Umberto Eco, w swojej bestsellerowej powieści z 1980 roku, Imię róży, powołuje do życia mroczną i fascynującą postać: Bernarda Gui, biskupa i papieskiego inkwizytora. W filmie gra go z wężową powagą F. Murray Abraham. Jest rok 1327, a Gui przybywa do opactwa, w którym popełniono serię morderstw. Jego zadaniem jest zwołanie trybunału i zbadanie podejrzanych. Eco opisuje postawę inkwizytora, gdy trybunał zaczyna działać:

Nie odezwał się: podczas gdy wszyscy oczekiwali teraz, że rozpocznie przesłuchanie, on trzymał ręce na papierach, które miał przed sobą, udając, że je układa, ale nieobecnie. Jego wzrok był naprawdę utkwiony w oskarżonym, i był to wzrok, w którym można było dostrzec obłudne pobłażanie (jakby chciał powiedzieć: Nie lękaj się, jesteś w rękach braterskiego zgromadzenia, które może chcieć tylko twojego dobra) mieszała się z lodowatą ironią (jakby chciał powiedzieć: Jeszcze nie wiecie, czym jest wasze dobro, a ja wam wkrótce powiem) i bezlitosną surowością (jakby chciał powiedzieć: Ale w każdym razie ja jestem tu waszym sędzią i jesteście w mojej mocy).

Bernard Gui jest postacią historyczną. Był księdzem dominikańskim, a w 1307 roku został rzeczywiście mianowany inkwizytorem przez papieża Klemensa V, z odpowiedzialnością za rozległe połacie południowej Francji. W ciągu 15 lat Gui uznał około 633 mężczyzn i kobiet za winnych herezji. Znamy przebieg tych spraw, ponieważ Gui wszystko zapisał – zapis zachował się w jego Liber sententiarum, czyli „Księdze wyroków”. Jest to tom formatu folio, oprawiony w czerwoną skórę. Złóż prośbę w British Library w Londynie, a wkrótce dokument zostanie dostarczony do Czytelni Rękopisów, gdzie będziesz mógł go oprzeć na klinie czarnego aksamitu. Pismo, po łacinie, jest drobne i mocno skrócone.

Dokumenty Inkwizycji mogą być bardzo szczegółowe i szokująco prozaiczne. Z Carcassonne zachowało się szczegółowe zestawienie wydatków na spalenie czterech heretyków w 1323 roku:

Za duże drewno55 solów, 6 denierów.
Za gałązki winorośli … . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21 soli, 3 deniery.
Do słomy 2 sole, 6 denierów.
Na cztery paliki10 soli, 9 denierów.
Na liny do wiązania skazańców … … … … . … . 4 sole, 7 denarów.
Dla kata, każdy po 20 solów … . 80 soli.
W sumie 8 liwrów, 14 soli, 7 denarów.

Wydarzenie takie jak to miało miejsce zazwyczaj w niedzielę, w trakcie ceremonii znanej jako sermo generalis. Zbierał się tłum, a poszczególne wyroki były odczytywane na głos przez inkwizytora. Na końcu odczytywano wyroki za zbrodnie śmiertelne, a następnie więźniowie byli przekazywani przez władze duchowe władzom świeckim, co było eufemistycznym określeniem: kościelni nie chcieli się brudzić zabijaniem. Aby podkreślić, że jego ręce są czyste, inkwizytor odczytywał modlitwę pro forma, wyrażając nadzieję, że skazańcom uda się jakoś oszczędzić stosu – choć nie było na to nadziei. Najbardziej produktywnym dniem Bernarda Gui był 5 kwietnia 1310 roku, kiedy to skazał na śmierć 17 osób.

