Fred Lorz, olimpijski maratończyk i praktyczny żartowniś, 1904.
Photo: www.morethanthegames.co.uk

Pierwsze Igrzyska Olimpijskie w Ameryce mogły być najgorsze, a przynajmniej najbardziej dziwaczne. Louis w 1904 roku, igrzyska były związane z tegorocznymi Targami Światowymi, które świętowały setną rocznicę zakupu Luizjany, promując jednocześnie, jak wszystkie tego typu wystawy z przełomu wieków, ideę amerykańskiego imperializmu. Choć zdarzały się momenty zaskakującego i prawdziwego triumfu (gimnastyk George Eyser zdobył sześć medali, w tym trzy złote, mimo drewnianej nogi), igrzyska zostały w dużej mierze przyćmione przez targi, które oferowały własną listę wydarzeń sportowych, w tym kontrowersyjne Dni Antropologii, w których grupa „dzikusów” rekrutowanych z międzynarodowych wiosek targowych rywalizowała w różnych sportowych wyczynach – wśród nich wspinaczka na wysmarowaną smarem tyczkę, taniec „etniczny” i obrzucanie się błotem – dla rozrywki kaukaskich widzów. Pierre de Coubertin, francuski historyk i założyciel Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, z dezaprobatą przyglądał się temu widowisku i poczynił trafne spostrzeżenie: „Jeśli chodzi o tę skandaliczną szaradę, to oczywiście straci ona swój urok, gdy czarni, czerwoni i żółci nauczą się biegać, skakać i rzucać, a białych zostawią za sobą.”

Sygnał Igrzysk Olimpijskich, maraton, został wymyślony by uhonorować klasyczne dziedzictwo Grecji i podkreślić związek między starożytnością a nowoczesnością. Ale od samego początku maraton w 1904 roku był mniej showstopperem niż widowiskiem, dziwacznym spektaklem, który wydawał się bardziej zgodny z karnawałową atmosferą targów niż pełnym szacunku nastrojem igrzysk. Wynik był tak skandaliczny, że impreza została niemal na dobre zlikwidowana.

Konkurs oszczepu podczas Dni Antropologii.
Photo: St. Louis Public Library (www.slpl.org)

Kilku z biegaczy było uznanymi maratończykami, którzy albo wygrali lub zajęli miejsce w maratonie bostońskim, albo zajęli miejsce w poprzednich maratonach olimpijskich, ale większość pola składała się z biegaczy średniodystansowych i asortymencie „dziwactw”. Amerykanie Sam Mellor, A.L. Newton, John Lordon, Michael Spring i Thomas Hicks, wszyscy doświadczeni maratończycy, należeli do faworytów. Inny Amerykanin, Fred Lorz, trenował nocą, ponieważ w ciągu dnia pracował jako murarz, a miejsce w Olimpiadzie zapewnił sobie dzięki zajęciu miejsca w „specjalnym pięciomilowym wyścigu” sponsorowanym przez Amateur Athletic Union. Wśród czołowych dziwaków znalazło się dziesięciu Greków, którzy nigdy nie przebiegli maratonu, dwóch mężczyzn z plemienia Tsuana z Południowej Afryki, którzy byli w St. Louis jako część ekspozycji na Światowych Targach Afryki Południowej i którzy dotarli na linię startu boso, oraz Kubańczyk i były listonosz Félix Carbajal, który zebrał pieniądze na przyjazd do Stanów Zjednoczonych, demonstrując swoją sprawność biegową na całej Kubie, raz przemierzając całą wyspę. Po przybyciu do Nowego Orleanu przegrał wszystkie pieniądze w grze w kości i musiał pieszo i autostopem dotrzeć do St. Mając pięć stóp wzrostu, na starcie prezentował drobną, ale uderzającą sylwetkę, ubrany w białą koszulę z długimi rękawami, długie, ciemne spodnie, beret i parę butów ulicznych. Jeden z kolegów olimpijczyków zlitował się, znalazł nożyczki i rozciął Carbajalowi spodnie na kolanie.

