Aktualności
Na skraju ukończenia 60 lat, miliarder popierający Trumpa wyrzucił swoje salony samochodowe, buduje mauzoleum na swoim podwórku, a teraz chce uratować sztukę w Bostonie-myśli.
Getelling long read and must-have lifestyle tips in your inbox every Sunday morning – great with coffee!
Ernie Boch lets loose inside his tricked-out guitar room. / Photograph by David Yellen
W 1997 roku Ernie Boch Jr. kupił rezydencję na jednoakrowej działce w rodzinnym Norwood. Uznał ją za zbyt małą. Aby powiększyć swój majątek, spędził 20 lat na wykupywaniu i burzeniu domów swoich 17 najbliższych sąsiadów. „W Europie budowano domy, które przetrwałyby pokolenia” – wyjaśnia, przeskakując wokół swojej posiadłości w czarnym stroju sportowym późnym letnim popołudniem. „Tutaj buduje się domy, które są niemal jednorazowego użytku. To jest obrzydliwe!” Stąd Xanadu Boch’a, kompleks o powierzchni 30,000 stóp kwadratowych, który mieści rzadkie sportowe samochody, kolekcjonerskie gitary i jednego samotnego mieszkańca. Inne przewidywalne akcesoria miliardera – prywatny odrzutowiec, niestandardowa limuzyna – mieszkają w pobliżu, a Batmobil na zamówienie jest w drodze. Jest jednak jedna cecha posiadłości, która przeczy stereotypom: mauzoleum, w połowie zbudowane i obecnie niezamieszkane.
Proszę Boch’a, żeby je zobaczył. Prowadzi mnie z dala od głównego domu, obok ogrodzenia z łańcuchów i na plac budowy. Grobowiec, wyrzeźbiony w stonowanym granicie, „będzie miał ogrzewanie, muzykę i łazienkę”, mówi. Wchodzimy do atrium. Planuje urządzać tu kolacje i zbiórki pieniędzy, przypuszczalnie jeszcze przed śmiercią. Pod nami znajduje się sama krypta. Jest w niej miejsce dla Boch’a i nawet siedmiu jego bliskich, choć przyznaje, że „prawdopodobnie skończy samotnie”. Tak czy inaczej, zwiedzający zostaną zaproszeni do uczczenia jego pamięci poprzez wysłuchanie, po naciśnięciu jednego przycisku, mało znanej piosenki Neila Younga „Light a Candle”. Boch włącza swojego iPhone’a, a my pochylamy głowy i słuchamy.
Zamiast przeklinać ciemność,
Zapal świecę tam, dokąd zmierzamy,
Przed nami jest coś, czego warto szukać.
Gdy światło czasu jest na nas,
Widzimy, że nasz moment nadchodzi,
A żywa dusza wewnątrz będzie kontynuować.
Po minucie cichej zadumy Boch wyłącza piosenkę. „Czyż to nie wspaniałe?”, mówi. „Uwielbiam Neila Younga.” Potem prowadzi mnie na dół i pokazuje system odprowadzania płynu ze zwłok.
Boch ma 59 lat. Wysoki i szczupły, zachowuje młodzieńczą sylwetkę. Jest cukrzykiem, więc często je, ale zachowuje szczupłą sylwetkę dzięki diecie wysokobiałkowej i niskowęglowodanowej. Rozkoszuje się wieloma błyszczącymi zabawkami i ma uroczą tendencję do wybałuszania oczu i piszczenia „whaaaaaa?!”, gdy coś go zadziwi, co zdarza się często. Jednocześnie ma pogodne usposobienie siwiejącego playboya. Jeśli dodać do tego sięgające ramion włosy, wygląda jak niecna mieszanka Sammy’ego Hagara i Howarda Sterna. Ernie Boch Jr. jest jakby bez wieku, ale w sposób, w jaki odnosimy się do ludzi, którzy są bliżej mauzoleum niż by chcieli.
