Victor Norris przeszedł do ostatniej rundy w staraniach o pracę z małymi dziećmi, ale nadal musiał poddać się ocenie psychologicznej. W ciągu dwóch długich listopadowych popołudni spędził osiem godzin w biurze Caroline Hill, psychologa oceniającego pracującego w Chicago.

Norris podczas rozmów kwalifikacyjnych wydawał się idealnym kandydatem – czarujący i sympatyczny, z odpowiednim życiorysem i nienagannymi referencjami. Hill go lubił. Jego wyniki w testach poznawczych, które mu dała, były normalne do wysokich, podobnie jak wyniki w teście osobowości, który wykonał. Kiedy Hill pokazała mu serię zdjęć bez podpisów i poprosiła, żeby opowiedział jej historię o tym, co się działo na każdym z nich – kolejna standardowa ocena – Norris udzielał odpowiedzi nieco oczywistych, ale wystarczająco nieszkodliwych.

Pod koniec drugiego popołudnia Hill poprosiła Norrisa, żeby przeniósł się z biurka na niskie krzesło w pobliżu kanapy w jej biurze. Wyjęła żółtą podkładkę prawną i grubą teczkę, po czym wręczyła mu, jedną po drugiej, serię 10 kartek z teczki, z których każda miała symetryczną plamę. Wręczając mu każdą kartkę, powiedziała: „Co to może być?”, lub „Co widzisz?”

Pięć z kart było czarno-białych, dwie miały również czerwone kształty, a trzy były wielobarwne. W tym teście Norris został poproszony, aby nie opowiadał historii, nie opisywał tego, co czuł, ale po prostu powiedział, co widział. Nie było limitu czasu, nie było instrukcji, ile odpowiedzi powinien udzielić. Wszelkie zadawane przez niego pytania były zbywane:

„Czy mogę to odwrócić?”

„To zależy od ciebie.”

„Czy powinienem spróbować wykorzystać to wszystko?”

„Jak chcesz. Różni ludzie widzą różne rzeczy.”

Po tym jak odpowiedział na wszystkie 10 kart, Hill wrócił do drugiego przejścia: „Teraz przeczytam to, co powiedziałeś i chcę, żebyś pokazał mi, gdzie to widziałeś.”

Odpowiedzi Norrisa były szokujące: rozbudowane, brutalne sceny seksualne z dziećmi; części inkblotów widziane jako kobiety karane lub niszczone. Hill grzecznie wysłała go w drogę – wyszedł z jej biura z mocnym uściskiem dłoni i uśmiechem, patrząc jej prosto w oczy – po czym zwróciła się do stojącej na biurku podkładki z zapisem jego odpowiedzi. Systematycznie przypisywała odpowiedziom Norrisa różne kody metody standardowej i kategoryzowała jego odpowiedzi jako typowe lub nietypowe, korzystając z długich list w podręczniku. Następnie obliczyła wzory, które przekształciłyby wszystkie te wyniki w oceny psychologiczne: dominujący styl osobowości, wskaźnik egocentryzmu, wskaźnik elastyczności myślenia, konstelację samobójstw. Tak jak Hill się spodziewała, jej obliczenia pokazały, że wyniki Norrisa są tak skrajne, jak jego odpowiedzi.

Jeśli nic innego, test Rorschacha skłonił Norrisa do pokazania strony siebie, której inaczej nie pozwalał pokazać. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest poddawany ocenie. Wiedział, jak chce się zaprezentować w wywiadach i jakich nijakich odpowiedzi udzielić na innych testach. W teście Rorschacha jego osobowość załamała się. Nawet bardziej odkrywczy niż konkretne rzeczy, które zobaczył w plamach atramentowych, był fakt, że czuł się wolny, by je powiedzieć.

To dlatego Hill użył Rorschacha. Jest to dziwne i otwarte zadanie, w którym nie jest wcale jasne, czym mają być plamy atramentowe, ani jak masz na nie zareagować. Co istotne, jest to zadanie wizualne, więc może czasem omijać świadome strategie autoprezentacji. Jako studentka studiów podyplomowych Hill poznała zasadę, która wielokrotnie potwierdzała się w praktyce: osobowość z problemami może często trzymać się razem na teście IQ i innych standardowych testach, a następnie rozpadać się w obliczu inkblotów. Kiedy ktoś celowo lub nieumyślnie tłumi inne strony swojej osobowości, Rorschach może być jedyną oceną, która podniesie czerwoną flagę.

