W środę przypada Narodowy Dzień Flash Fiction – pierwszy w historii – i jest to ekscytujący dzień dla mnie i wielu innych, którzy specjalizują się w tej szczególnej, okrojonej formie prozy. Kilka lat temu opublikowałem książkę flash fiction zatytułowaną Sawn-off Tales. Ale jeszcze do niedawna nie słyszałem o flash fiction, mikrofikcji, nagłej fikcji czy krótkich opowiadaniach. Potem, za namową poety Iana McMillana, rozpakowałem rękopis składający się w całości z tych rzeczy i wysłałem go do Salt Publishing, firmy specjalizującej się w poezji. Pięćdziesiąt osiem opowiadań, każde o długości dokładnie 150 słów. Szanse były całkowicie przeciwko mnie. Nikt nie chce publikować krótkich opowiadań, a już na pewno nie nieznanych. A opowiadania, których przeczytanie zajmowało mniej czasu niż stłumienie kichnięcia? Wiedziałem, że to ryzykowne.
Zacząłem tworzyć te ultrakrótkie opowiadania – sawn-off tales, jak je nazywam – kiedy dojeżdżałem do pracy z Manchesteru do Liverpoolu: 50-minutowa podróż, często wydłużana przez awarię wycieraczek, bójki w pociągu lub utknięcie za „korkiem”. Ale miałem ze sobą książkę, podobnie jak większość pasażerów. Pewnego dnia, rozmyślając o tym, ile podróży pociągiem trzeba odbyć, żeby przeczytać powieść, zacząłem się zastanawiać, ile czasu zajęłoby mi jej napisanie. Zdecydowałem się na 500 słów na podróż – tam i z powrotem było to 1000 słów dziennie – co zajęło mi zaledwie cztery miesiące, aby osiągnąć godną szacunku długość powieści 80 000 słów.
Więc następnego dnia wsiadłem do pociągu o 8.12 w Manchesterze Piccadilly, pośpiesznie zająłem miejsce przy stoliku, a zamiast wyciągać mój paperback, ustawiłem laptopa i zacząłem stukać. Ale po kilku tygodniach stało się jasne, że powieść nie działa. Co wyprodukowałem był zestaw oddzielnych historii każdy około 1000 słów długości.
Miałem zamiar porzucić pomysł, kiedy usłyszałem o nowej stronie internetowej o nazwie Książka telefoniczna, która potrzebowała 150-słowne historie do wysłania jako wiadomości tekstowe. Wszystko, co było potrzebne, to trochę edycji. Początkowo, gdy rąbałem się z moimi przepełnionymi akapitami, patrząc, jak zdania, które kiedyś uwielbiałem, walają się po podłodze, martwiłem się. Czułam się destrukcyjnie, dzierżąc siekierę w moich starannie wyrzeźbionych tekstach; jakbym burzyła budynek od środka, nie waląc się przy tym na głowę. A jednak rezultaty mnie zaskoczyły. Opowiadanie mogło żyć znacznie taniej, niż mi się wydawało, z niewielkim pogorszeniem stylu życia. Jasne, została mocno zredukowana, ale było to tym lepsze. Było więcej miejsca na myślenie, więcej miejsca na wybrzmienie pierwotnego pomysłu, mniej zbędnych słów do przebrnięcia. Opowieść stała się zwinną, zgrabną, małą rzeczą, która mogła obrócić się o sześć pensów i szybko przyspieszyć. A wszelkie tendencje do popadania w purpurę – jeśli brzmi to jak pisanie, napisz to ponownie, jak mawiał Elmore Leonard – zostały niemal całkowicie wyeliminowane. Przymiotniki były wąglikiem.
To działało. Zanim dotarłem do Birchwood, miałem już 500 słów, w Warrington 300, w Widnes 200, a kiedy pociąg wjechał na Liverpool Lime Street, było to 150 słów, pół strony historii; z początkiem, środkiem i końcem, z rozwojem postaci i opisami, wszystko zawarte w świecie Polly Pocket.
Te historie, tak małe jak były, miały ogromny apetyt; małe, tłuste potwory, które pożerały pomysły jak nuggetsy z kurczaka. Nawyk redukowania tekstu również mógł wymknąć się spod kontroli; kiedyś usunąłem dwa ostatnie zdania z opowiadania i zdałem sobie sprawę, że zredukowałem je do pustej strony.
Na szczęście Książka Telefoniczna polubiła moje opowiadania i opublikowała je, a ja kontynuowałem ich pisanie każdego dnia w pociągu, podczas gdy strażnik kolejowy ogłaszał opóźnienia, wózek z herbatą toczył się obok, a kolejni pasażerowie siedzieli obok mnie, czytając mi przez ramię.
