DogTime April 29, 2020

(Picture Credit:valentinrussanov/Getty Images)

(Picture Credit: valentinrussanov/Getty Images)

Zwykłam nienawidzić wsiadania do samolotu bez mojego męża. Oprócz przyprawiania mnie o mdłości, latanie wyzwala mój strach przed śmiercią. A jeśli miałabym zginąć przedwcześnie w gigantycznej kuli płomieni, cóż, chciałam, żeby Mike był tam ze mną.

Nie czuję się już w ten sposób. Teraz, jeśli samolot spadnie, chcę, żeby jedno z nas przeżyło, żeby zająć się naszym szczeniakiem.

Nazywam się Leslie Smith i myślę, że mogę być uzależniona od mojego psa.

Nie mam problemu z piciem, nigdy nie paliłam i nie widzę uroku hazardu. Więc z pewnością nie spodziewałem się bolesnego, niewzruszonego niepokoju, który ogarnia mnie, kiedy jestem z dala od mojego psa.

To nie jest uczucie, które rozumiem, szczerze mówiąc, a jego surowa siła może być niepokojąca. W końcu ta wyjątkowa osoba w moim życiu jest zahipnotyzowana przez muchy domowe i uwielbia tarzać się w ptasich kupach. Staram się o tym pamiętać – przez większość czasu.

Absolutnie żadnych psich urodzin

Chociaż wiele lat temu zdecydowaliśmy, że nie będziemy mieć dzieci, Mike i ja zawsze rozmawialiśmy o kupnie psa. Oszczędzaliśmy i oszczędzaliśmy, zanim w końcu mogliśmy sobie pozwolić na mieszkanie, które pozwalało na zwierzęta, a wprowadzenie się do niego oznaczało ważny kamień milowy: Zmienialiśmy się z pary w rodzinę i chcieliśmy zrobić to dobrze.

To oznaczało, że musieliśmy robić rzeczy trochę inaczej niż przyjaciele, którzy z wyrachowanych profesjonalistów przekształcili się w mówiących do dzieci, rozdających smakołyki psich ludzi. Zamiast dołączać do nas na koktajle lub koncerty, straciliśmy jedną grupę przyjaciół, kiedy zaczęli odmawiać zaproszeń na kolację, chyba że ich Labradoodle był uwzględniony.

Będziemy kochać naszego psa, zgodziliśmy się, ale nie będziemy paradować z nim w obcisłych sweterkach lub instruować ludzi, aby „zostawili wiadomość dla” na naszej automatycznej sekretarce. Jeśli któreś z nas zauważyło, że nasi przyjaciele przewracają oczami w odpowiedzi na coś, co powiedzieliśmy lub zrobiliśmy, mieliśmy po cichu ostrzec drugiego, że posunęliśmy się za daleko.

Ten pies będzie naszym psem, nie naszym dzieckiem.

Mike i ja byliśmy zdeterminowani, aby utrzymać naszą niezależność i poszarpane pozory normalności, więc wprowadziliśmy to, co uważaliśmy za odpowiednie środki bezpieczeństwa:

  • 1. Żadnych przyjęć urodzinowych dla naszego psa.
  • 2. Żadnych kartek świątecznych z naszym psem przebranym za Rudolfa.
  • 3. Jedno zdjęcie preferowane – maksymalnie dwa zdjęcia naszego psa w biurze.

I być może najważniejsze:

  • 4. Żadnego nazywania się nawzajem „mamusią” i „tatusiem”.”

Jednak nawet po ustaleniu tych sztywnych parametrów moje rozchwianie było niemal natychmiastowe.

Znalezienie tego jedynego

(Picture Credit: Chris McLoughlin/Getty Images)

Kiedy dotarliśmy do schroniska, od razu poszukaliśmy psa, którego wypatrzyłam w sieci. Był mniejszy niż sobie wyobrażałam, ale tak samo ponury. W przeciwieństwie do innych szczeniaków, które spotkaliśmy podczas naszych poszukiwań, nie było w nim niepohamowanego skakania ani podekscytowanego sikania. Jak na dziesięciomiesięczniaka, wydawał się poważny, a nawet wiedzący. I trochę smutny.

Byłam zauroczona.

Jazda do domu ze schroniska była tym, co wyobrażam sobie, jakbym czuła, opuszczając szpital z nowym dzieckiem. Miałam ten przemożny instynkt, by chronić oszołomioną, bezbronną istotę, która teraz była pod naszą opieką.

Podczas gdy Mike prowadził, ja kucałam obok naszego nowego podopiecznego z tyłu VW buga, jego wielkie, pełne duszy oczy były jednocześnie ufne i pełne strachu.

Nazwaliśmy go Uno, ponieważ był to nasz pierwszy wspólny pies. Od razu nauczyłam się uwielbiać jego zapach – opuszki jego łap jak pizza, jego uszy jak domowej roboty dip z karczochów. A za tymi szeroko rozstawionymi, błagalnymi oczami, pod soczystym kakaowym futrem, kryje się najbardziej delikatna, wrażliwa dusza, jaka kiedykolwiek oddychała. W tych pierwszych dniach Uno każdego ranka sadzał się u stóp naszego łóżka i wydawał z siebie kilka oburzonych szczeknięć. „Czy ty jeszcze śpisz?”, pytał wyraźnie. „Jest 4:27, a ja mam listę rzeczy, które muszę dzisiaj powąchać.”