Późno w 2010 roku Google Labs wprowadziło coś, co nazywa się NGram Viewer, co pozwala użytkownikom przeszukiwać bazę danych milionów opublikowanych prac i odkrywać, jak często poszczególne słowa były używane z roku na rok. Jeśli wyszukasz słowo inkwizycja, otrzymasz wykres pokazujący gwałtowny wzrost, który rozpoczął się około dekady temu. Słowo to pojawia się coraz częściej, ponieważ ludzie przywołują je jako swobodną metaforę, pisząc o naszych czasach – na przykład odnosząc się do nowoczesnych metod przesłuchań, inwigilacji, tortur i cenzury. Pierwotna inkwizycja została zapoczątkowana przez Kościół w XIII wieku, aby rozprawić się z heretykami i innymi niepożądanymi osobami, i trwała z przerwami przez 600 lat. Błędem jest jednak myślenie, że Inkwizycja to tylko metafora, albo że należy do przeszłości. Po pierwsze, w Kościele nigdy się ona do końca nie zakończyła; urząd odpowiedzialny dziś za ochronę doktryny i wymierzanie dyscypliny zajmuje dawne palazzo Inkwizycji w Watykanie. Co więcej, Inkwizycja posiadała wszystkie cechy nowoczesnej instytucji – biurokrację, pamięć, procedury, zestaw narzędzi, sztab technokratów i wszechogarniającą ideologię, która nie znosiła sprzeciwu. To nie był relikt, ale zwiastun.

Można to dostrzec w pracy kogoś takiego jak Bernard Gui. O samym człowieku wiadomo niewiele osobistych szczegółów, ale fikcyjna charakterystyka Eco trafia w coś autentycznego. Był metodyczny, uczony, sprytny, cierpliwy i nieustępliwy – wszystko to można wywnioskować ze śladów na papierze. Gui był genialnym pisarzem. Między innymi opracował długi podręcznik dla inkwizytorów, zatytułowany Practica officii inquisitionis heretice pravitatis, czyli „Prowadzenie inkwizycji w kierunku heretyckiej deprawacji”. Podręcznik omawia naturę i rodzaje herezji, z jakimi może zetknąć się inkwizytor, a także zawiera porady dotyczące wszystkiego, od prowadzenia przesłuchań po wydawanie wyroków śmierci.

More Stories

Gui nigdy nie ująłby tego w ten sposób, ale jego celem w Practice było stworzenie czegoś w rodzaju nauki o przesłuchaniach. Doskonale zdawał sobie sprawę, że przesłuchanie jest transakcją między dwojgiem ludzi – grą o wysoką stawkę – i że osoba przesłuchiwana, podobnie jak osoba zadająca pytania, wnosi do procesu postawę i metodę. Oskarżony może być przebiegły i sporny. Może też wydawać się pokorny i ugodowy. Może udawać niepoczytalność. Może uciekać się do „wyrafinowania, oszustwa i podstępu słownego”. Inkwizytor, radził Gui, potrzebował wielu „odrębnych i odpowiednich technik”.

Gui nie był pierwszym podręcznikiem inkwizycji dotyczącym przesłuchań, ale był jednym z najbardziej wpływowych. Pokolenie po Gui, inny dominikanin, Nicholas Eymerich, stworzył Directorium inquisitorum, które opierało się na pracy jego poprzednika i osiągnęło jeszcze większą sławę. W naszych czasach techniki przesłuchań zostały udoskonalone przez psychologów i kryminologów, przez żołnierzy i szpiegów. Umieśćmy średniowieczne techniki obok tych, które zostały przedstawione w nowoczesnych podręcznikach, takich jak Human Intelligence Collector Operations, podręcznik przesłuchań armii amerykańskiej, a praktyki inkwizytorów wydadzą się bardzo aktualne.

Inkwizytorzy byli bystrymi uczniami ludzkiej natury. Podobnie jak Gui, Eymerich doskonale zdawał sobie sprawę, że osoby przesłuchiwane będą stosowały różne sztuczki, aby zmylić przesłuchującego. W swoim podręczniku wylicza 10 sposobów, za pomocą których heretycy starają się „ukryć swoje błędy”. Należą do nich „ekwiwokacja”, „przekierowanie pytania”, „udawanie zdziwienia”, „przekręcanie znaczenia słów”, „zmiana tematu”, „udawanie choroby” i „udawanie głupoty”. Ze swojej strony, podręcznik przesłuchań Armii zawiera „Matrycę wiarygodności źródeł i informacji” do oceny tych samych rodzajów zachowań. Ostrzega on przesłuchujących, aby byli ostrożni w stosunku do osób, które wykazują oznaki „podawania informacji, które służą im samym”, które udzielają „powtarzających się odpowiedzi z dokładnym sformułowaniem i szczegółami” i które demonstrują „brak odpowiedzi na zadane pytanie”.

