Dekulakizacja, kolektywizacja i niezgoda polityczna

Przymusowa kolektywizacja w ZSRR

W 1929 roku Józef Stalin stanął przed problemem. Kułacy na Ukrainie w zawoalowany sposób buntowali się przeciwko jego polityce kolektywizacji, wybierając łamanie narzędzi, rzeź zwierząt i niszczenie sprzętu zamiast przekazania go władzom radzieckim, które forsowały wielkie kolektywne gospodarstwa rolne.

Kułacy, zasadniczo bogatsi chłopi, zostali uznani za wrogów państwa, a terminem tym zaczęto określać nie tylko bogatych chłopów, ale wszystkich, którzy nie zgadzali się z polityką Stalina. Setki tysięcy zostało aresztowanych, wraz z inną grupą, do której skierowane były reformy Stalina, tymi, którzy nie posiadali paszportu wewnętrznego.

Paszport wewnętrzny był carskim wynalazkiem mającym na celu utrzymanie ludzi przykutych do ziemi, na której pracowali, a Stalin przywrócił go z tego samego powodu. Paszport wewnętrzny był wydawany osobom wykonującym pracę uznaną przez państwo za ważną, a jego brak oznaczał, że zasadniczo nie było się pełnoprawnym obywatelem Związku Radzieckiego i nie posiadało się niewielu praw przyznawanych przez ówczesny rząd.

Do 1933 roku wszystko to stawało na głowie, a system sowieckich gułagów tonął w dysydentach politycznych, kułakach i innych pospolitych przestępcach. Trzeba było znaleźć rozwiązanie, a Genrich Jogada, przyszły szef NKWD i obecny przywódca kampanii kolektywizacji, miał na to rozwiązanie – rolnictwo.

Zatrudnienie więźniów na najbardziej wrogich ziemiach Rosji byłoby zarówno karą dla nich, jak i zapewniłoby walczącemu ZSRR obfitość żywności. Wychodząc z tego założenia, wydał rozkaz zwiększenia liczby aresztowań. Nagle drobne wykroczenia, takie jak wspomniany wcześniej brak paszportu, oznaczały pewne aresztowanie, a przy tak wysokich limitach policyjnych i groźbie aresztowania w razie ich niedotrzymania, ludzie byli po prostu porywani z ulic. Jogada działał tak szybko, że nie uzyskał nawet aprobaty Stalina przed podjęciem działań.

2 miliony dysydentów, zarówno tych niedawno aresztowanych, jak i wielu z gułagów, miało zostać przesiedlonych na surowe syberyjskie pustkowia, a do kwietnia 1933 roku pociągi z ludźmi były wysyłane w głąb Rosji, do nowego życia jako niewolnicy pracujący na najbardziej niegościnnej ziemi na Ziemi.

Tomsk

Obwód tomski, obejmujący miasto Tomsk, rzekę Ob i wyspę Nazino

W tym samym miesiącu około 90 000 ludzi przybyło do Tomska, odległego miasta w środkowej Rosji. Setki z nich po prostu zginęły w drodze. Wielu z nich nie było w rzeczywistości Kułakami, którzy byli przyzwyczajeni do pracy na roli, ale dysydentami politycznymi, mieszkańcami miast złapanymi bez paszportów i innymi drobnymi przestępcami.

Nieprzygotowani na tak duży napływ ludzi i obawiający się, że miejska i kryminalna część grupy będzie agresywna i niesforna, wybrali jedno z najsurowszych i najbardziej odludnych miejsc na założenie lokalnego kolektywnego gospodarstwa rolnego i obozu więziennego – Nazino.

5 000 więźniów załadowano na 4 barki przeznaczone do przewozu drewna i wysłano w dół rzeki, aby rozpocząć 800-kilometrową podróż na wyspę. Trzymano ich pod pokładem i dawano im 200 gramów chleba dziennie, o 100 gramów mniej niż więźniowie Auschwitz siedem lat później.