Szwajcarski psychiatra Hermann Rorschach (1884-1922). Fot: Alamy

Hill nie umieściła w swoim raporcie stwierdzenia, że Norris może być w przeszłości lub w przyszłości molestatorem dzieci – żaden test psychologiczny nie jest w stanie tego stwierdzić. Stwierdziła jednak, że „trzymanie się rzeczywistości przez Norrisa było wyjątkowo słabe”. Nie mogła polecić go do pracy z dziećmi i poradziła pracodawcom, aby go nie zatrudniali. Nie zrobili tego.

Niepokojące wyniki Norrisa i kontrast między jego czarującą powierzchownością a ukrytą ciemną stroną wywarły na Hill głębokie wrażenie. Jedenaście lat po przeprowadzeniu tego testu otrzymała telefon od terapeuty, który pracował z pacjentem o nazwisku Victor Norris i miał kilka pytań, które chciał jej zadać. Nie trzeba było jej przypominać, kim była ta osoba. Hill nie mogła podzielić się szczegółami wyników Norrisa, ale przedstawiła główne wnioski. Terapeutka zadygotała. „Wyciągnąłeś to z testu Rorschacha? Zajęło mi dwa lata sesji, żeby do tego dojść! Myślałem, że Rorschach to liście herbaty!”

Hermann Rorschach był młodym szwajcarskim psychiatrą, który pracując samotnie, majstrując przy dziecięcej grze, zdołał stworzyć nie tylko niezwykle wpływowy test psychologiczny, ale także wizualny i kulturowy kamień milowy. Zmarł w 1922 roku, w wieku zaledwie 38 lat, niecały rok po opublikowaniu swojego testu, a jego krótkie życie było pełne tragedii, pasji i odkryć. Rorschach był postrzegany jako pionierski geniusz, nieudolny dyletant, megalomański wizjoner, odpowiedzialny naukowiec i po prostu wszystko pomiędzy.

Rorschach wiedział, że chce być lekarzem od najmłodszych lat, ale w wieku 19 lat napisał do swojej siostry: „Nigdy więcej nie chcę czytać tylko książek, chcę czytać ludzi… Najbardziej interesującą rzeczą w przyrodzie jest ludzka dusza, a najwspanialszą rzeczą, jaką człowiek może zrobić, jest uzdrawianie tych dusz, chorych dusz.”

Rodzina Rorschacha nie była zamożna, ale udało mu się zebrać fundusze na uniwersytet i kilka tygodni przed swoimi 20. urodzinami przybył do Zurychu. Na początku 1900 roku Zurych zastąpił Wiedeń jako epicentrum rewolucji freudowskiej. Jego uniwersytecka klinika psychiatryczna – znana jako Burghölzli – jako pierwsza na świecie zaczęła stosować psychoanalityczne metody leczenia. Opiekun Rorschacha, Eugen Bleuler, był cenionym psychiatrą i pierwszym, który wprowadził teorie Zygmunta Freuda do profesjonalnej medycyny. Jako student, Rorschach uczęszczał na wykłady Carla Junga.

W styczniu 1908 roku, na wykładzie w zuryskim ratuszu, Jung ogłosił, że „w naszej zuryskiej klinice całkowicie porzuciliśmy podejście anatomiczne i zwróciliśmy się ku psychologicznemu badaniu chorób psychicznych”. Niezależnie od tego, czy Rorschach uczestniczył w tym wykładzie, czy nie, z pewnością przyswoił sobie jego przesłanie. Płacił swoje należności w naukach ścisłych, prowadząc badania anatomiczne nad szyszynką w mózgu, ale zgadzał się, że przyszłość psychiatrii leży w znalezieniu sposobów interpretacji umysłu.

Badając pacjentów przy użyciu różnych metod, od hipnozy do skojarzeń słownych, Rorschach odkrył, że to, czego potrzebował, to metoda, która mogłaby zadziałać w ciągu jednej sesji, natychmiast wytwarzając to, co nazwał „jednolitym obrazem”. Musiałaby ona być ustrukturyzowana, z konkretnymi rzeczami, na które należałoby odpowiedzieć, jak podpowiedzi w teście skojarzeń słownych; nieustrukturyzowana, jak zadanie polegające na powiedzeniu wszystkiego, co przyjdzie nam do głowy; i, jak hipnoza, zdolna obejść nasze świadome mechanizmy obronne, aby ujawnić to, czego nie wiemy, że wiemy, lub nie chcemy wiedzieć.

