Takashi Miike jest prawdopodobnie jednym z najciężej pracujących japońskich reżyserów, który zmierzył się z kilkoma różnymi gatunkami filmowymi, na ogół z dobrym skutkiem. Kiedyś robił po kilkanaście projektów rocznie, a na początku nawet więcej. To oczywiście zmniejszyło się na rzecz większych projektów, ale nadal pozostaje on jednym z najbardziej znanych i płodnych japońskich reżyserów. Nie powinno więc nikogo dziwić, że podjęcie się przez niego realizacji kolejnego nowego gatunku filmowego, jakim jest samurajska epopeja, jest filmem bardzo oczekiwanym. I tak, udaje mu się być kolejnym genialnym arcydziełem tego człowieka.
13 Assassins, choć pełne postaci, jest w gruncie rzeczy dość proste. Mistrz samurajów Shogun jest oskarżony o zabicie okrutnego i masochistycznego władcy Shogun, zanim będzie mógł stać się bardziej wpływowy w japońskim szogunacie. Z tej misji, zbiera razem 13 samurajów, aby dołączyć do niego w tym, co wydaje się być głównie samobójczej misji, jak wziąć na małej armii żołnierzy. Przez lata twierdziłem, że Miike jest mistrzem filmowym, który nie cieszy się takim uznaniem, na jakie zasługuje, ponieważ jego doświadczenie i życiorys stawiają go w jednym rzędzie z innymi klasycznymi twórcami. W Assassins Miike genialnie łączy ten prosty, ale celowy film, który nawiązuje do epoki epickich filmów samurajskich takich twórców jak Akira Kurosawa. Wpływ Siedmiu samurajów jest tu zresztą dość oczywisty, nawet posuwając się do modelowania niektórych podobnych postaci. Nie dajcie się jednak zmylić, gdyż jest to film Miike, połączenie jego zdolności do tworzenia filmów mainstreamowych i kultowych hitów. Jeśli mam jakieś skargi, to dwie. Po pierwsze, film robi mało ekspozycji dużej obsady, a większość asasynów jest tam po prostu po to, aby być siłą bojową. Dowiadujemy się bardzo niewiele o większości z nich, a nawet samuraje, o których się dowiadujemy, w tym Shinzaemon, dostają niewiele ekspozycji poza tym, czego już się spodziewamy, że jest wielkim samurajem sprawiedliwości. Drugą kwestią jest wbijanie do głowy ideałów samurajów. Miike kontynuuje wciskanie nam wiadomości, które przyswoiliśmy już na początku filmu i pod koniec staje się to nieco zbędne. Są to jednak drobne zarzuty, które w większości łatwo zignorować, gdyż film toczy się w szybkim tempie z 45 minutową bitwą, która jest jedną z najlepszych bitew samurajskich jakie widziałem na filmie, porównując do finału Azumi czy Zatoichiego, ale prawdopodobnie jest lepiej poprowadzona i z mistrzowskim wyczuciem.
Ciężko stwierdzić, czy jest to szczytowe osiągnięcie Miike. Z pewnością stworzył on tutaj arcydzieło współczesnego samuraja. Jedna szczególnie mocna scena pozostanie z tobą na długo, i to jest siła filmu Miike, który sięga do miejsc, w które wielu boi się zapuszczać, aby pozostawić po sobie trwałe wrażenie. Gwałtowny, zabawny, z dobrą analizą samurajów i ich obowiązków, fani poprzednich filmów Miike i fani samurajskiej epopei nie będą zawiedzeni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.