Ale dobrze przygotowany inkwizytor, pisze Eymerich, ma swoje własne sztuczki. Aby stawić czoła niepokornemu więźniowi, może usiąść z dużym stosem dokumentów przed sobą, które będzie przeglądał zadając pytania lub słuchając odpowiedzi, okresowo podnosząc wzrok znad kartek, jakby zaprzeczały zeznaniom i mówiąc: „Jest dla mnie jasne, że ukrywasz prawdę”. Podręcznik wojskowy sugeruje technikę zwaną „podejściem do akt i dossier”, wariant tego, co określa jako podejście „wiemy wszystko”:

Zbieracz HUMINT przygotowuje dossier zawierające wszystkie dostępne informacje dotyczące źródła lub jego organizacji. Informacje te są starannie ułożone w pliku, aby dać złudzenie, że zawierają więcej danych niż jest w rzeczywistości … Jest to również skuteczne, jeśli kolekcjoner HUMINT przegląda dossier, gdy źródło wchodzi do pokoju.

Inną techniką sugerowaną przez Eymericha jest nagła zmiana biegu wydarzeń, podejście do przesłuchiwanej osoby w pozornym duchu miłosierdzia i współczucia, przemawianie „słodko” i błagalnie, być może poczynienie przygotowań, aby zapewnić coś do jedzenia i picia. Podręcznik wojskowy ujmuje to w ten sposób:

W momencie, w którym przesłuchujący wyczuwa, że źródło jest bezbronne, pojawia się drugi kolekcjoner HUMINT. beszta pierwszego kolekcjonera HUMINT za jego niefrasobliwe zachowanie i nakazuje mu opuszczenie pokoju. Następnie drugi kolekcjoner HUMINT przeprasza, aby uspokoić źródło, być może oferując mu napój i papierosa.

Eymerich i Armia opisują wiele innych technik. Możesz spróbować przekonać więźnia, że opór jest bezcelowy, ponieważ inni już się wygadali. Możesz przyjąć linię, że wiesz, iż więzień jest tylko małą rybką, i gdybyś tylko miał nazwiska większych ryb, mała mogłaby wypłynąć na wolność. Możesz zagrać na poczuciu całkowitej rozpaczy więźnia, przypominając mu, że tylko współpraca z przesłuchującym daje drogę do czegoś lepszego. Podręcznik wojskowy określa to jako podejście „emocjonalnej daremności”:

W podejściu emocjonalnej daremności, zbieracz HUMINT przekonuje źródło, że opór wobec przesłuchania jest daremny. Wywołuje to u źródła poczucie beznadziejności i bezradności. Ponownie, jak w przypadku innych podejść emocjonalnych, kolekcjoner HUMINT daje źródłu „wyjście” z bezradnej sytuacji.

Następnie pojawia się kwestia tortur. Papież Innocenty IV zezwolił na ich stosowanie przez Inkwizycję w 1252 roku w bulli Ad extirpanda. Niewiele słów przywołuje mroczne wieki tak szybko jak tortury, ale niewygodna rzeczywistość jest taka, że pojawienie się tortur jako narzędzia sprawiedliwości oznacza nadejście nowoczesnego sposobu myślenia: prawdę można ustalić bez pomocy Boga.

Tortury jako narzędzie sądownictwa były mało znane w najciemniejszej części Ciemnych Wieków. Zdolność istot ludzkich do odkrywania prawdy była uważana za ograniczoną. Stąd poleganie nie na sędziach czy ławie przysięgłych, ale na iudicium Dei – sądzie wszechwiedzącego Boga – w celu określenia winy lub niewinności. Często przybierało to formę procesu przez mękę. Oskarżonego zanurzano w wodzie, kazano mu chodzić po rozżarzonych węglach lub zmuszano do zanurzenia ręki we wrzącej wodzie. Jeśli nic mu się nie stało, lub jeśli rany zagoiły się wystarczająco w określonym czasie, to sąd Boży uznawał, że oskarżony jest niewinny. Ten system był powszechny w Europie przez wiele stuleci. Był bezsprzecznie prymitywny i z pewnością barbarzyński. Na jego korzyść przemawiało to, że był pozbawiony pychy w stosunku do tego, co zwykli śmiertelnicy mogą kiedykolwiek naprawdę wiedzieć.