Kreślanki były używane już wcześniej do pomiaru wyobraźni, szczególnie u dzieci, ale w swoich wczesnych eksperymentach Rorschach pokazywał ludziom plamy atramentowe, aby odkryć, co widzą i jak. Jako artysta amator przez całe życie, syn nauczyciela rysunku, wiedział, że choć obraz sam w sobie ogranicza to, jak go widzisz, nie odbiera ci całej wolności: różni ludzie widzą inaczej i te różnice są odkrywcze. Rorschach początkowo myślał o tym jako o eksperymencie percepcyjnym, a nie jako o teście diagnostycznym. Ale stopniowo zdał sobie sprawę, że różne rodzaje pacjentów – i ludzie o różnych typach osobowości – wykazywali systematyczne różnice w tym, jak postrzegali plamy atramentowe.

Do lata 1918 roku Rorschach spisał swoje pierwsze eksperymenty z plamami atramentowymi, opisując ostateczne 10 plam, które stworzył, wraz z procesem testowania i podstawowym schematem interpretacji wyników. Rorschach uznał, że istnieją cztery ważne aspekty odpowiedzi ludzi. Po pierwsze, zanotował całkowitą liczbę odpowiedzi udzielonych w całym teście oraz to, czy osoba badana „odrzuciła” którąś z kart, odmawiając udzielenia odpowiedzi. Po drugie, notował, czy każda odpowiedź opisywała cały inkblot, czy też skupiała się na jednej jego części. Po trzecie, Rorschach kategoryzował każdą odpowiedź w zależności od tego, na jakiej formalnej właściwości obrazu się opierała. Większość odpowiedzi była oparta na kształtach: widząc nietoperza w plamie, która jest w kształcie nietoperza, niedźwiedzia w części plamy, która jest w kształcie niedźwiedzia, i tak dalej. Odpowiedzi te nazwał formą (F). Inne odpowiedzi skupiały się na kolorze (C) lub ruchu (M), lub mieszance tych właściwości.

Cztery testy Rorschacha typu inkblot, 1921. Photograph: Science & Society Picture Library/Getty Images

Wreszcie Rorschach zwrócił uwagę na treść odpowiedzi – na to, co ludzie rzeczywiście widzieli na kartach. Był tak samo zafascynowany i zachwycony, jak wszyscy inni, nieoczekiwanymi, kreatywnymi i czasami dziwacznymi odpowiedziami udzielanymi przez uczestników testu. Ale głównie skupiał się na tym, czy odpowiedź była „dobra” czy „słaba” – czy można było rozsądnie powiedzieć, że opisuje ona rzeczywisty kształt na plamie. Odpowiedź formalna byłaby oznaczona jako F+ dla dobrze widzianej formy, F- dla jej przeciwieństwa, F dla niewyróżniającej się.

Już na samym początku, w rękopisie z sierpnia 1918 roku, zrodziło się pytanie, które nadal będzie dręczyć Rorschacha: Kto decyduje o tym, co jest rozsądne? „Oczywiście musi być wiele testów na normalnych osobach o różnych rodzajach inteligencji, aby uniknąć osobistej arbitralności w ocenie, czy odpowiedź F jest dobra czy zła. Trzeba będzie wtedy zaklasyfikować jako obiektywnie dobre wiele odpowiedzi, których subiektywnie nie nazwalibyśmy dobrymi.” Rorschach, który dopiero co wymyślił test, nie miał żadnych danych, które pozwoliłyby mu obiektywnie odróżnić dobro od zła – żadnego zestawu norm. Ustanowienie ilościowego punktu odniesienia dla tego, które odpowiedzi były powszechne wśród normalnych uczestników testu, a które były niezwykłe lub wyjątkowe, było jednym z jego pierwszych celów.

W swoim eseju z 1918 roku przedstawiającym zarys testu, Rorschach opisał typowe wyniki dla dziesiątków różnych pododmian choroby psychicznej, zawsze ostrożnie stwierdzając, kiedy brakowało mu wystarczającej liczby przypadków, aby bezpiecznie uogólniać. Podkreślał, że te typowe profile, choć mogą wydawać się arbitralne, pojawiły się w praktyce. Manic-depresyjny w fazie depresji, napisał, nie daje żadnych odpowiedzi ruchu lub odpowiedzi kolorów, nie widzi żadnych postaci ludzkich, i będzie miał tendencję do rozpoczęcia z małymi szczegółami przed przejściem do całości (odwrotność normalnego wzorca), dając niewiele całych odpowiedzi ogólnie. Ludzie z depresją schizofreniczną, z drugiej strony, będą odrzucali więcej kart, sporadycznie będą dawali odpowiedzi kolorystyczne, bardzo często będą dawali odpowiedzi ruchowe i będą widzieli znacznie mniejszy odsetek zwierząt i znacznie więcej ubogich form. Dlaczego? Rorschach odmówił spekulacji, ale zaznaczył, że ta diagnoza różnicowa – możliwość odróżnienia depresji maniakalno-depresyjnej od schizofrenicznej, „w większości przypadków z całą pewnością” – była prawdziwym przełomem medycznym.

