Po kilku godzinach spędzonych w zoo Gingrich jest gotowy na kolejny etap naszej wyprawy w teren, więc wciskamy się na tył czarnego SUV-a i ruszamy przez miasto w kierunku Akademii Nauk Przyrodniczych, gdzie znajdują się „naprawdę ładne” skamieniałości dinozaurów, które chciałby mi pokazać.

Jedną z trudnych rzeczy w rozmowie z Gingrichem jest to, że wplata on linie partyzanckiego ataku do swobodnej rozmowy tak rzeczowo – i tak często – że po pewnym czasie zaczynają one nabierać jakości białego szumu. Powie coś w stylu: „To znaczy, partia socjalizmu i antysemityzmu prawdopodobnie nie jest zbyt pożądana jako partia rządząca”, a ty nie będziesz się przejmował podważaniem jego słów, sprawdzaniem faktów czy marszczeniem brwi – w rzeczywistości możesz nawet tego nie zauważyć. Jego mądrzejsza od ciebie persona wydaje się tak nieprzenikniona, jego umysł tak niezmienny, że po pewnym czasie po prostu rezygnujesz z czegokolwiek, co zbliżałoby się do zwykłej ludzkiej rozmowy.

Ale wydaje się, że zoo wprawiło Gingricha w dobry nastrój i po raz pierwszy w ciągu całego dnia wydaje się zrelaksowany, rozluźniony, nawet trochę plotkarski. Siorbiąc z kubka McDonald’s podczas przejażdżki ulicami Filadelfii, dzieli się spostrzeżeniami ze szlaku kampanii 2016 roku – Gingrich przyznaje, że Trump naprawdę ma obsesję na punkcie fast-foodów, ale „powiedziano mi, że obecnie trzymają go na diecie”- i na dokładkę dorzuca trochę troski o Clinton.

„Znam Hillary od ’93 roku. Myślę, że byłoby niezwykle trudno być żonatym z Billem Clintonem i przegrać dwa razy,” mówi mi. „To wzmacnia całe poczucie, że on był prawdziwym interesem, a ona nie”. Niestety, jak mówi, przykro było patrzeć, jak jego stara przyjaciółka ucieka się do gorzkich oskarżeń po swojej porażce. „Sposób, w jaki sobie z tym radzi, jest autodestrukcyjny”

Kiedy Trump po raz pierwszy zaczął poważnie myśleć o kandydowaniu na prezydenta, zwrócił się do Gingricha po radę. Obaj mężczyźni znali się od lat – Gingrichowie byli członkami klubu golfowego Trumpa w Wirginii – i pewnego ranka w styczniu 2015 roku znaleźli się w Des Moines w stanie Iowa na konserwatywnej konferencji. Podczas śniadania w hotelu Marriott w centrum miasta Trump zasypał Newta i Callistę pytaniami o kandydowanie na prezydenta – przede wszystkim o to, ile kosztowałoby go sfinansowanie kampanii do prawyborów w Karolinie Południowej. Gingrich oszacował, że potrzeba około 70 lub 80 milionów dolarów, aby być konkurencyjnym.

Jak opowiada Gingrich, Trump rozważył to, a następnie odpowiedział: „Siedemdziesiąt do 80 milionów – to byłby jacht. To byłoby o wiele zabawniejsze niż jacht!”

I tak rozpoczęła się kampania, którą Gingrich nazwał „przełomowym momentem dla przyszłości Ameryki”. Na początku Gingrich odróżnił się od innych prominentnych konserwatystów, przedstawiając kandydaturę Trumpa w telewizji i broniąc go przed atakami establishmentu GOP. „Newt obserwował, jak zjawisko Trumpa przybiera na sile i przerzutach, i dostrzegał paralele” z własnym wzrostem, mówi Kellyanne Conway, starszy doradca prezydenta, który pracował z Gingrichem w latach 90. „Rozpoznał echa 'Nie możesz tego zrobić, to jest żart, jesteś niewybieralny, nawet nie próbuj, powinieneś kłaniać się ludziom, którzy mają referencje’. Newt słyszał to wszystko już wcześniej”. Odpowiedź Trumpa – aby rzucić wszystkich jego sceptyków jako część tej samej skorumpowanej klasy insiderów i oszustów – zapożyczyła ze strategii, którą wzorował się Gingrich, powiedział mi Conway: „Na długo przed tym, jak było 'Odsączyć bagno’, było 'Wyrzucić meneli’ Newta. ”

Po tym, jak Trump klinczował nominację, nagrodził Gingricha, umieszczając go na krótkiej liście wiceprezydenckiej. Przez chwilę wyglądało na to, że to może się naprawdę wydarzyć. Gingrich miał poparcie wpływowych osób, takich jak Sean Hannity, który poleciał z nim prywatnym odrzutowcem na spotkanie z Trumpem podczas kampanii. Ale niestety, nie doszło do połączenia Trump-Gingrich. Okazało się, że są pewne kwestie optyczne, które trudno byłoby obrócić wniwecz. Jak ujął to Ed Rollins, który prowadził pro-Trumpowy superpac, „To byłby bilet z sześcioma byłymi żonami, coś w rodzaju Henryka VIII”