Późnośredniowieczna rewolucja w myśleniu prawniczym – widoczna wszędzie, od sądów kościelnych po świeckie – wyrwała dążenie do sprawiedliwości z rąk Boga i oddała je w ręce ludzi. W książce Tortury historyk Edward Peters wyjaśnia, że średniowieczna rewolucja prawna opierała się na jednej wielkiej idei: kiedy chodziło o odkrycie winy lub niewinności – albo, szerzej, odkrycie prawdy o czymś – nie trzeba było wysyłać decyzji aż na górę łańcucha dowodzenia, do Boga. Te sprawy leżały w zasięgu ludzkich możliwości.

Ale to nie do końca rozstrzyga sprawę, kontynuuje Peters. Kiedy Bóg jest sędzią, żaden inny standard dowodu nie jest potrzebny. Kiedy sędziami są ludzie, na pierwszy plan wysuwa się kwestia dowodu. Co stanowi akceptowalny dowód? Jak rozstrzygnąć pomiędzy sprzecznymi relacjami? W przypadku braku przyznania się do winy – najbardziej niepodważalnej formy dowodu, „królowej dowodów” – jaką formę przesłuchania można właściwie zastosować, aby je wymusić? Czy istnieją sposoby, dzięki którym przesłuchanie może być … wzmocnione? I w końcu, skąd wiesz, że cała prawda została ujawniona – że trochę więcej nie czeka na odkrycie nieco dalej, być może przy dodatkowym wysiłku? Nietrudno więc zrozumieć – konkluduje Peters – jak tortury wchodzą w grę.

Od czasu do czasu, eksponaty narzędzi tortur są objeżdżane. Efekt jest dziwnie disneyowski – tematyczny park rozrywki z przesłuchaniami. Już same nazwy narzędzi wzmacniają poczucie odległej fantazji: Brazen Bull, Iron Maiden, Judas Cradle, Saint Elmo’s Belt, Cat’s Paw, Brodequins, Thummekings, Pilliwinks, Heretic’s Fork, Spanish Tickler, Spanish Donkey, Scold’s Bridle, Drunkard’s Cloak. Równie dobrze mogłyby to być nazwy pubów, marki prezerwatyw, czy punkty na mapie wspinaczkowej.

Inkwizycja rzadko uciekała się do tych specyficznych instrumentów. Polegała na trzech różnych technikach, z których wszystkie są używane do dziś. Przed rozpoczęciem sesji osoba, która miała być przesłuchiwana, była wprowadzana do sali tortur i informowana o tym, co będzie robione. Doświadczenie bycia w conspectus tormentorum często wystarczało, aby wymusić zeznania. Jeśli nie, rozpoczynała się sesja. Z reguły obecny był przy tym lekarz. Prowadzono skrupulatne zapisy; zwyczajowo obecny był notariusz, który sporządzał drobiazgową relację. Dokumenty te przetrwały w dużej liczbie; są to suche, biurokratyczne ekspozycje, w których domyślny ton klinicznej neutralności jest przerywany rzeczowo – „Och! Och!” – cytowanymi krzykami.

Pierwsza technika stosowana przez Inkwizycję była znana w języku hiszpańskim jako garrucha („koło pasowe”), a w języku włoskim jako strappado („ciągnięcie” lub „holowanie”). Była to forma tortur przez zawieszenie, działająca dzięki zwykłej grawitacji. Zazwyczaj ręce osoby przesłuchiwanej były związane za plecami. Następnie, za pomocą liny przewleczonej przez koło pasowe lub przerzuconej przez krokwie, jego ciało było podnoszone z ziemi za ręce, a następnie pozwalano mu opaść szarpnięciem. Obciążenie barków było ogromne. Ciężar ciała wiszącego na ramionach zniekształcał jamę opłucnową, utrudniając oddychanie (uduszenie było typową przyczyną śmierci przy ukrzyżowaniu, z tego samego powodu).

Pod różnymi nazwami, garrucha pojawia się często w bardziej współczesnej historii. Senator John McCain został poddany wersji tego, zwany „liny,” przez Wietnamczyków Północnych, po jego samolot został zestrzelony podczas wojny w Wietnamie. Stosowano ją również przy przesłuchaniach więźniów w aresztach amerykańskich. Jednym z dobrze znanych przypadków jest Manadel al-Jamadi, który zmarł podczas przesłuchania w Abu Ghraib w 2003 roku. Jego ręce zostały skrępowane za plecami, a następnie zawieszono go za nadgarstki na kratach okna znajdującego się pięć stóp od ziemi. Michael Baden, główny patolog sądowy policji stanu Nowy Jork w tym czasie, wyjaśnił konsekwencje dla Jane Mayer z The New Yorker:

„Jeśli jego ręce zostały pociągnięte w górę pięć stóp – to do jego szyi. To jest dość trudne. To spowodowałoby duże napięcie na jego mięśniach żebrowych, które są potrzebne do oddychania. Jest to nie tylko bolesne – może utrudniać ruchy przepony w górę i w dół oraz rozszerzanie się klatki piersiowej. Mięśnie się męczą, a funkcja oddychania jest zaburzona.”