Pomimo dziesięcioleci kontrowersji, dziś test Rorschacha jest dopuszczalny w sądzie, refundowany przez towarzystwa ubezpieczeń medycznych i podawany na całym świecie w ocenach pracy, bitwach o opiekę nad dzieckiem i w klinikach psychiatrycznych. Powszechny zwyczaj opisywania Brexitu, Beyoncé czy czegokolwiek innego jako „testu Rorschacha” – co sugeruje, że nie ma dobrych czy złych odpowiedzi; liczy się tylko twoja reakcja – współistnieje w pewnym alternatywnym wszechświecie w stosunku do dosłownego testu, jaki psychologowie przeprowadzają na pacjentach, oskarżonych i kandydatach do pracy. W tych sytuacjach istnieją bardzo realne dobre i złe odpowiedzi.

Dla zwolenników testu, te 10 plam atramentowych – te same, które zostały stworzone i sfinalizowane w 1917 i 1918 roku – są cudownie czułym i dokładnym narzędziem do pokazania, jak działa umysł i wykrywania szeregu stanów psychicznych, w tym ukrytych problemów, których inne testy lub bezpośrednia obserwacja nie mogą ujawnić.

Dla krytyków testu, zarówno w społeczności psychologicznej, jak i poza nią, jego dalsze stosowanie jest skandalem – żenującym śladem pseudonauki, która powinna być spisana na straty lata temu, wraz z serum prawdy i terapią pierwotnego krzyku. Ich zdaniem, niesamowita moc testu polega na jego zdolności do prania mózgów rozsądnym ludziom, aby w niego wierzyli.

Częściowo z powodu braku profesjonalnego konsensusu, a bardziej z powodu podejrzliwości wobec testów psychologicznych w ogóle, opinia publiczna ma tendencję do sceptycznego podejścia do Rorschacha. Ojciec w niedawno nagłośnionej sprawie „potrząsanego dziecka”, który ostatecznie został uznany za niewinnego w sprawie śmierci swojego niemowlęcia, uważał, że oceny, którym został poddany, były „perwersyjne”, a szczególnie nie podobało mu się poddanie go testowi Rorschacha. „Patrzyłem na obrazy, sztukę abstrakcyjną, i mówiłem im, co widzę. Czy widzę tu motyla? Czy to znaczy, że jestem agresywny i obraźliwy? To szaleństwo.”

Test Rorschacha nie daje jednoznacznych wyników, tak jak test IQ czy badanie krwi. Ale nic, co próbuje uchwycić ludzki umysł, nie jest w stanie tego zrobić. Przez wiele lat test ten był reklamowany jako rentgen duszy. Nie jest nim, i pierwotnie nie miał nim być, ale jest to wyjątkowo odkrywcze okno na sposoby, w jakie rozumiemy nasz świat.

Kropki atramentu są szeroko stosowane albo do przypisywania diagnozy, albo do zmiany sposobu, w jaki terapeuta rozumie klienta. Jeśli kobieta przychodzi do psychologa o pomoc z zaburzeniami odżywiania, a następnie ma wysoki wynik indeksu samobójstwa na teście Rorschacha, jej psycholog może zmienić ich podejście.

Przykłady takie jak ten będą wydawać się podejrzane dla psychologów lub laików, którzy myślą, że Rorschach znajduje coś szalonego w każdym. Ale jak również choroby psychicznej, test jest również używany do określenia zdrowia psychicznego. Niedawno w stanowym zakładzie psychiatrycznym w amerykańskim systemie sądownictwa karnego, w którym przebywają osoby uznane za „niewinne z powodu niepoczytalności” lub „niekompetentne do stania przed sądem”, pewien agresywny mężczyzna przeszedł intensywne leczenie. Wydawało się, że leczenie przyniosło efekty – objawy psychotyczne mężczyzny ustąpiły. Na pozór nie stanowił już zagrożenia dla siebie ani dla innych, ale zespół lekarzy zajmujących się jego przypadkiem był podzielony co do tego, czy rzeczywiście nastąpiła poprawa, czy też udawał zdrowie, aby wydostać się z ośrodka. Zrobiono mu więc test Rorschacha, który nie wykazał żadnych oznak zaburzeń myślenia. Test był na tyle zaufany jako wiarygodny i czuły wskaźnik takich problemów, że negatywny wynik przekonał zespół i mężczyzna został zwolniony.

