MRAUK U, Myanmar – Tutaj w mieście Mrauk U, w niespokojnym stanie Rakhine w Myanmarze, było niewiele do świętowania podczas październikowego Thadingyut, drugiego najważniejszego dorocznego festiwalu w kalendarzu buddyjskim. Zazwyczaj pomyślna pełnia księżyca jest witana przez pływającą armadę delikatnych papierowych lampionów ze świecami oraz pieśni, teatr i taniec.
W tym roku nie ma żadnych uroczystości.
W zamian, punktualnie o 21:00, zapada godzina policyjna, kiedy żołnierze Armii Związku Myanmar, znanej jako Tatmadaw, wyłaniają się ze swoich stanowisk, aby przeciągnąć drut kolczasty i stalowe barykady przez drogi. Sklepy i firmy zamykają się, ulice pustoszeją, a światła gasną.
Pod przytłaczającym spojrzeniem setek średniowiecznych świątyń-reliktów z czasów, gdy była to stolica jednego z najbogatszych i najpotężniejszych państw w południowo-wschodniej Azji – rodzice zbierają swoje dzieci przy świetle latarek i kierują się do prowizorycznych bunkrów, wykopanych w miękkiej glinie pod ich domami. Te popękane ziemianki, otoczone starymi, wypełnionymi piaskiem workami po cemencie, może nie wyglądają zbyt dobrze, ale zapewniają przynajmniej pewne schronienie przed pociskami, rakietami i kulami, które teraz coraz częściej przelatują pomiędzy Tatmadaw a lokalnymi rebeliantami, w górze.
„Nie wiemy, co się stanie po zmroku”, powiedział jeden z mieszkańców, bojący się podać swoje nazwisko w obawie przed represjami, „i jesteśmy przerażeni.”
Od dziewięciu miesięcy walki nasilają się w całym północnym i środkowym Arakanie.
Stan ten, najbiedniejszy w Myanmarze, również nie jest obcy przemocy. Po raz pierwszy zwrócił na siebie uwagę świata w 2012 roku, kiedy to wybuchł konflikt międzykomunalny między etnicznymi buddystami Rakhine a etnicznymi muzułmanami Rohingya. Nawet teraz, według Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej, około 128 000 osób, które uciekły wtedy przed przemocą, nadal mieszka w obozach dla osób wewnętrznie przesiedlonych (IDPs) w całym stanie.
Również w latach 2016-2017 wybuchły kolejne fale przemocy wobec Rohingya, tym razem zaaranżowane przez samą Tatmadaw, która twierdziła, że odpowiada na ataki radykalnej islamskiej Armii Zbawienia Rohingya Arakan. Ówczesny szef ONZ ds. praw człowieka Zeid Raad al-Hussein opisał tę falę jako „podręcznikowy przykład czystki etnicznej”.
Około 700 000 Rohingya uciekło przed przemocą do sąsiedniego Bangladeszu, gdzie większość z nich pozostaje do dziś. Dokładne liczby dotyczące zabitych są kontrowersyjne, ale według Lekarzy bez Granic, około 6 700 Rohingya zostało zabitych w samym sierpniu i wrześniu 2017 roku. Oficjalna liczba rządowa za ten sam okres wynosiła 400.
Mniej znana poza Myanmarem była jednak trzecia fala przemocy, która rozpoczęła się mniej więcej na początku tego roku i trwała od tego czasu.
W tym, Tatmadaw walczy z Armią Arakan, buddyjską siłą powstańczą utworzoną jeszcze w 2009 roku, która ma pod bronią być może 4000 partyzantów. Przeprowadzając ataki typu „uderz i uciekaj” z gęstych dżungli i surowych gór stanu, Armia Arakan walczy o niezależny Arakan, oparty na starożytnym średniowiecznym państwie, które kiedyś skupiało się tutaj na Mrauk U.
Ten historyczny stan-Arakan, jak go nazywano, stał się częścią Myanmaru (wtedy imperialnej Birmy) dopiero w 1784 roku. Armia Arakan wykorzystała powszechne niezadowolenie przeciwko Bamarom, większościowej grupie etnicznej w Myanmarze, która dominuje w rządzie centralnym, gospodarce i wojsku. Ten resentyment narastał od czasu, gdy w Myanmarze odbyły się pierwsze w dużej mierze demokratyczne wybory, jeszcze w 2015 r.