Drugą techniką stosowaną przez Inkwizycję był stojak. W języku hiszpańskim słowo to jest potro, co oznacza „colt”, odniesienie jest do małej platformy z czterema nogami. Zazwyczaj ofiara była umieszczana na plecach, z nogami i rękami przymocowanymi do wciągarek na każdym końcu. Każdy obrót wciągarki rozciągał go o jakiś dodatkowy przyrost. Więzadła mogły pęknąć. Kości mogły zostać wyrwane z gniazd. Same dźwięki były czasem wystarczające, by zachęcić do współpracy tych, którzy znaleźli się w zasięgu słuchu. Oto relacja podejrzanego o herezję, który został umieszczony na potro i był przesłuchiwany przez inkwizytorów na Wyspach Kanaryjskich w 1597 roku. Wciągarki wykonały właśnie trzy obroty. Podejrzany miał przyznać się do winy po sześciu kolejnych. Sekretarz nagrywający zachował tę chwilę:

Przy ich podaniu powiedział najpierw: „O Boże!”, a potem: „Nie ma zmiłuj się”: po obrotach upomniano go, a on powiedział: „Nie wiem, co powiedzieć, o Boże drogi!”. Potem kazano mu dać jeszcze trzy obroty sznura, a po dwóch z nich powiedział: „O Boże, o Boże, nie ma litości, o Boże pomóż mi, pomóż mi!”.

Trzecia technika wiązała się z wodą. Toca, czyli „szmatka”, to hiszpańska nazwa, odnosząca się do tkaniny, która zatykała odwrócone usta ofiary i na którą wylewano wodę. Efektem było wywołanie wrażenia uduszenia przez utonięcie. Waterboarding jest powszechnie używanym dziś angielskim terminem. Współczesne określenie w języku hiszpańskim to submarino. Jeden z historyków pisze:

Nawet niewielka ilość wody w głośni powoduje gwałtowny kaszel, inicjując reakcję walki lub ucieczki, podnosząc tętno i częstość oddechów oraz wyzwalając desperackie wysiłki, by się uwolnić. W ciągu kilku sekund dochodzi do wyczerpania zapasów tlenu potrzebnego do podstawowej przemiany materii. Podczas gdy to jest czasami nazywane „iluzją utonięcia”, rzeczywistość jest taka, że śmierć nastąpi, jeśli procedura nie zostanie zatrzymana na czas.

CIA przyznała, że jeden z jej więźniów, Khalid Sheikh Mohammed, mistrz zamachów 9/11, został poddany waterboardingowi 183 razy w ciągu jednego miesiąca. Obrońcy tej praktyki twierdzą, że liczba ta jest myląca – 183 odnosi się do liczby pojedynczych „polewań”, i że miały one miejsce w kontekście nie więcej niż pięciu „sesji”.

Tak się składa, że Inkwizycja wymyśliła tę obronę. W teorii tortury stosowane przez Kościół były ściśle kontrolowane. Nie miały zagrażać życiu ani powodować nieodwracalnych szkód. A tortury mogły być stosowane tylko raz. Ale inkwizytorzy przekraczali granice. Na przykład, co oznaczało „raz”? Być może można było interpretować to jako jeden raz w przypadku każdego oskarżenia. Albo, lepiej, może dodatkowe sesje można by uznać nie za osobne akty, ale za „kontynuacje” pierwszej sesji. Tortury okazałyby się trudne do powstrzymania. Potencjalne owoce zawsze wydawały się tak kuszące, a zasady tak łatwe do naginania.