Pomimo swoich krytyków, Rorschach nadal jest wykorzystywany w kontekście badawczym. Często trudno jest odróżnić demencję typu Alzheimera od innych skutków wieku i chorób psychicznych – więc, czy plamy atramentowe mogłyby je odróżnić? Na konferencji w 2015 r. fiński naukowiec przedstawił swoją analizę testów Rorschacha przeprowadzonych na 60 pacjentach paryskiego oddziału geriatrii, w wieku od 51 do 93 lat (średnia wieku 79 lat). Dwudziestu z pacjentów miało łagodnego lub umiarkowanego Alzheimera, a 40 miało szereg innych zaburzeń nastroju, lęków, psychoz i problemów neurologicznych.

Test znalazł wiele wspólnych elementów między tymi dwiema grupami, ale także szereg cech wyróżniających. Pół tuzina wyników Rorschacha wykazało, że pacjenci z chorobą Alzheimera byli mniej zaradni psychicznie, mieli mniejsze wyrafinowanie poznawcze, kreatywność, empatię i zdolność rozwiązywania problemów. Zniekształcali informacje i nie integrowali myśli i spostrzeżeń. Co najbardziej intrygujące, pomimo wkładania normalnej ilości wysiłku w przetwarzanie złożonych i emocjonalnych bodźców, pacjenci z chorobą Alzheimera udzielali mniej „ludzkich” odpowiedzi – rodzaju reakcji treściowych nadal powszechnie akceptowanych jako oznaka zainteresowania innymi ludźmi. Pacjenci z chorobą Alzheimera, bardziej niż ich rówieśnicy, wyłączyli się ze świata społecznego. Odkrycie to było nowością w badaniach nad chorobą Alzheimera, z implikacjami dla leczenia i opieki.

Poza psychologią kliniczną, fakt, że istnieje tak wiele danych o tym, jak postrzegane są inkbloty, sprawia, że są one przydatne w wielu zastosowaniach. W 2008 roku zespół japońskich neuronaukowców chciał zbadać, co się dzieje, gdy ludzie widzą rzeczy w oryginalny sposób, i potrzebował uznanych, znormalizowanych kryteriów określających, czy coś, co widzi dana osoba, jest powszechne, niecodzienne czy wyjątkowe. Wzięli więc to, co nazwali „10 niejednoznacznych figur, które były używane w poprzednich badaniach” i wyświetlali je wewnątrz lampy MRI wyposażonej w skaner głosu, śledząc aktywność mózgu w czasie rzeczywistym, gdy badani udzielali typowych lub nietypowych odpowiedzi na plamy atramentowe.

Badanie wykazało, że widzenie czegoś w „standardowy” sposób wykorzystuje bardziej instynktowne, prekognitywne regiony mózgu, podczas gdy „oryginalna” wizja, wymagająca bardziej twórczej integracji percepcji i emocji, wykorzystuje inne części mózgu. Jak zauważyli japońscy naukowcy, Rorschachers od dawna twierdził właśnie, że oryginalne reakcje „powstają w wyniku interferencji emocji lub osobistych konfliktów psychologicznych … na działania percepcyjne”. Badanie MRI potwierdziło tradycję Rorschacha, tak jak plamy atramentowe umożliwiły eksperyment MRI.

Inne ostatnie badania percepcji wykorzystały nowe technologie do zbadania samego procesu wykonywania testu Rorschacha. Od typowych testerów dać dwa lub trzy odpowiedzi na kartę średnio, ale może dać dziewięć lub 10, gdy poproszony, zespół psychologów badawczych na Uniwersytecie w Detroit argumentował w 2012 roku, że ludzie muszą być filtrowanie lub cenzurowanie ich odpowiedzi. Obejście tej cenzury może sprawić, że test oparty na wynikach będzie bardziej odkrywczy. Gdyby tylko istniała mimowolna reakcja na obraz, lub przynajmniej reakcja „stosunkowo trudniejsza do ocenzurowania”. Było: nasze ruchy oczu, gdy skanujemy inkblot, zanim zaczniemy mówić.

