pracujemy z niejakim Timem Oliverem, który jest menadżerem studia w Real World, miejscu Petera Gabriela, i możemy się tam bawić.

Mogę spędzić popołudnie z Timem i naprawdę zmieniać style i fragmenty muzyki, przygotowując się do nadania im kształtu piosenek. Nagraliśmy dwie ostatnie płyty z Timem i to jest świetny sposób na robienie rzeczy. To dobra kombinacja. Wszyscy wiemy, dokąd zmierzamy.

Czy będzie kontynuacja Raising Sand w jakimś momencie?

Oh, jestem pewien, tak. Często widuję Alison i często z nią rozmawiam. I T Bone też. Prawda jest taka, że już raz tam wróciłem, a Patty nagrała płytę American Kid i była w trasie z nią. I myślę, że kiedy już zaczynasz się odłamywać i iść w różne strony, i jesteś obcy w miejscu, gdzie ludzie wciąż myślą, że wokół twojej głowy obraca się lustrzana kula, to naprawdę dobrze jest zanurzyć się w rzeczywistości Space Shifters. Nie ma lepszej rzeczy niż bycie na scenie, kiedy ci faceci są w pełnym locie.

Pete Townshend powiedział ostatnio, że myśli, iż rock’n’roll oparty na gitarze wyczerpał swoje możliwości i że nowa technologia otworzyła drzwi do tworzenia innych form muzyki z innymi postawami i sposobami pracy. Co o tym sądzisz?

Po prostu myślę, że gra jest tam dla każdego i wszystkiego. Jeśli chodzi o ludzi z ulicy, to jest to tylko kwestia gustu. Wszędzie, przez cały czas, są ludzie tworzący świetną muzykę. Pete ma rację w tym, że jeśli chodzi o techniki nagrywania i zmianę całej idei tworzenia piosenek, nie musisz się martwić o gitarowe solo.

Możesz włożyć mnóstwo małych kawałków konfekcji do współczesnych rzeczy. I humor i komentarz społeczny. Nie wszystko musi pochodzić z Nashville. Myślę, że to jest po prostu sposób, w jaki czuje się Pete. Poza tym, dużo podróżuje, więc pewnie przestawił się na wszystkie rodzaje formatów muzycznych.

Jedną z rzeczy, które obalasz w podcaście jest pomysł, że jesteś niespokojny. Zamiast tego mówisz, że jest to bardziej przypadek bycia zainspirowanym i stale stymulowanym.

To jest inny sposób patrzenia na ten sam stan, czyż nie? To jest ta sama bestia. Nie wiem, kiedy kurtyna się dla mnie zamknie, albo jako kogoś, kto jest zainspirowany, albo jako kogoś, kto faktycznie oddycha, ale five-a-side w środowy wieczór to za mało.

Więc robię to. I jestem szczęściarzem, ponieważ mam dwie lub trzy różne drogi, którymi mogę się cieszyć z ludźmi, i różne nagrody. Wiem, że prawdziwe zespoły wydają płyty i czują się zawiedzione. Ponieważ całe okno ekspozycji i możliwości już minęło, bez względu na to, czy jest to Neil Young, Elton John, czy ktokolwiek inny, na kogo ludzie są gotowi się przełączyć.

Ale kogo to obchodzi? Jeśli to pieprzony hip-hop albo cover piosenki Melanie, to nie ma znaczenia. Po prostu rób to, co robisz, czuj to i miej to na myśli.

Zestaw płyt Roberta Planta Digging Deep jest już dostępny.

Corazowe wiadomości

{{ articleName }}

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.