Publiczny profil tortur jest wyższy niż był przez wiele dekad. Argumenty w jej obronie są podnoszone z większą energią niż kiedykolwiek od czasów średniowiecza. Dokumentację wydobytą z agencji wywiadowczych można łatwo pomylić ze stenogramami inkwizycji. Prawnik Philippe Sands, prowadzący śledztwo w sprawie przesłuchania (z użyciem różnych technik) przez Stany Zjednoczone więźnia o nazwisku Mohammed al-Qahtani, zebrał kluczowe momenty z oficjalnej, tajnej relacji:

Detainee spat. Zatrzymany ogłosił swoją niewinność. Jęczenie. Zawroty głowy. Zapominał o rzeczach. Wściekły. Zdenerwowany. Krzyczał na Allaha. Oddał mocz na siebie. Zaczął płakać. Prosił Boga o przebaczenie. Płakał. Płakał. Stał się agresywny. Zacząłem płakać. Załamałem się i płakałem. Zaczął się modlić i otwarcie płakał. Wołał do Allaha kilka razy.

Kwizycja, z jej zastrzeżeniem, że tortury i przesłuchania nie zagrażają życiu lub powodują nieodwracalne szkody, faktycznie ustanowiła bardziej rygorystyczny standard niż niektórzy zwolennicy tortur nalegają na to teraz. Ad extirpanda XXI wieku to tak zwane memorandum Bybee, wydane przez Departament Sprawiedliwości w 2002 roku (i później poprawione). Administracja Busha przedstawiła w niej bardzo wąską definicję, twierdząc, że aby działanie zostało uznane za tortury, musi powodować cierpienie „o intensywności równoważnej bólowi towarzyszącemu poważnym obrażeniom fizycznym, takim jak niewydolność organów, upośledzenie funkcji organizmu, a nawet śmierć”. Aby umieścić to w perspektywie: próg administracji dla momentu rozpoczęcia aktu tortur był punktem, w którym Inkwizycja zastrzegła, że musi się on zakończyć.

Regulacja tortur nigdy tak naprawdę nie działa – ona tylko wskazuje praktykom nowe kierunki. Darius Rejali, jeden z najwybitniejszych badaczy tortur, ujmuje sprawę prosto: „Kiedy obserwujemy przesłuchujących, przesłuchujący stają się podstępni”. Zjawisko to nazywane jest czasem „pełzaniem tortur”. Inkwizytorzy doskonale zdawali sobie sprawę z tej dynamiki. Widzimy to dzisiaj, kiedy przesłuchujący, mający obawy przed wydobywaniem informacji za pomocą tortur, wysyłają więźniów na przesłuchania do krajów, które nie mają takich skrupułów. Proces ten znany jest jako „nadzwyczajne wydanie” – sposób na zachowanie czystych rąk, odpowiednik kościelnego „odprężenia” skazanych na rzecz władzy świeckiej. (W ciągu ostatniej dekady Stany Zjednoczone załatwiły w ten sposób około 150 podejrzanych o terroryzm). W średniowieczu tortury były początkowo ograniczone do crimina excepta – przestępstw najwyższej wagi – ale ta kategoria została w końcu rozszerzona, a próg dopuszczalności obniżony. Po zabiciu Osamy bin Ladena w maju 2011 r. wielu komentatorów twierdziło, że kryjówka przywódcy Al-Kaidy została odkryta dzięki informacjom uzyskanym w wyniku tortur – co dowodzi, jak bardzo opłacalne mogą być tortury. Twierdzenie to było fałszywe, ale sam fakt, że zostało wypowiedziane, ilustruje obniżający się próg: tam, gdzie kiedyś tortury były usprawiedliwiane jedynie jakimś pilnym scenariuszem „tykającej bomby zegarowej”, teraz są postrzegane jako dopuszczalny sposób pozyskiwania informacji wywiadowczych bardziej zwyczajnego rodzaju.

Amoralni brutale z pewnością popełniają tortury, ale w ich rękach nie stają się one częścią prawnie usankcjonowanego systemu. Tortury stają się legitymizowane w rękach innego rodzaju ludzi – takich, którzy są zdeterminowani, by używać sił rozumu i wierzą w słuszność swojej sprawy. To właśnie ma na myśli pisarz Michael Ignatieff, gdy nazywa komory tortur „miejscami intensywnie moralnymi”. Ci, którzy chcą usprawiedliwić tortury, nie robią tego poprzez unikanie moralnego myślenia; raczej pomijają oczywistą niemoralność konkretnego czynu przez domniemaną moralność większego przedsięwzięcia. Memo Bybee’ego utrzymywało, że przesłuchujący nie mogą być ścigani, jeśli działają w dobrej wierze: „Brak konkretnego zamiaru neguje oskarżenie o tortury”. Jest to ta sama logika, którą posługiwali się inkwizytorzy. Powołując się na Tomasza z Akwinu, twierdzili oni, że czystość motywów wybacza przekroczenie jakiejkolwiek granicy.