Więc, opierając się na badaniach Rorschacha z ruchem gałek ocznych sięgających 1948 roku, badacze założyli zamontowane na głowie urządzenie do śledzenia wzroku na 13 studentów, pokazali im inkbloty i zapytali: „Co to może być?”; następnie pokazywali każdą plamę ponownie i pytali: „Co to jeszcze może być?”

Podali ilościowo i przeanalizowali liczbę razy, kiedy każdy podmiot zatrzymywał się i patrzył w jedno miejsce na obrazie, jak długo patrzyli, jak długo trwało odłączenie się od całego obrazu i rozpoczęcie rozglądania się, oraz jak daleko przeskakiwał wzrok. Wyciągnęli również ogólne wnioski, takie jak to, że trzymamy wzrok dłużej podczas drugiego oglądania, ponieważ reinterpretacja obrazu jest „próbą przyswojenia trudnych pojęciowo informacji”. To jest zwracanie uwagi na to, jak widzimy, a nie na to, co mówimy. Ruchy gałek ocznych nigdy nie ujawnią tak wiele o umyśle, jak to, co widzimy w plamach atramentowych, ale naukowcy badają, co pokazują o tym, jak widzimy – i wracają do oryginalnej wizji testu Rorschacha jako sposobu na zrozumienie percepcji.

Najbardziej fundamentalnym pytaniem dotyczącym testu, które Rorschach pozostawił bez odpowiedzi w chwili swojej śmierci, było to, w jaki sposób te 10 kart mogło w ogóle wywołać tak bogate odpowiedzi. Główny nurt w psychologii pozostawił na boku to pytanie o teoretyczne podłoże. Empirycy myśleli o teście jako o wywoływaniu odpowiedzi i spędzili dekady na dopracowywaniu sposobu, w jaki te odpowiedzi powinny być zestawiane w tabelach. Dla Rorschacha – i dla kilku innych, którzy przyszli później – plamy atramentowe wywoływały coś głębszego: cały sposób widzenia danej osoby.

Widzenie jest aktem umysłu, nie tylko oczu. Kiedy patrzysz na coś, kierujesz swoją uwagę na części pola widzenia i ignorujesz inne. Widzisz książkę w ręku lub piłkę lecącą w twoją stronę i postanawiasz zignorować wszystkie inne informacje, które docierają do twojego oka: kolor biurka, kształty chmur na niebie. Nieustannie porównujesz to, co jest na zewnątrz, z obiektami i ideami, które rozpoznajesz i pamiętasz. Informacje i instrukcje podróżują wzdłuż nerwów z oka do mózgu i z mózgu do oka. Stephen Kosslyn, jeden z czołowych współczesnych badaczy percepcji wzrokowej, monitorował tę dwukierunkową aktywność neuronalną poruszającą się „w górę” i „w dół” podczas aktu widzenia i odkrył, że stosunek ten wynosi 50-50. Widzieć to tyle samo działać, co reagować, tyle samo wydzielać, co przyjmować.

Lekarz stosujący test Rorschacha z pacjentem. Fot: Orlando/Getty Images

Percepcja to nie tylko proces psychologiczny, to także – prawie zawsze – proces kulturowy. Widzimy przez naszą osobistą i kulturową soczewkę, zgodnie z nawykami z całego życia, które są ukształtowane przez daną kulturę. To pomaga wyjaśnić, dlaczego pytanie zadawane przez Rorschacha w teście jest tak kluczowe. Jeśli zostaniemy zapytani „Jak się czujesz?” lub „Opowiedz mi historię o tej scenie”, zadanie to nie sprawdza naszej percepcji. Możemy swobodnie kojarzyć myśli i uczucia z plamami atramentowymi, ale w tym celu nie są one lepsze od chmur, plam, dywanów czy czegokolwiek innego. Sam Rorschach uważał, że plamy atramentowe nie są szczególnie dobrze przystosowane do swobodnego kojarzenia. Jednak pytanie „Co widzisz?” lub „Co to może być?” dotyka tego, jak przetwarzamy świat na najbardziej podstawowym poziomie – i odwołuje się do całej naszej osobowości i zakresu doświadczeń.

Postrzeganie nie jest tylko wizualne: „Co to może być?” i „Co widzisz?” nie są dokładnie tym samym pytaniem. Ale to było coś więcej niż tylko osobiste preferencje lub ograniczenia technologiczne, które doprowadziły Rorschacha do użycia plam atramentowych, zamiast dźwiękowego testu Rorschacha lub smell-o-blots. Wzrok jest zmysłem, który zarówno działa na odległość, w przeciwieństwie do dotyku i smaku, jak i może być skoncentrowany i ukierunkowany, w przeciwieństwie do słuchu i węchu. Możemy zwracać uwagę na pewne dźwięki lub zapachy, albo próbować je ignorować, ale nie możemy mrugać uszami ani kierować nosem: oko jest o wiele bardziej aktywne i ma o wiele większą kontrolę. Widzenie jest naszym najlepszym narzędziem percepcyjnym – naszym głównym sposobem angażowania się w świat.