Dwa lata temu Boch sprzedał ostatni z detalicznych salonów samochodowych, które sprawiły, że Boch stał się nazwą domową i zaczął zwracać się ku większym projektom. Ugościł Donalda Trumpa w rezydencji na wyszukanej imprezie kampanijnej i stał się jego dziwnym surogatem w telewizji kablowej na długo przed tym, jak ktokolwiek potraktował kandydata poważnie. Pojechał do Ugandy, by nakręcić reality show National Geographic, w którym odbudował zubożałą wioskę. Co najbardziej intrygujące, rockowo-muzyczna obsesja stała się wybitnym lokalnym mecenasem sztuk performatywnych, zgadzając się w zeszłym roku na wspieranie organizacji, która prowadzi teatry Shubert i Wang, które są teraz wspólnie znane jako Boch Center.
To są gambity tworzące dziedzictwo. Nekrologowa przynęta. Impulsem dla tej historii, przynajmniej w teorii, było nakreślenie człowieka, gdy rozważał swój ostatni rozdział, odwracając się od zysku w kierunku filantropii. Czy w sytuacji, gdy miasto stoi w obliczu poważnego kryzysu w finansowaniu sztuki, nasz szarmancki potomek nowych pieniędzy wkroczy do akcji? Umówiono się, że zostanę w pensjonacie na posesji Bocha na 48 godzin, tym lepiej, że będę mógł być świadkiem wyjątkowej marki dobroczynności tego potentata.
To powiedziawszy, Boch jest komicznie niezainteresowany narracją, którą dla niego nakreśliłem. Opiera się przed wyartykułowaniem spójnej wizji przyszłości bostońskiej sztuki, choć trolluje mnie, nalegając na niemal każdego, kogo spotkamy, że „robię artykuł o sztuce w Bostonie”. Jest powściągliwy, gdy mówi o swojej działalności charytatywnej, ale bardziej niż szczęśliwy, gdy gawędzi o, no nie wiem, seksie na gumowej tratwie z gejszą. Kiedy przychodzi do zrozumienia spadkobiercy Automile, może nie być możliwe odróżnienie jego męsko-dziecięcych dziwactw od jego idiosynkratycznych prób pozostawienia po sobie czegoś trwałego i dobrego.
Pytam Bocha, czy budowa grobowca w zasięgu wzroku jego sypialni wskazuje na egzystencjalny rozrachunek. Przeciwnie, podkreśla, że była to decyzja czysto praktyczna. „Kiedy umrzesz, dokąd pójdziesz? Pójdziesz na jakiś cmentarz?” – pyta zaniepokojony. „Ja chcę tu zostać! Nie chcę iść z grupą obcych ludzi”. Czy nie mógł tego załatwić bez stawiania sobie chorobliwej świątyni? „Tak, przypuszczam”, odpowiada, po znikająco krótkiej chwili kontemplacji. „Ale daj spokój!”
Wiele tandetnych kampanii reklamowych wbiło się w zbiorową psychikę Nowej Anglii. Rozważmy strzelisty dżingiel Giant Glass. Rozważmy słodkiego, starego Berniego i Phyl. Ojciec chrzestny 30-sekundowego schlock, choć, był Ernest Boch Sr. Odziedziczył stację benzynową i jeden salon samochodowy od ojca, a następnie przekształcił firmę rodzinną w imperium detaliczne, które obejmowały Dodge, Honda, Toyota, Mitsubishi i inne. W latach 70-tych umocnił Boch Automotive poprzez genialny zakup całej dystrybucji Subaru w Nowej Anglii – dokładnie wtedy, gdy japońskie samochody stawały się gorące – co dało mu udział w każdym Subaru sprzedanym w tym regionie. W końcu nazwał swój pas działek przy Route 1 w Norwood „Automile”. Ale najbardziej znany był ze swoich spotów telewizyjnych, które były równie idiotyczne, co zapadające w pamięć. Rozbijał szyby, wyskakiwał z kufrów. I, oczywiście, zapraszał telewidzów do „zejścia na dół”, z boleśnie niezręcznym machnięciem ręki.