W tamtym głosowaniu większość Arakanów, którzy są etnicznie spokrewnieni z Bamarami, ich buddyjskimi współwyznawcami, głosowała na partie nacjonalistyczne z Arakanów. Na szczeblu krajowym oczekiwali oni, że skoro Bamar rządzą w stolicy, to oni będą rządzić na szczeblu regionalnym. Jednak Aung San Suu Kyi, której Narodowa Liga na rzecz Demokracji (NLD) wygrała wybory w 2015 r., mianowała gubernatora NLD dla stanu, głównego ministra U Nyi Pu, wbrew życzeniom arakhańskiej większości.
„Aung San Suu Kyi nie ufała nikomu do tej pracy”, powiedziała mi pod koniec października Laetitia van den Assum, która była częścią komisji ONZ wysłanej do Rakhine w celu zbadania przemocy w latach 2016-2017. „Ona po prostu chciała mieć kontrolę, więc postawiła na czele kogoś, komu mogła powiedzieć, co ma robić. To jeszcze bardziej wyalienowało Rakhine z centrum.”
W tym samym czasie stan jest żyzny w rolnictwie i rybołówstwie oraz bogaty w zasoby naturalne. Zajmuje również kluczowe położenie geostrategiczne, z Indiami i Bangladeszem na północy, Chinami na północnym zachodzie i krajami doliny Mekongu na południu. Mimo to wskaźnik ubóstwa w regionie jest dwukrotnie wyższy niż średnia dla Myanmaru i wynosi 78 procent, jak wynika z raportu Grupy Banku Światowego z 2014 roku. Wielu mieszkańców tego regionu uważa, że jego zasoby są wykorzystywane do wzbogacenia rządu centralnego. Szczególnym przypadkiem dla wielu tutaj są 480-milowe, warte 2,5 miliarda dolarów chińskie podwójne rurociągi, które od 2013-2014 roku zabierają ropę i gaz ziemny z podmorskich pól Shwe w Rakhine do głodnej energii zachodniej prowincji Chin Yunnan.
Rurociągi są obsługiwane wspólnie przez China National Petroleum Corp. i Myanmar’s state-owned Myanma Oil and Gas Enterprise. Mogą one przewozić 12 mln ton metrycznych ropy naftowej i 12 mld metrów sześciennych gazu rocznie, jak podaje Reuters, przy czym w samym tylko pierwszym półroczu 2019 roku do Chin tą drogą wysłano ropę naftową o wartości 2,5 mld dolarów, według danych chińskich służb celnych.
Rurociągi wychodzą na ląd w pobliżu miasta portowego Kyaukpyu, na południowym wybrzeżu Rakhine, miasta, którego dzielnica Rohingya jest obecnie zrównanym z ziemią pustkowiem po przemocy w 2012 roku. Chińczycy zbudowali tu wiele projektów, powiedział mi w tym miesiącu Aung Mu, biznesmen z Kyaukpyu i sympatyk Armii Arakan, który używa pseudonimu. „Nie widzimy od nich ani grosza. Cała ropa idzie do Chin, a zapłata idzie do Myanmaru, do birmańskiego rządu i wojska. W międzyczasie żadne z miejsc pracy nie trafia do nas, a zamiast tego nasza ziemia zostaje zabrana bez odszkodowania.” Rzeczywiście, „to pieniądze z naszej ropy płacą za pociski i rakiety, których wojsko używa teraz przeciwko nam” – dodał Mu.
Prywatnie, chińscy urzędnicy w Rangunie mówią, że jednak zapłacili odszkodowanie za ziemię wykorzystaną w swoich projektach, ale rządowi Myanmaru, a nie bezpośrednio mieszkańcom.
Dzięki długiej liście skarg i szerokiemu poparciu społecznemu, Armia Arakan skorzystała z okazji święta narodowego Myanmaru 4 stycznia, aby rozpocząć nową ofensywę.
Grupa zaatakowała cztery posterunki policji i wojska w całym stanie, zabijając 13 żołnierzy i policjantów. Aung San Suu Kyi odpowiedziała, nakazując Tatmadaw „zmiażdżyć” powstańców, których nazwała „terrorystami”.”
Jeszcze w ciągu dziewięciu miesięcy Armia Arakan pokazała, że nadal jest bardzo aktywna w terenie.
W samym tygodniu Thadingyut, 18 bojowników Armii Arakan, przebranych za piłkarzy, porwało autobus jadący z Mrauk U, biorąc 31 pasażerów jako zakładników. Wkrótce potem, dwa dni starć na zachód od głównej autostrady między Mrauk U a stolicą stanu Rakhine, Sittwe, pokazały, że Tatmadaw użyła helikopterów i artylerii przeciwko Armii Arakan, która twierdzi, że zadała 40 ofiar Tatmadaw między 11 a 16 października. 11-16 października, w północnym Arakanie.