W zasadzie więc, test Rorschacha opiera się na jednym podstawowym założeniu: widzenie jest aktem nie tylko oka, ale umysłu; i nie tylko kory wzrokowej lub innej wyizolowanej części mózgu, ale całej osoby. Jeśli to prawda, zadanie wizualne, które wzywa wystarczająco dużo naszych percepcyjnych mocy, ujawni umysł w pracy.

Przyszedłem do inkblotów nie jako praktykujący psycholog, ani jako krzyżowiec przeciwko testom osobowości. Nie miałem żadnych pretensji o to, czy test, w jakimkolwiek konkurencyjnym systemie testowania, powinien być stosowany częściej czy rzadziej. Jak wielu ludzi, byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że w ogóle jest on nadal używany w klinikach i salach sądowych. Byłem ciekawy go jako artefaktu, potem dowiedziałem się, że jest to prawdziwe narzędzie i chciałem dowiedzieć się więcej.

Pierwszym krokiem było zrobienie testu. W tym momencie odkryłem, że nie każdy wie, jak go zdać, a eksperci nie są skłonni do pobłażania próżnej ciekawości. Poszedłem szukać kogoś, kto znał wszystkie techniki i formuły, ale kto również postrzegał test jako eksplorację, coś, o czym można porozmawiać. W końcu skierowano mnie do doktora Randalla Ferrissa.

Karty Inkblot Ferrissa nie były używane od jakiegoś czasu. On już rzadko przeprowadza testy. Pracuje z oskarżonymi w systemie sądownictwa karnego i nie chce znaleźć niczego, co mogłoby wysłać ich do więzienia. Ostatni test Rorschacha, który przeprowadził przed moją wizytą, miał miejsce w więzieniu. Większość uczestników testu ma zaburzony profil – nic dziwnego, ponieważ więzienie jest najbardziej zaburzonym środowiskiem, jakie można sobie wyobrazić. Ferriss pracował z młodym Afroamerykaninem, który był sądzony za posiadanie broni. Jego brat został właśnie zastrzelony w South Central Los Angeles, a on sam wiedział, że jest celem. Był „zły i wrogo nastawiony”, jak każdy w takich okolicznościach, więc po co robić mu test? „Próbujesz opowiedzieć jego historię”, powiedział Ferriss. „Po prostu nie chcesz wiedzieć, jak zaburzeni są ludzie, chyba że diagnozujesz ich, aby ich leczyć”. Ale nikt nie zastanawiał się nad leczeniem tego faceta; tylko nad tym, czy go zamknąć i wyrzucić klucz.

Jak można ulepszyć test Rorschacha dla tego oskarżonego? Nie poprzez poprawianie wyników i formuł, redefiniowanie procedur administracyjnych czy przerabianie obrazów, ale używając go do pomocy, w humanitarnym społeczeństwie, jako część procesu dawania każdemu, kto potrzebuje opieki zdrowia psychicznego, dostępu do niej.

Aby ominąć martwe kontrowersje Rorschacha z przeszłości i w pełni wykorzystać sposoby, w jakie test ujawnia nasze umysły w pracy, musimy otworzyć to, o co go prosimy. Musimy powrócić do szeroko humanistycznej wizji samego Hermanna Rorschacha.

W styczniu 2002 roku wyszło na jaw, że 40-letni właściciel ziemski Steven Greenberg z San Rafael w Kalifornii przez ponad rok molestował seksualnie 12-letnią Basię Kamińską. Była ona córką samotnej matki imigrantki, która mieszkała w jednym z jego mieszkań. Później okazało się, że molestowanie trwało od dziewiątego roku życia. Policja pojawiła się w jego domu z nakazem przeszukania. Godziny później pojechał na lotnisko miejskie w Petalumie, wystartował jednosilnikowym samolotem i wleciał nim w górę Sonomy, pozostawiając po sobie mały szał medialny. Tutaj – w przeciwieństwie do historii, od której zacząłem ten artykuł – nazwiska i szczegóły identyfikacyjne nie zostały zmienione. Basia chce, by opowiedziano jej historię.