Kubański maratończyk (i były listonosz) Félix Carbajal
Foto: Britannica.com

30 sierpnia, dokładnie o godzinie 15:03, David R. Francis, prezes Louisiana Purchase Exposition Company, wystrzelił z pistoletu startowego i mężczyźni ruszyli. Upał i wilgotność sięgały 90-tki, a 24,85-milowa trasa – którą jeden z urzędników targowych nazwał „najtrudniejszą, jaką kiedykolwiek poproszono człowieka o przebiegnięcie” – wiła się przez drogi głębokie na centymetry od kurzu. Było siedem wzniesień o wysokości od 100 do 300 stóp, niektóre z brutalnie długimi podbiegami. W wielu miejscach popękane kamienie były rozrzucone po jezdni, tworząc niebezpieczną podstawę, a mężczyźni musieli stale unikać ruchu w mieście, wagonów dostawczych, pociągów kolejowych, trolejbusów i ludzi spacerujących z psami. Były tylko dwa miejsca, gdzie sportowcy mogli zaopatrzyć się w świeżą wodę, z wieży ciśnień w odległości sześciu mil i z przydrożnej studni w odległości 12 mil. James Sullivan, główny organizator igrzysk, chciał zminimalizować spożycie płynów, aby sprawdzić granice i skutki celowego odwodnienia, co było wówczas popularnym obszarem badań. Samochody wiozące trenerów i lekarzy przejeżdżały obok biegaczy, wzbijając kurz i wywołując kaszel.

Fred Lorz prowadził 32 osoby startujące z pistoletu, ale na pierwszej mili Thomas Hicks wyprzedził ich. William Garcia z Kalifornii prawie stał się pierwszą ofiarą śmiertelną maratonu olimpijskiego, gdy upadł na poboczu drogi i został hospitalizowany z krwotokiem; pył pokrył jego przełyk i rozerwał wyściółkę żołądka. Gdyby nie udzielono mu pomocy godzinę dłużej, mógłby wykrwawić się na śmierć. John Lordon cierpiał na wymioty i poddał się. Len Tau, jeden z uczestników z RPA, został przegoniony milę poza trasę przez dzikie psy. Félix Carvajal w niewygodnych butach i powiewającej koszuli dreptał w miejscu, osiągając dobry czas, nawet jeśli zatrzymywał się, by rozmawiać z widzami łamaną angielszczyzną. Przy pewnej okazji zatrzymał się przy samochodzie, zobaczył, że jego pasażerowie jedzą brzoskwinie i poprosił o jedną. Gdy mu odmówiono, żartobliwie wyrwał dwie i zjadł je podczas biegu. Nieco dalej zatrzymał się w sadzie i zjadł kilka jabłek, które okazały się zgniłe. Cierpiąc z powodu skurczów żołądka, położył się i uciął sobie drzemkę. Sam Mellor, który teraz prowadził, również doświadczył silnych skurczów. Zwolnił do marszu i w końcu zatrzymał się. Na dziewiątej mili skurcze dokuczały również Lorzowi, który postanowił przejechać się jednym z towarzyszących mu samochodów, machając do widzów i innych biegaczy, gdy przechodził.

Hicks, jeden z pierwszych amerykańskich faworytów, znalazł się pod opieką dwuosobowej ekipy wsparcia na dziesiątej mili. Błagał ich o napój, ale odmówili, zamiast tego przepłukując mu usta ciepłą wodą destylowaną. Siedem mil od mety jego opiekunowie podali mu miksturę ze strychniny i białek jaj – był to pierwszy odnotowany przypadek użycia narkotyków w nowożytnych igrzyskach olimpijskich. Strychnina, w małych dawkach, była powszechnie używana jako środek pobudzający, a w tamtych czasach nie istniały żadne przepisy dotyczące leków zwiększających wydajność. Drużyna Hicksa miała przy sobie także flaszkę francuskiej brandy, ale postanowiła wstrzymać się z jej podaniem do czasu, aż będzie można ocenić stan biegacza.

W międzyczasie Lorz, otrząsnąwszy się ze skurczów, wyszedł z 11-milowej przejażdżki automobilem. Jeden z przewodników Hicksa zobaczył go i kazał mu zejść z trasy, ale Lorz kontynuował bieg i ukończył go z czasem nieco poniżej trzech godzin. Tłum ryknął i zaczął skandować: „Amerykanin wygrał!”. Alice Roosevelt, dwudziestoletnia córka prezydenta Theodore’a Roosevelta, złożyła wieniec na głowie Lorza i właśnie miała opuścić złoty medal na jego szyję, kiedy, jak relacjonował jeden ze świadków, „ktoś z oburzeniem przerwał obrady, zarzucając Lorzowi, że jest oszustem”. Wiwaty zamieniły się w buczenie. Lorz uśmiechnął się i stwierdził, że nigdy nie zamierzał przyjąć tego zaszczytu; ukończył tylko dla „żartu”.”

