Womack miała mało czasu, więc przyleciała. Spotkali się w Brooklyn Recording – kolejnym butiku z listy A, który gościł Keitha Richardsa (sesje dla Crosseyed Heart), Dierksa Bentleya i całą gamę indie-rockowych, jazzowych, bluesowych i amerykańskich wykonawców – wraz z całą świtą muzyków ze wszystkich stron. Adam Wright, jeden z najczęstszych współautorów Womacka, przyjechał z Nashville, podobnie jak gorący gitarzysta Ethan Ballinger. Will Van Horn, grający na stali, przyjechał z Houston. Perkusista Matt Chamberlain dopiero co wrócił z trasy z Bobem Dylanem, a basista Glen Worf właśnie zakończył współpracę z Markiem Knopflerem. Liddell kocha wszystkich graczy i mówi tak szybko, jak każdy nowojorczyk, choć z własnym teksańskim twangiem, wyjaśnia swoje techniki produkcji, które zasadniczo polegają na pozwalaniu muzykom na odkrywanie brzmienia, na które ma nadzieję, a nie na mówieniu im o tym. „Gdybym był prawdziwym producentem” – mówi skromnie – „nie sądzę, żeby albumy, nad którymi pracuję, brzmiały tak dobrze.”
W pewnym momencie, chcąc dopracować shuffle groove w piosence „Call Me Up When You’ve Been Drinking”, Liddell wyciąga swój telefon i wywołuje na YouTube wczesną wersję „You’re Still on My Mind” George’a Jonesa. Jones jest stałym punktem odniesienia dla Womack; coverowała tę piosenkę, a swoją ostatnią płytę z Liddellem nagrała w Houston, w SugarHill Studios, dawniej Gold Star Studios, gdzie Jones nagrywał niezliczone klasyki w latach 50-tych.
Popularne w Rolling Stone
Chamberlain podsyca swoją własną wersję groove’u, a gitarzyści krzątają się wokół niego. Wcześniej Liddell wspomniał, że w jednej z sekcji miał na myśli brzmienie gitary Jerry’ego Garcii, ale nie powiedział tego bezpośrednio gitarzystom. Ich współpraca jest magiczna; nie brzmi to szczególnie jak Dead, ale nie brzmi też szczególnie jak mainstreamowe czy retro country – to pyszny, zawadiacki jam, który sugeruje zarówno picie, jak i wapowanie, a pokryta pogłosem stal pedałowa Van Horna roztacza nad krajobrazem wygięte nuty niczym mgła. Z mruczącym, obolałym, dumnym i lubieżnym wokalem Womack’a, to wciąż czuje się jak klasyczny honky-tonk. A teksty przypominają, że booty calls nie są wynalazkiem XXI wieku.
Po kilku przejściach, dostają ujęcie, z którego są zadowoleni i robią przerwę, aby zastanowić się nad swoim następnym ruchem.
Więc, zrobiliście swój ostatni album w SugarHill w Houston; teraz jesteście na Brooklynie w grudniu. Wygląda na to, że eksperymentowanie ze swoim brzmieniem jest dla Ciebie ważne.
Chciałam po prostu wyrwać się z Music Row – to może być twórczo duszące. Chciałem po prostu wyciągnąć stamtąd siebie i muzyków. I to robi różnicę. Inny sposób myślenia, wiesz? Jest tu jakaś energia. I uważam, że inne miejsca są bardziej przyjazne i mają tak duży szacunek dla tradycyjnej muzyki country. Na Music Row czasami, o ironio, nie tak bardzo.
The Lonely, the Lonesome, and the Gone miało bardzo bluesowy klimat, z dużą ilością pogłosów i wieloma mrocznymi piosenkami. Jak kształtuje się klimat tej płyty?
Będzie bardzo podobny. Kiedy nagrywałem ostatnią płytę, starałem się zrzucić z niej połysk, co w przypadku niektórych moich wcześniejszych rzeczy nie było takie łatwe do zrobienia. Chciałem, żeby była bardziej podobna do muzyki, przy której się wychowałem. Staram się po prostu stworzyć coś, co jest dobre dla mnie, a potem zobaczymy, do kogo jeszcze to przemówi!
Jak daleko jesteś? Czy masz nadzieję skończyć nagrywanie tutaj?
Zrobimy kilka overdubów i wokali w różnych miejscach. Jadę prosto stąd do L.A., gdzie mieszka moja córka i tam zrobimy kilka rzeczy.
