Z jednej strony, zakup mojego pierwszego kowbojskiego kapelusza był nieskomplikowany i bezbolesny. Prawie rok temu, zobaczyłem jeden, który mi się podobał w sklepie Murdoch’s Ranch & Home Supply w Silverthorne. Przymierzyłem go. Pasowała. Spojrzałem w lustro i pomyślałem, że wygląda całkiem nieźle, więc zrobiłem sobie selfie i wysłałem je do żony. (Natychmiastowa odpowiedź: „Nie.”) Postanowiłem kupić go tak czy inaczej, bo tak właśnie robią mężowie. Położyłem go na siedzeniu pasażera w samochodzie i pojechałem do domu do Granby. Z drugiej strony, czasami cygaro to nie tylko cygaro.
Urodziłem się w Alabamie, wychowałem w Pensylwanii, a w 1985 roku przeniosłem się na zachód. Widziałem kawał świata przedtem i potem, od Afryki Północnej przez koło podbiegunowe, radziecką Syberię po Filipiny, plus prawie wszystkie stany po tej stronie Missisipi. Ale jak tylko uczyniłem amerykański Zachód moim domem, wiedziałem, że tam jest moje miejsce.
Dlaczego, możesz zapytać? To skomplikowane – i nie ma wiele wspólnego ze stylem życia, pogodą, czy mitologią Zachodu. Ma to związek z czymś głębszym i bardziej wewnętrznym: z wolnością bycia tym, kim się naprawdę jest. Przyjaciel opisał kiedyś Zachód jako miejsce, które powstało, gdy wielka siła poderwała Stany Zjednoczone przez wschodnie wybrzeże i wstrząsnęła nimi. Ludzie, którzy nie byli przywiązani, niestabilni lub gotowi zaryzykować odejście, znaleźli tu swoją drogę. W rezultacie wielu ludzi Zachodu, których podziwiam, to ludzie, którzy podążali niezwykłymi ścieżkami do sukcesu i szczęścia, nawet jeśli oznaczało to robienie rzeczy inaczej niż ktokolwiek wcześniej. Tutaj wszyscy jesteśmy wolni, aby realizować marzenia i schematy bez względu na rzeczywistość, jak wszyscy inni ją zdefiniowali.
Ten zachodni etos jest namacalny, jak zapach lub smak lub fantomowe łaskotanie czegoś, co dotyka twojej skóry. To dlatego wierzę, że amerykański Zachód trwa jako bezkresna granica i dlaczego wydaje się być zaludniony przez tak wielu wybitnych wynalazców i przedsiębiorców, artystów i sportowców, a także oszustów i kanciarzy.
Jeśli sprowadzisz to pojęcie – Zachód zapewnia wolność bycia sobą – do jednego obrazu, może to wyglądać jak kowbojski kapelusz. Jest on tak ikoniczny i ma tak silną wymowę wizualną, że samo jego założenie naraża fałszywych kowbojów, takich jak ja, na ryzyko ośmieszenia w tej otwartej krainie Id. Istnieje realne niebezpieczeństwo w przedstawianiu wizerunku, który może rozsypać się w pył w chwili, gdy ktoś zapyta: „Więc, czy naprawdę masz konia?”
Zanim opuściłem parking Murdocha, opublikowałem niezręczne zdjęcie mnie w kapeluszu na Facebooku z prostym podpisem: „Moja żona mówi nie.”
Kiedy godzinę później dotarłem do domu, ponownie sprawdziłem Facebooka. Reakcje na zdjęcie nie mogły być bardziej zdecydowane, lub polaryzujące, gdybym zamieścił zdjęcie siebie ramię w ramię z prezydentem Donaldem Trumpem i Hillary Clinton, wszystkich nago.
Wielu dołączyło do mojej żony zdecydowanie w obozie „nie”. „Popieram ją”, napisała była niania naszej córki z Oregonu. „Twoja żona to mądra kobieta” – napisał kolega z gimnazjum. Inny przyjaciel z San Diego zadeklarował, że jestem „cały w kapeluszu, bez bydła”, podczas gdy inny powiedział, że powinienem dostać „timeshare na jakieś krowy”. Sprytny dziennikarz z San Francisco zasugerował: „Przydałaby się im większa pomoc na ranczu Bundy’ego”, a sarkastyczna siostrzenica z Denver napisała: „To całkowicie pasuje do plecaka i Subaru Outback”. Imię Roy Moore pojawiło się co najmniej raz, podobnie jak odniesienia do Village People i The Bridges of Madison County Roberta Jamesa Wallera.
Jeden zaniepokojony przyjaciel z południowej Kalifornii ostrzegał: „Być posłusznym kapeluszowi czy żonie? Wybierz mądrze.”