27 osób, już osłabionych chorobą i głodem, zmarło w czasie podróży. Było to pierwsze z wielu żyć, które pochłonął ten skazany na zagładę eksperyment.

Wyspa Nazino

Mapa przedstawiająca wyspę Nazino (NordNordWest z Wiki Commons)

Dotarli na wyspę 18 maja 1933 roku i zostali wyrzuceni na brzeg. W pośpiechu, aby pozbyć się nadmiaru więźniów, komunistyczne władze w Tomsku nie zapewniły „osadnikom” żadnego zaopatrzenia. Przybyli oni na wyspę bez schronienia i bez środków do jego budowy.

Tej nocy 295 osób zamarzło na śmierć śpiąc pod gołym niebem. Następnego ranka strażnicy, zmęczeni przerabianiem chleba na mąkę, dali każdemu więźniowi 200 gramów surowej mąki, a pozostałe 20 ton zgromadzili w swoim obozie po drugiej stronie rzeki. Wielu głodujących więźniów zmieszało surową mąkę z brudną wodą z rzeki, co doprowadziło do wybuchu epidemii dyzenterii, która ogarnęła wyspę i zabiła jeszcze więcej ludzi. Każdej nocy coraz więcej osób zamarzało na śmierć, wciąż śpiąc pod gołym niebem bez schronienia, podczas gdy inni, śpiący zbyt blisko ognisk, które udało im się zbudować, płonęli na śmierć.

Po czterech dniach, zamieszki zmusiły strażników do powrotu na wyspę i uzgodniono z więźniami, że racje mąki rozpoczną się ponownie, ale inaczej niż poprzednio. Więźniowie mieli się zorganizować w brygady po 150 osób, z których każda miała swojego przedstawiciela odpowiedzialnego za zbieranie i rozprowadzanie mąki dla swojej brygady.

Mniejszość przestępców dostrzegła swoją szansę na przetrwanie i wykorzystała ją, mianując się przywódcami i gromadząc mąkę dla siebie. Strażnicy, ze swojej strony, nie zrobili nic, aby to powstrzymać i to właśnie od tego momentu wyspa Nazino naprawdę zstępuje do piekła.

Kanibalizm i okrucieństwo

25 maja lekarz obozowy zauważył pierwsze oznaki kanibalizmu. Martwe ciała i brakujące kończyny. Więźniowie przebywali tam od tygodnia. Kiedy zgłosił to swoim przełożonym w Tomsku, kazano mu to zignorować. To byli przecież tylko więźniowie, niepożądani w ZSRR, nikogo nie obchodziło, co się z nimi stanie.

Nie dziwi więc chyba, biorąc pod uwagę postawę władz w Tomsku, że strażnicy okazali się sadystycznymi oprawcami. Często strzelali do więźniów ze swojej barki, zabijając ich do woli. Rzucali kawałki chleba w tłum głodujących więźniów i śmiali się, gdy ci walczyli o niego. Wymieniali chleb na seks z uwięzioną na wyspie kobietą, a papierosy na złoto wyrwane z zębów zmarłych przestępców. Każdy, kto miał wystarczająco dużo szczęścia, aby przetrwać mróz płynąć przez rzekę Ob do stałego lądu został albo zastrzelony lub polował przez dziką naturę dla sportu.

Do 27 maja 1933 roku, kolejny 1000 więźniów przybył, ale nadal nie było narzędzi, z którymi można zbudować schronienie i nadal nie ma żywności. Do końca miesiąca gangi włóczyły się po wyspie, żerując na słabszych, morderstwa dla jedzenia były na porządku dziennym. Na początku czerwca, kanibalizm był rampant.

Szczegóły kanibalizmu, które miały miejsce na wyspie Nazino są poza niepokojące. Osoby, które przeżyły i świadkowie złożyli zeznania na temat tego, co widzieli i co robili, są one jednak przerażające, delikatnie mówiąc.