Thomas Hicks, wspomagany przez swoich trenerów.

Hicks, strychnina przepływająca przez jego krew, stał się popielaty i wiotki. Kiedy usłyszał, że Lorz został zdyskwalifikowany, ożywił się i zmusił nogi do kłusa. Jego trenerzy podali mu kolejną dawkę strychniny i białek jaj, tym razem z brandy do popicia. Przynieśli ciepłą wodę i wymoczyli jego ciało i głowę. Po kąpieli ożywił się i przyspieszył kroku. „Przez ostatnie dwie mile drogi,” pisał Charles Lucas, „Hicks biegł mechanicznie, jak dobrze naoliwiona maszyna. Jego oczy były matowe, bez blasku; popielaty kolor twarzy i skóry pogłębił się; jego ramiona wyglądały jak ciężary dobrze przywiązane; ledwo mógł podnieść nogi, podczas gdy jego kolana były prawie sztywne.”

Zaczął mieć halucynacje, wierząc, że meta była jeszcze 20 mil od niego. W ostatniej mili błagał o coś do jedzenia. Potem błagał, żeby się położyć. Podano mu więcej brandy, ale odmówił herbaty. Połknął jeszcze dwa białka jajka. Wszedł na pierwsze z dwóch ostatnich wzniesień, a potem zjechał po pochyłości. Wbiegając na stadion, próbował biec, ale został zredukowany do pozbawionego gracji truchtu. Jego trenerzy przenieśli go nad linią, trzymając go w górze, podczas gdy jego stopy poruszały się tam i z powrotem, a on został ogłoszony zwycięzcą.

Zajęło to czterem lekarzom i jedną godzinę dla Hicksa, by poczuł się na tyle dobrze, by po prostu opuścić teren. Stracił osiem funtów w trakcie wyścigu i oświadczył: „Nigdy w życiu nie biegałem po tak trudnej trasie. Straszne wzgórza po prostu rozrywają człowieka na strzępy”. Hicks i Lorz spotkaliby się ponownie w Maratonie Bostońskim w następnym roku, który Lorz wygrał bez pomocy niczego poza swoimi nogami.

Źródła:

Książki: Susan Brownell, The 1904 Anthropology Days and Olympic Games. Lincoln: University of Nebraska Press, 2008; David E. Martin, The Olympic Marathon. Champaign, IL: Human Kinetics, 2000. George R. Matthews, America’s First Olympics: The St. Louis Games of 1904. Columbia: University of Missouri Press, 2005; Pamela Cooper, The American Marathon. Syracuse: Syracuse University Press, 1998; Daniel M. Rosen, Dope: A history of Performance Enhancement in Sports From the Nineteenth Century to Today. Westport, Conn: Praeger, 2008; Charles J. P. Lucas, The Olympic Games, 1904. St. Louis, Mo: Woodward & Tieran Printing Co., 1905.

Artykuły: „The Olympics of 1904: Comedic, Disgraceful, and 'Best Forgotten.” Wall Street Journal, 11 sierpnia 2004; „Marathon Captivated Crowd at 1904 Olympics.” St. Louis Post-Dispatch, 14 grudnia 2003; „New York Athlete Wins Marathon Race.” New York Times, 20 kwietnia 1905 r.; „1904 Set Record for the Unusual.” Los Angeles Times, 24 lipca 1984 r.; „The 1904 Marathon Was Pure Torture.” Cedar Rapids Gazette, 3 sierpnia 2008; „Marathon Madness,” New Scientist 183 (7-13 sierpnia 2004); „St. Louis Games Were Extremely Primitive By Today’s Standards.” St. Louis Post-Dispatch, sierpień 2004; „One Man’s Poison In a Brazen and Forgotten Incident of Doping.” Boston Globe, 22 lutego 2009 r.

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.