Generał dywizji Twan Mrat Naing, głównodowodzący Armii Arakańskiej, ogłosił również, że w 2020 roku jego siły ustanowią swoją siedzibę w Mrauk U, symbolicznym sercu starego królestwa Arakan. Tymczasem na eleganckiej stronie internetowej Armii Arakan można zobaczyć dezerterów z Tatmadaw – która w dużej mierze polega na lokalnych rekrutach etnicznych z Rakhine – opowiadających o okrucieństwach wobec miejscowej ludności, których rzekomo kazali im się dopuścić ich etniczni dowódcy z Bamar.
„Myślę, że największym rekrutem dla Armii Arakan jest Tatmadaw” – powiedział Pin Meng, którego nazwisko zostało zmienione, właściciel straganu z jedzeniem w Mrauk U. Mnóstwo tu opowieści o żołnierzach plądrujących pobliskie wioski, nękających i samowolnie zatrzymujących mieszkańców, a także o pobiciach i zaginięciach.
„Kilka dni temu przyszli żołnierze, strzelając z karabinów, a my uciekliśmy” – powiedziała jedna z kobiet, która schroniła się na terenie klasztoru w Mruak U. Obawiając się podać jakiekolwiek nazwisko, nawet to z jej wioski, powiedziała, że kiedy wrócili później do domu, „nasz dom został wywrócony do góry nogami. Nawet trochę ryżu, który mieliśmy, zostało skradzione”. Wzdłuż drogi między Mrauk U a Sittwe, również, spalone ciężarówki i rozbite pojazdy przebijają pobocza, wraz z prowizorycznymi obozami założonymi, aby pomieścić osoby uciekające przed przemocą.
Takie sceny pojawiły się również w okolicach czwartej rocznicy ogólnokrajowego porozumienia o zawieszeniu broni między rządem Myanmar a szeregiem innych etnicznych organizacji zbrojnych. Porozumienie, podpisane w październiku 2015 r., zasadniczo zatrzymało niektóre z najdłużej trwających powstań w kraju, ale nie objęło wielu grup – w tym Armii Arakan. Teraz, 29 października, Armia Arakan zagroziła rozszerzeniem powstania poza Arakan poprzez sojusz z innymi grupami, które nie dotrzymały zawieszenia broni, zwłaszcza z Narodową Armią Wyzwolenia Taang, działającą w północno-wschodnim stanie Shan, oraz Armią Narodowego Sojuszu Demokratycznego Myanmaru, działającą w pobliżu granicy z Chinami.
W tym samym czasie powstanie zagraża podważeniem wszelkich prób rządu, aby przekonać międzynarodowe rządy i organizacje, że powrót Rohingya do domu jest bezpieczny. Rosnąca przemoc podważa również wysiłki rządu, aby skusić dalsze zagraniczne i lokalne inwestycje w Rakhine.
Dokładne liczby najnowszych przesiedleńców wewnętrznych w Myanmarze są trudne do zebrania. Ale Stephan Sakalian, szef delegacji Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża (ICRC) w Myanmarze, powiedział mi w październiku, że jego organizacja pomagała ponad 50 000 osób przesiedlonych w wyniku obecnego konfliktu. MKCK i Światowy Program Żywnościowy są jedynymi międzynarodowymi organizacjami pomocowymi, którym władze Myanmaru pozwalają działać w tej części stanu.
Ten brak dostępu i międzynarodowa koncentracja na Rohingya- oznacza, że „nikt nie wydaje się nawet świadomy, że stan Rakhine jest strefą wojny”, powiedział van den Assum. To sprawia, że obecne wysiłki rządu Myanmaru, aby zachęcić Rohingya do powrotu do stanu z Bangladeszu, są szczególnie niebezpieczne i mogą jedynie przyczynić się do wybuchu konfliktu w całym regionie.
Na lotnisku w Sittwe wieczorny lot do Rangunu to smutny widok.
Tuż przed startem przyjeżdża karetka, a garstka rannych cywilów i żołnierzy, opatrywanych z powodu ran postrzałowych, oparzeń i innych urazów, trafia na pokład samolotu. Zaawansowana opieka medyczna jest w Arakanie rzadkością, a Rangun, w którym znajdują się najbliższe dobrze wyposażone szpitale, jest oddalony o godzinę lotu samolotem lub 20 godzin jazdy samochodem.
„Mówi się,” van den Assum powiedział mi kilka dni wcześniej, „że Rakhine może stać się Wietnamem Myanmaru.” Zaostrzający się konflikt w regionie surowych gór i dżungli, gdzie powstańcy cieszą się dużym poparciem społecznym, może rzeczywiście stać się straszliwym impasem dla armii Myanmaru.