Karnawałowa persona Bocha Seniora była kluczowa dla jego sukcesu, ale myląca w ogólnym rozrachunku. Nie było w nim nic swobodnego, ani wesołego. Nie pił, nie palił, nie jadł czerwonego mięsa. Z lubością dogryzał pracownikom i negocjował sadystyczne stawki za reklamę z szefami lokalnych telewizji. W latach 80-tych był już na tyle bogaty, że mógł kupić własne mieszkanie na Martha’s Vineyard, ale szybko zrujnował wszelkie szanse na czerpanie przyjemności z pobytu tam. Budynek, który wzniósł w Edgartown, był arystokratycznym monstrum, z przerośniętymi rozmiarami i armaturą prysznicową pokrytą 24-karatowym złotem. Jego przerażeni sąsiedzi, w tym emerytowany Walter Cronkite, nie chcieli zadawać się z nim i jego żoną, Barbarą. Boch Sr. wzruszył ramionami, twierdząc, że i tak przyjechał do Vineyard tylko po to, by pracować. „Nigdy nie leżałem na hamaku” – zapewnił w pewnym momencie.
Ernie Jr, jedyny brat trzech sióstr (a także trójki innego przyrodniego rodzeństwa), był przeciwieństwem temperamentu. Jako nastoletni gitarzysta, został przyjęty do Berklee College of Music, zanim jeszcze wymagano tam przesłuchań. Po szkole próbował zaistnieć jako muzyk objazdowy. Jedziemy na tyłach jego Subaru, w drodze z Norwood do Centrum Boch w Boston’s Theater District, kiedy zaczyna opowiadać o swojej źle wykorzystanej młodości. Jest z nami publicystka Boch’a, Peggy Rose. Na przedzie siedzi Ned, jego kierowca, który przepycha się limuzyną przez ruch uliczny z alarmującą prędkością, powodując, że Boch wykrzykuje takie rzeczy jak „Ned! Wolny pas!”, po czym wraca do swojej opowieści. „Więc skończyłem Berklee,” mówi. „Gram w kilku gównianych zespołach. Wyruszam w trasę po Kanadzie, to pieprzony koszmar”. To był mniej więcej rok 1983. Boch nigdy nie wyobrażał sobie pracy w rodzinnym biznesie, ale skończyła mu się gotówka i wymknął się z powrotem do Norwood, aby podjąć pracę w sprzedaży u jednego z dealerów. „Z 150 dolarów tygodniowo przeszedłem do 1500 dolarów tygodniowo” – opowiada. „I po prostu się uzależniłem.”
Kasa była niezła, ale Junior nie bardzo do niej pasował. Jako dziecko przegapił kontrkulturę. „Pamiętam, że kiedy odbył się Woodstock, płakałem, że nie mogę jechać” – mówi. „Byłem za młody, żeby być hipisem”. Więc bunt przyjął bardziej codzienne formy: Imprezował. W dzień Boch handlował samochodami, w nocy kręcił się po WBCN z Joeyem Kramerem z Aerosmith i Paulem Geary z Extreme. Laura Raposa, ówczesna plotkarska felietonistka Boston Herald, poznała go na koktajlach, a Boch stał się stałym bywalcem „Inside Track”. Sprzedawca samochodów był nieposkromiony; z sentymentem wspomina romantyczne podboje, które odbywały się wszędzie, od ekskluzywnego Norwood Chateau po stoisko Bloomingdale’s z kosmetykami. Kiedy w 1994 roku zaproponował małżeństwo Brendzie Latch, Raposa i jej współkolumnista Gayle Fee napisali, że „flagi na Auto Mili powiewają w połowie sztandaru”. Ślub został ostatecznie odwołany.
Styl życia bon vivant Bocha nie był dobrodziejstwem dla stosunków rodzinnych. „Byłbym za coś w lokalnej gazecie”, mówi. „Ale kiedy już w niej byłem, mówili: 'Nie powinieneś tego robić'”. Tutaj Boch może bagatelizować napięcie między sobą a Boch Sr., który co najmniej dwa razy zwolnił go z pracy u dealera. „On miał grać na gitarze, a nie sprzedawać używane samochody”, mówi George Regan, który zajmuje się reklamą dla rywala Herba Chambersa i przyjaźni się z Bohem. „Nie jestem w stanie powiedzieć, ile razy wznosiliśmy z Erniem toasty za jego niespodziewaną emeryturę”. Dla porządku dodaje: „Bycie synem szaleńca, który zwalniał cię co tydzień, było naprawdę trudne.”
.