Tydzień po wysłaniu rękopisu do Salt Publishing dostałem telefon od Jen, ich redaktorki. Chcieli to opublikować, i to szybko. Wszystko, czego potrzebowałem, to wycena na okładkę, zdjęcie na rękaw i ruszyliśmy.
Nie dojeżdżam już tą trasą – moja nowa praca obejmuje całą północno-zachodnią Anglię i wiąże się z podróżami pociągiem do Blackpool, Lancaster, wschodniego Lancashire, zachodniej Cumbrii i Cheshire, więc moje historie stały się nieco dłuższe. Ale kiedy ostatnio jechałem pociągiem do Lime Street, identyfikator strażnika zabrał mnie w przeszłość – ponieważ to właśnie stamtąd wziąłem imiona dla wszystkich moich postaci.
Jak pisać flash fiction
1. Zacznij od środka.
Nie masz czasu w tej bardzo krótkiej formie na ustalanie scen i budowanie charakteru.
2. Nie używaj zbyt wielu postaci.
Nie będziesz miał czasu na opisywanie swoich postaci, kiedy piszesz ultrakrótko. Nawet imię może być nieprzydatne w mikropowieści, chyba że przekazuje wiele dodatkowych informacji lub oszczędza słowa w innym miejscu.
3. Upewnij się, że zakończenie nie jest na końcu.
W mikropowieściach istnieje niebezpieczeństwo, że duża część zaangażowania w historię ma miejsce, gdy czytelnik przestał czytać. Aby tego uniknąć, umieść denouement w środku historii, dając nam czas, w miarę jak reszta tekstu się rozkręca, na zastanowienie się wraz z narratorem nad sytuacją i przemyślenie decyzji, jakie podjęli jego bohaterowie. Jeśli nie jesteś ostrożny, mikroopowiadania mogą skłaniać się ku zakończeniom opartym na puencie lub „wycofaj się, by ujawnić”, które mają jednozdaniową, gagową atmosferę – bębenek i uderzenie cymbałów. Unikaj tego, dając nam prawie wszystkie informacje, których potrzebujemy w pierwszych kilku linijkach, używając następnych kilku akapitów, aby zabrać nas w podróż pod powierzchnię.
4. Potnij swój tytuł.
Make it work for a living.
5. Spraw, by ostatnia linijka brzmiała jak dzwon.
Ostatnia linijka nie jest zakończeniem – mieliśmy to w środku, pamiętaj – ale powinna zostawić czytelnika z czymś, co będzie brzmiało nadal po zakończeniu historii. To nie powinno zakończyć historię, ale raczej zabrać nas do nowego miejsca; miejsce, gdzie możemy nadal myśleć o idei w historii i zastanawiać się, co to wszystko znaczyło. Historia, która poddaje się w ostatniej linijce, nie jest żadną historią, a po przeczytaniu kawałka dobrej mikrofikcji powinniśmy walczyć o jej zrozumienie i w ten sposób pokochać ją jako piękną enigmę. I to jest też kolejne z niebezpieczeństw mikro-fikcji; mikro-opowiadania mogą być zbyt bogate i oferować zbyt wiele emocji w potężnym jednorazowym zastrzyku, przytłaczając czytelnika, zalewając umysł. Kilka mikropowieści od czasu do czasu zadziwi i zachwyci – jedna po drugiej, a poczujesz się, jakby przejechała cię ciężarówka pełna lodówek.
6. Pisz długo, potem skracaj.
Stwórz bryłę kamienia, z której wyciosujesz swoją rzeźbę fabularną. Opowiadania mogą żyć znacznie taniej, niż ci się wydaje, z niewielkim pogorszeniem stylu życia. Ale uważaj: pisanie mikro-fikcji jest dla niektórych jak wakacje w przyczepie kempingowej – grill może się rozłożyć i stać się dodatkowym łóżkiem, ale nie będziesz spał w rozłożonym grillu do końca życia.
Off you go!
{{topLeft}}
{{bottomLeft}}
{{topRight}}
{{bottomRight}}
.
{{/goalExceededMarkerPercentage}}
{{/ticker}}
{{heading}}
{{#paragraphs}}
{{.}}
{{/paragraphs}}{{highlightedText}}
- Krótkie opowiadania
- Beletrystyka
- Felietony
- Share on Facebook
- Share on Twitter
- Share via Email
- Share on LinkedIn
- Share on Pinterest
- Share on WhatsApp
- Share on Messenger
.
.