Kiedy Basia trafiła do psychologa, jej skłonność do minimalizowania i zaprzeczania swoim problemom sprawiła, że testy samoopisowe stały się w zasadzie bezużyteczne. Na liście kontrolnej symptomów traumy dla dzieci – inwentarzu depresji Becka, skali beznadziejności Becka, dziecięcej skali lęku manifestacyjnego i dziecięcej skali samoakceptacji Piersa-Harrisa – jak również w rozmowie z psychologiem, zaniżała symptomy, mówiła, że nie ma żadnych dobrych czy złych uczuć wobec Greenberga i twierdziła, że czuje, że wydarzenia są za nią i wolałaby o nich nie rozmawiać.

Tylko dwa testy dały wiarygodne wyniki. Jej IQ, mierzone skalą inteligencji Wechslera dla dzieci (WISC-III), było niezwykle wysokie. Natomiast jej wyniki w teście Rorschacha ujawniły emocjonalne wycofanie, mniej zasobów psychologicznych, niż można by sądzić po sposobie, w jaki się prezentowała, oraz głęboko zniszczone poczucie tożsamości.

Jej pierwsza odpowiedź na Kartę I, odpowiedź często interpretowaną jako wyrażającą stosunek do samego siebie, była czymś powierzchownie konwencjonalnym, ale wymownym. Plama jest często postrzegana jako nietoperz. Basia zobaczyła nietoperza z dziurami w skrzydłach: „Zobacz, tu jest głowa, skrzydła, ale one są całe poplątane, mają dziury. Wygląda to tak, jakby ktoś je zaatakował i to jest smutne. To wygląda na bardzo porozrywane, a skrzydła nietoperzy są zazwyczaj precyzyjne. Skrzydła normalnie wychodziłyby tutaj. To w pewnym sensie zakłóca to, co normalnie by było”. Reszta testu, zarówno odpowiedzi, jak i wyniki, potwierdziły to pierwsze wrażenie.

Psycholog badająca napisała w swoich notatkach: „Bardzo zniszczona i wisząca na paznokciach z tarczą wyrafinowania”. Jej raport stwierdzał, że Basia była „wyraźnie emocjonalnie uszkodzona w wyniku traumatycznych okoliczności, pomimo jej chłodnego wyglądu zewnętrznego i protestów, że jest inaczej”.

Basia w końcu pozwała majątek Greenberga o odszkodowanie, a cztery lata później sprawa trafiła do sądu. Prawnicy nieruchomości próbowali wykorzystać jej wcześniejsze minimalizowanie i zaprzeczanie przeciwko niej. Wtedy psycholog przeczytał ławie przysięgłych odpowiedź Rorschacha Basi.

Aby dowód był skuteczny w sądzie, musi być ważny, ale musi też być żywy. Smutny, zabałaganiony nietoperz Basi miał wydźwięk prawdy – pozwolił ławie przysięgłych poczuć, że dotarli przez mgłę oskarżenia i obrony do wewnętrznego życia tej dziewczyny, do jej prawdziwych przeżyć. To nie jest magia. Każdy, kto patrzył na Basię i był przekonany, że dziewczyna kłamie lub udaje, nie zmieniłby zdania ani przez ten wynik testu, ani przez nic innego. Ale to, co Basia zobaczyła w inkblotach, opowiedziało jej historię. Pomogło to ludziom w sali sądowej zobaczyć ją, głęboko i wyraźnie, w sposób, w jaki inne fragmenty zeznań nie mogły tego zrobić.

Żaden argument, żaden test, technika czy sztuczka, nie obejdzie faktu, że różni ludzie doświadczają świata inaczej. To właśnie te różnice czynią z nas istoty ludzkie, a nie maszyny. Ale nasze sposoby widzenia zbiegają się – lub nie zbiegają – na czymś obiektywnym, co naprawdę istnieje: interpretacja, jak podkreślał Rorschach, nie jest wyobraźnią. Stworzył on swoje enigmatyczne plamy atramentowe w czasach, gdy łatwiej było uwierzyć, że obrazy mogą ujawniać psychologiczną prawdę i dotykać najgłębszych realiów naszego życia. I przez wszystkie reimaginacje testu, plamy pozostały.

Niektóre nazwiska i szczegóły identyfikujące w tej historii zostały zmienione.

To jest zredagowany fragment książki The Inkblots: Hermann Rorschach, His Iconic Test, and the Power of Seeing by Damion Searls, wydanej przez Simon & Schuster 23 lutego w cenie £16.99. Kup ją za 14,44 funta na bookshop.theguardian.com.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.