Inne komentarze były bardziej zachęcające: „Fajny kot w kapeluszu.” „Świetnie wyglądasz w stylu western!”. „To wydaje się naturalną koleją rzeczy. Nie walcz z tym.” Niech Bóg mi wybaczy, ale zwróciłam się w stronę pozytywnych komentarzy kilku kobiet, w których się podkochiwałam od dziesięcioleci, łudząc się, że ich miłe słowa dotyczą mnie, a nie kapelusza. „HAWT” – napisała pisarka, z którą nigdy nie rozmawiałem twarzą w twarz. „Zdecydowanie tak,” napisał młodszy o 30 lat dyrektor artystyczny, z którym kiedyś pracowałem.
Trudno było zrozumieć reakcję wieloletniego przyjaciela z Maryland, który po prostu zamieścił zdjęcie Lemmy’ego Kilmistera z Motörhead. W swoim czarnym kowbojskim kapeluszu Kilmister wyglądał jak skrzyżowanie Richarda Petty’ego w czasach jego świetności z teksańskim Klansmanem z plakatu poszukiwanych. Ten post wywołał pytanie, którego nie brałem pod uwagę: Co jeśli ja, którego projektował mój nowy kapelusz, okazał się być znacznie inny niż zamierzałem? Pojawiło się odległe wspomnienie, przestroga Kurta Vonneguta z powieści „Matka Noc”: „Jesteśmy tym, co udajemy, więc musimy uważać na to, co udajemy.”
Moja żona potrząsnęła głową, kiedy wysiadłem z Subaru i przybrałem pozę Marlboro Mana, jej twarz zarejestrowała ten sam poziom pogardy, jak gdybym przyjechał pijany z samochodem pełnym kochanek. Naturalnie, zacząłem się zastanawiać nad swoją decyzją. W tym czasie mieszkałem już na Zachodzie od ponad trzech dekad – co prawda większość z nich w południowej Kalifornii – ale czy posiadanie kowbojskiego kapelusza było progiem, którego nie byłem w stanie przekroczyć? Co tak naprawdę zrobiłem, żeby zasłużyć na ten kapelusz? Czy moja impulsywna pobłażliwość na zawsze naznaczyła mnie jako beznadziejnego pozera?
Wątpliwości te wysłały mnie do szafy, dosłownie, gdzie ukryłem kapelusz na górnej półce. Zanim jednak go wyrzuciłam, zerknęłam na metkę. Model „Dakota” był w 100 procentach wełniany i zaprojektowany przez firmę z Sulphur Springs w Teksasie. Autentyczność tego stwierdzenia dodała mi otuchy. Ale następna linijka na metce – „Made in China” – podkopała moją i tak już nadszarpniętą pewność siebie. Oskarżycielski głos w mojej głowie był jasny: Pozer!
Podrzuciłem kapelusz do góry i poza zasięg. Mijały tygodnie. Siedział nietknięty, aż pewnego dnia moja żona wyszła na kilka godzin. Postanowiłem zaryzykować. Ściągnąłem kapelusz, założyłem go i wyszedłem na spacer z psem.
Nasza wędrówka prowadziła nas wzdłuż dróg ranczerskich w pobliżu naszego domu, podczas której czułem się absurdalnie widoczny, jakbym włożył na głowę tiarę królowej na wycieczkę do King Soopers. W końcu minęliśmy sąsiada, który zatrzymał swój samochód i uchylił okno, żeby porozmawiać. Wzmocniłem się, ale nie zaoferował żadnego komentarza na temat mojego nakrycia głowy.
Więc zapytałem go: „Wypróbowuję nowy kapelusz.”
Jego wyraz twarzy mówił: I co? W rzeczywistości powiedział: „Wygląda dobrze.”
Ośmielony, zacząłem nosić kapelusz podczas kolejnych samotnych wędrówek, wszystkie bez incydentów. Gdy na Boże Narodzenie odwiedziła nas córka, byłem już na tyle pewny siebie, że założyłem go podczas rodzinnego spaceru wzdłuż źródeł rzeki Kolorado. Z czasem nawet moja żona przestała przewracać oczami, a ja w końcu włączyłem Dakotę do mojej regularnej rotacji kapeluszy. Zakładanie go nie wywołuje już egzystencjalnego dylematu, a więc mój kowbojski kryzys tożsamości wszedł w dziwny rodzaj remisji.
Teraz z niecierpliwością czekam na doroczną zbiórkę pieniędzy dla Stowarzyszenia Historycznego Grand County, gdzie w zeszłym roku byłem wśród niewielu uczestników, mężczyzn czy kobiet, bez kowbojskiego kapelusza. Przewiduję to jako coming-out party w rodzaju, kiedy będę nosić mój kapelusz odważnie wśród przyjaciół i sąsiadów, którzy, z jakiegokolwiek powodu, dokonali dokładnie takiej samej kalkulacji.
Niektórzy są ranczerami, którzy naprawdę jeżdżą konno dla życia. Moim zdaniem to właśnie oni zasłużyli na prawo do noszenia takiego kapelusza i chętnie zejdę im z drogi, gdy będą przejeżdżać. Podejrzewam jednak, że równie wielu jest Kowbojami Subaru jak ja. Nazwij mnie pozerem, jeśli chcesz. Wolę myśleć, że po prostu uosabiam człowieka Zachodu, którym byłem przez cały czas.