Jeden z ocalałych więźniów stwierdził podczas wywiadu na temat jedzenia ludzkiego mięsa po latach: „Nie, to nieprawda. Jadłem tylko wątroby i serca. To było bardzo proste. Tak jak szaszłyki. Robiliśmy szaszłyki z gałęzi wierzbowych, kroiliśmy to na kawałki, nabijaliśmy na szpadki i piekliśmy nad ogniskiem. Wybierałem tych, którzy byli już nie całkiem żywi, ale jeszcze nie całkiem martwi. Widać było, że zaraz odejdą – że za dzień czy dwa się poddadzą. Więc tak było im łatwiej. Teraz. Szybko. Bez cierpienia przez kolejne dwa lub trzy dni.”

Inna historia, opowiedziana przez kobietę z Ostyaku, mówi o nocy, kiedy kobieta została przyniesiona do domu swojej rodziny, gdy była dzieckiem. Jej nogi były zawinięte w szmaty, a kiedy zdjęto brudne bandaże, okazało się, że jej łydki zostały odcięte. Ofiara powiedziała obecnym, że odcięli je na wyspie śmierci i ugotowali.

Jeszcze bardziej niepokojąca historia jest opowiedziana przez inną kobietę Ostyak, która miała wtedy trzynaście lat i była na wyspie ze swoją rodziną zbierając korę drzew. Młoda kobieta, która spała z jednym ze strażników, została złapana przez głodny tłum, kiedy wróciła na wyspę.

„Ludzie złapali dziewczynę, przywiązali ją do topoli, odcięli jej piersi, mięśnie, wszystko, co mogli zjeść, wszystko, wszystko…. Byli głodni…. musieli jeść. Kiedy Kostia wrócił, ona jeszcze żyła. Próbował ją ratować, ale straciła zbyt dużo krwi.”

Rozwiązanie Nazino i Raport Wieliczki

Genrikh Yagoda (w środku) inspekcja budowy kanału Moskwa-Wołga. Za jego prawym ramieniem stoi młody Nikita Chruszczow.

Te historie, obrzydliwe, są tylko kilkoma z wielu, które otaczają wyspę Nazino. W połowie czerwca stało się jasne, że eksperyment się nie powiódł, a Związek Radziecki szybko odciął straty i zakończył to piekło na ziemi.

Przy życiu pozostało zaledwie 2200 osób, a co najmniej 4000 zginęło. Ci, którzy przeżyli, zostali szybko wysłani w górę rzeki do innych obozów pracy, podczas gdy strażnicy zostali odesłani do Tomska. Sowieci próbowali pogrzebać to, co się tam wydarzyło.

Vasily Velichko był jedynym człowiekiem stojącym pomiędzy nimi a tym końcem. Jeszcze tego samego roku w lipcu usłyszał od mieszkańców Ostyaku pogłoski o okropnościach, które wydarzyły się na wyspie Nazino. Był komunistycznym instruktorem w miejscowym kolektywnym gospodarstwie rolnym i postanowił sam to zbadać.

Przyjechał w sierpniu i z brzegu rzeki nie widział nic oprócz długich, kołyszących się traw, które latem dominowały na wyspie. Kiedy jednak znalazł się na wyspie, odnalazł przerażające pozostałości po tym, co się stało. Bez zezwolenia przełożonych zbierał dowody, przeprowadzał wywiady z miejscową ludnością i w końcu złożył swój raport w Moskwie.

Za swoje kłopoty i za ujawnienie prawdy został natychmiast zwolniony i wyrzucony z partii. Zanim jednak jego raport został zakopany w archiwach, przeczytali go właściwi urzędnicy radzieccy.

Program przesiedleń został uznany za porażkę i gwałtownie zakończony, a w jego miejsce powstały obozy pracy przymusowej, z których ZSRR miał zasłynąć. Wszyscy strażnicy zostali uwięzieni, ale tylko na 12 miesięcy i w standardowym więzieniu.

Stalin – człowiek odpowiedzialny za to wszystko

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.