Gdybyście mi powiedzieli, przed Uno, że będę regularnie o 4:30 rano przemierzał naszą zapuszczoną dzielnicę San Francisco, wyśmiałbym to. A jednak tak było: Chód renifera Uno w dziwnym kontraście do przyćmionych cieni, wyrzuconych opakowań po jedzeniu i odłamków szkła zaśmiecających chodniki.

Przypominam, że mamy swoje granice; wyszkoliliśmy go, aby pozostał w swoim łóżku do bardziej wyrozumiałej godziny.

More Than Just Dog Lovers?

Nieuchronnie, nie minęło wiele czasu, zanim Mike i ja staliśmy się nieco pobłażliwi w przestrzeganiu narzuconych przez siebie zasad. Mike powiedział Uno, żeby zrobił wielką kupę dla mamy w parku. A ja znalazłem lukę w regule automatycznej sekretarki: „Zostaw wiadomość dla Leslie lub Mike’a. Uno momento.”

Na tym się nie skończyło. Zafiksowałem się na tym, żeby dowiedzieć się więcej o Uno. Nigdy nie dowiemy się, jak i dlaczego znalazł się w schronisku, ale słyszałem o sposobie, aby uzyskać kilka odpowiedzi na temat jego rasy. Tak więc, w akcie, który przetestował granice nawet naszych najbardziej tolerancyjnych przyjaciół, Mike i ja wydaliśmy 70 dolarów na testy DNA.

Jeśli chciałbyś również przetestować DNA swojego psa, możesz znaleźć łatwy w użyciu zestaw na Chewy.

Moja przyjaciółka Beth była z wizytą w Kansas, kiedy otrzymaliśmy wyniki. Otworzyłam kopertę i chwyciłam ją za rękę.

Potem, powoli, przeczytałam odpowiedź na głos: Uno jest mniej więcej w połowie dobermanem pinczerem. Jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że nie ma w nim ani odrobiny Labradora czy Pointera!

To było tak, jakby jedna z wielkich tajemnic świata została mi ujawniona, i spędziłem dobre 30 sekund pozwalając, by słowo Doberman uleciało z moich ust. „Muszę dostać się do Internetu,” powiedziałem. „Muszę zbadać dobermany.”

Beth puściła moją rękę i pozwoliła mi przelecieć obok niej w kierunku komputera. Ale kiedy złapałem jej wzrok, mogłem powiedzieć, że myślała, że w końcu się złamałem.

Pod względem standardów, Beth żyje w zgodzie z normami społecznymi. Regularnie uczęszcza do kościoła, chodzi na siłownię, kiedy tylko może, i posyła swoje dzieci do szkół publicznych. Traktuje moją miłość do Uno poważnie – w końcu jest moją najlepszą przyjaciółką od siódmej klasy – ale jakoś wydaje mi się, że porównuje moje marudzenie i matkowanie do dziecka bawiącego się w dom.

„Trochę się o ciebie martwię”, mówi w końcu i muszę przyznać, że nie pierwszy raz to słyszę.

There’s No Substitute For A Good Dog

(Picture Credit: Jessica Peterson/Getty Images)

Przez wiele tygodni po odejściu Beth myślałem o tym, co powiedziała – i o tym, czego nie powiedziała. Czy moje oddanie dla Uno jest w jakiś sposób niestosowne? Czy podświadomie proszę go, by wypełnił rolę, której nigdy nie mógłby pełnić, traktując go jak zastępcze dziecko? Czy to możliwe… że za bardzo kocham mojego psa?

Może. Tak naprawdę nie postradałam zmysłów, choć zdaję sobie sprawę, że niektóre z moich wyborów mogą wydawać się ekstremalne. Wysyłamy Uno do przedszkola dla psów. Upewniamy się, że w weekendy wychodzi do parku co najmniej trzy razy dziennie. I myślimy o nim nieustannie.

Ale chociaż mogę troszczyć się o niego z taką samą intensywnością, z jaką matka troszczy się o swoje dziecko, jestem całkiem świadoma, że nie jest człowiekiem. W rzeczywistości, to częściowo dlatego uważam nasze oddanie dla siebie za tak poruszające; jego czysta psowatość inspiruje mnie jak żadna osoba nigdy nie była.

Poza tym, Mike i ja wciąż widujemy się z naszymi przyjaciółmi. Chodzimy na przyjęcia tylko dla ludzi. Nawet podróżujemy, o zgrozo, bez naszego psa.

Przyznaję jednak, że tęsknię za Uno za każdym razem, gdy wyjeżdżamy. Nawet po kilku latach od jego adopcji, rutynowo płaczę, kiedy Mike i ja wyjeżdżamy z domu opiekunki i kierujemy się w stronę lotniska. Mogło być gorzej. Przynajmniej nie nalegam, żebyśmy lecieli osobnymi samolotami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.