Twoja druga córka Annalise jest tutaj; czy pracuje?
Tak. I dużo pisze; znalazłem jej piosenkę, którą chcę nagrać i zapytałem, czy mogę ją wyciąć. Więc prawdopodobnie zrobimy też jedną z jej piosenek.
Masz teraz dwie córki w rodzinnym biznesie. Czy specjalnie zachęcał je Pan do zajmowania się muzyką? Czy też zniechęcałeś je?
Ani jedno, ani drugie. Czasem myślę: „Czy gdybym była dobrą matką, zniechęciłabym je do tego? „Problem polega na tym, że jeśli masz do tego pasję, pragnienie, a potem tego nie robisz, to nie ma znaczenia, jak wielkie sukcesy odnosisz w czymś innym. Ważne jest, abyś dążył do tego, co chcesz robić, do czego czujesz się powołany. Zdaję sobie sprawę, że dorastali w muzycznym domu, w domu muzycznego biznesu, więc w pewien sposób nie mogli się od tego uwolnić. Ale wiedzą, że mogą robić co chcą. Nie jesteśmy scenicznymi rodzicami w żadnym stopniu.
O czym rozmawiacie przy stole podczas świąt? Czy dajecie im rady dotyczące kariery?
Oh, nie. Rozmawiamy o muzyce, ale nie daję im rad. Po pierwsze, nie dorastałem w biznesie muzycznym. Oni tak. Wiedzą o tym więcej niż ja kiedykolwiek. Dorastali w autobusie turystycznym, chodzili na spotkania, przesiadywali w studiu. Znają wzloty i upadki i to wszystko. Dają mi rady, a mają bardzo eklektyczny gust; nakręcają mnie na nową muzykę i rzeczy z dawnych lat. Więc ja nie daję im rad. Mogą zatrudnić menadżera. Nie mogą zatrudnić mamy.
Prawda – jedna praca na raz. Co sądzisz o walce o równą reprezentację w radiu country i na festiwalach? Czy wygląda na to, że z twojego punktu widzenia coś się zmienia?
Nie wygląda na to, prawda? Ale staram się nie zaprzątać sobie tym głowy. Czasami możesz zacząć czuć, „Jaki jest tego sens? Po co ja w ogóle nagrywam płyty,” wiesz? Nie chcę dojść do tego punktu. Ale nie, nie wygląda na to, żeby to się zmieniało. I widzę to na każdym kroku – dla kobiet, reżyserów w filmie i telewizji. Prawie nigdy nie widać kobiet. I to nie dlatego, że ich tam nie ma, i nie dlatego, że nie wykonują świetnej roboty. I to nie tylko w przemyśle rozrywkowym. Rzeczy zmieniły się w przeszłości, ale teraz nie zmieniają się wystarczająco szybko, jeśli mnie pytasz. Nigdy o tym nie mówię, bo nie chcę brzmieć jak jędza. Ale fakty są faktami, a liczby są tam. Po prostu nie widzisz, żeby kobiety były wspierane.
Miałaś ogromne hity, i wydajesz teraz jedne z najlepszych płyt w swojej karierze. Dla kobiet wchodzących w branżę – córek czy nie – wydaje się, że byłabyś wzorem do naśladowania, jednym z mierników, według których można się mierzyć.
Cóż, dziękuję. Mam tylko nadzieję, że kobiety się nie zniechęcą. Co mnie naprawdę martwi, to kiedy wytwórnie przestają podpisywać kontrakty z kobietami, bo „Och, one się nie sprzedają”. I to się po prostu kumuluje, wiesz? Ktoś musi to odwrócić. Widzę, że pokolenie moich córek jest wkurzone z tego powodu. Podczas gdy moje pokolenie mogło być zbyt zmęczone lub zbyt zajęte, by zrobić z tym wystarczająco dużo. Myślę, że jeśli nadchodzi zmiana, to właśnie dzięki temu pokoleniu.
Czy są artyści, którymi jesteś podekscytowana, którzy sprawiają, że czujesz się zachęcona?
Jesteśmy wielkimi fanami Kacey w naszej rodzinie. Rzeczą, którą tak bardzo w niej kocham, jest to, że od początku nie chciała ustąpić ani o cal. Zawsze była sobą. Wszystko, co robiła, pochodziło prosto od niej i nie chciała ustąpić nikomu. Nie dążyła do krótkiej wygranej, była w tym na dłuższą metę. I nie została nagrodzona na początku, ale wszystko wróciło do niej. Uwielbiam to.