Co, w końcu, jest najbardziej niebezpiecznym inkwizytorskim impulsem ze wszystkich – poczucie moralnej pewności. W dzisiejszej Ameryce religia zaznacza swoją obecność wielokrotnie i w coraz większym stopniu. Oklahoma i tuzin innych stanów wprowadziły ustawodawstwo zakazujące stosowania islamskiego prawa szariatu w jakikolwiek sposób w obrębie ich jurysdykcji, pomimo faktu, że stało się ono problemem dokładnie nigdzie. Podręczniki szkolne w Teksasie zostały zmienione przez rządowe fiat, aby zbagatelizować ideę rozdziału kościoła i państwa. W ciągu ostatniej dekady biblioteki publiczne stanęły w obliczu wyzwań moralnych wobec ponad 4000 książek w swoich zbiorach. Pojęcie Ameryki jako „narodu chrześcijańskiego” pojawiło się jako temat – wprost lub poprzez insynuacje – w obecnej kampanii prezydenckiej. Kiedy prezydent Obama, w 2009 roku, utrzymywał w przemówieniu, że tym, co łączy Amerykanów nie jest konkretna tradycja religijna, ale „ideały i zestaw wartości”, został zaatakowany przez szerokie grono osób publicznych.

Ale religia nie jest jedynym winowajcą. Oświecenie, które miało być antidotum na tego typu myślenie, dało początek własnym bezkompromisowym poglądom. Dla niektórych wyższą siłą nie jest Bóg, lecz siły historii, demokracji, rozumu, technologii lub genetyki. Zasadniczo inkwizytorski impuls wynika z jakiejś wizji ostatecznego dobra, jakiegoś przekonania o ostatecznej prawdzie, pewności w dążeniu do doskonałości, pewności co do drogi do pożądanego miejsca – i co do tego, kogo winić za przeszkody na tej drodze. To są potężne bodźce. Isaiah Berlin przewidział, dokąd one doprowadzą:

Uczynić ludzkość sprawiedliwą i szczęśliwą, twórczą i harmonijną na zawsze – co mogłoby być zbyt wysoką ceną do zapłacenia za to? Aby zrobić taki omlet, z pewnością nie ma ograniczeń co do liczby jajek, które należy rozbić – taka była wiara Lenina, Trockiego, Mao, z tego co wiem, Pol Pota … Oświadczacie, że dana polityka uczyni was szczęśliwszymi lub bardziej wolnymi, lub da wam przestrzeń do oddychania; ale ja wiem, że się mylicie, wiem, czego potrzebujecie, czego potrzebują wszyscy ludzie; i jeśli istnieje opór oparty na ignorancji lub złej woli, to musi on zostać złamany i setki tysięcy może będą musiały zginąć, aby miliony stały się szczęśliwe po wsze czasy.

Przyklejony do przodu Gui’s Liber sententiarum jest snopem XVII-wiecznej korespondencji, która opisuje, jak książka znalazła się w British Library w pierwszej kolejności. Została ona odkryta przez filozofa Johna Locke’a pod koniec lat 70. XVI wieku w archiwach Montpellier. Locke zrozumiał wagę tego, co znalazł, i zaaranżował przesłanie manuskryptu do historyka Philippa van Limborcha w Holandii, który opracowywał historię inkwizycji. „Kiedy zobaczysz, co zawiera” – pisał Locke do swego przyjaciela – „myślę, że zgodzisz się z nami, że powinien ujrzeć światło dzienne”. Limborch opublikował dokument Gui jako załącznik. Po latach znaleziono kupca na rękopis w imieniu British Library. Locke napisał swój słynny List o tolerancji w 1685 roku. Opowiedział się w nim za wolnością myśli i wypowiedzi – oraz za pewną pokorą wobec własnych przekonań – uzasadniając, że bez względu na to, jak wiele pewności jest w naszych sercach, istoty ludzkie nie mogą wiedzieć na pewno, które prawdy są prawdziwe, a wiara w to, że możemy, prowadzi nas na straszną drogę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.