Po wyborze Trumpa nazwisko Gingricha zostało zgłoszone na kilka wysokich stanowisk w administracji. Pragnąc potwierdzić swoją centralność w tym przełomowym momencie historii, zaczął publicznie sugerować, że odrzucił posadę sekretarza stanu na rzecz rozległej, samodzielnie zaprojektowanej roli z niejednoznacznymi obowiązkami – „generalnego planisty”, jak to nazwał, lub „starszego planisty”, a może „głównego planisty”

W rzeczywistości, zgodnie z urzędnikiem przejściowym, Gingrich nie był zainteresowany rezygnacją z lukratywnych zajęć pobocznych w sektorze prywatnym i nigdy tak naprawdę nie ubiegał się o stanowisko w gabinecie. Zamiast tego miał dwie prośby: aby zespół Trumpa przeciekł, że jest on brany pod uwagę jako kandydat na wysokie stanowisko, oraz aby Callista, katolik od zawsze, został mianowany ambasadorem przy Stolicy Apostolskiej. (Gingrich kwestionuje tę relację.)

Watykańska robota była powszechnie pożądana i istniały pewne obawy, że publiczna historia cudzołóstwa Callisty skłoni papieża do odrzucenia jej nominacji. Ale Gingrichesowie przyjaźnili się z wieloma amerykańskimi kardynałami i nominacja Callisty przeszła. W Waszyngtonie nominacja była postrzegana jako świadectwo autoparodystycznej natury ery Trumpa – ale w Rzymie ten układ zadziałał zaskakująco dobrze. Robert Mickens, wieloletni dziennikarz watykański, powiedział mi, że Callista jest ogólnie postrzegana jako ceremonialna twarz ambasady, podczas gdy Newt – który powiedział mi, że rozmawia z Białym Domem 10 do 15 razy w tygodniu – działa jako „ambasador cień”

W międzyczasie, z powrotem w Stanach, Gingrich zabrał się do pracy nad marketingiem siebie jako głównego publicznego intelektualisty ery Trumpa. Odkąd był młodym kongresmanem, starał się kultywować swój umysłowy wizerunek, często przynosząc stosy książek na spotkania na Kapitolu. Wygląda na to, że przynajmniej jako ćwiczenie z autopromocji, wysiłek ten się powiódł: Kiedy wysłałem maila z pytaniem do Paula Ryana, co sądzi o Gingrichu, odpowiedział stwierdzeniem pro forma, opisując byłego mówcę jako „faceta od pomysłów” dwa razy w ciągu sześciu zdań.

Przeglądając różne książki, artykuły i wystąpienia Gingricha w think-tanku na temat Trumpa, trudno zidentyfikować jakikolwiek spójny zestaw „pomysłów” ożywiających jego poparcie dla prezydenta. Nie jest on naturalnym zwolennikiem nacjonalizmu gospodarczego głoszonego przez ludzi pokroju Steve’a Bannona, nie wydaje się też szczególnie zauroczony izolacjonizmem, którego Trump jest orędownikiem.

Zamiast tego Gingricha pociąga Trump jako przywódca większy niż życie – waleczny i męski, dynamiczny i silny, kipiący „całkowitą energią”, gdy kosi każdego wroga na swojej drodze. „Donald Trump jest niedźwiedziem grizzly w filmie „The Revenant”” – zachwycał się Gingrich podczas przemówienia z grudnia 2016 r. na temat „Zasad Trumpizmu” w Heritage Foundation. „Jeśli zwrócisz jego uwagę, on się obudzi … Podejdzie, odgryzie ci twarz i usiądzie na tobie.”

W Trumpie Gingrich znalazł apoteozę polityki naczelnych, którą uprawiał przez całe życie – wredną, złośliwą i nie przejmującą się tymi pstrokatymi „harcerskimi słowami”, gdy walczy w darwinowskiej walce, jaką jest dzisiejsze amerykańskie życie. „Ameryka Trumpa i postamerykańskie społeczeństwo, które reprezentuje koalicja anty-Trumpowa, nie są zdolne do współistnienia” – pisze Gingrich w swojej najnowszej książce. „Jedno po prostu pokona drugie. Nie ma tu miejsca na kompromis. Trump rozumie to doskonale od pierwszego dnia.”

Przez większą część 2018 roku Gingrich kierował swoją energię na kształtowanie strategii GOP w połowie kadencji – pisząc notatki dotyczące wiadomości i odbierając telefony od kandydatów w całym kraju. (Podczas jednego z porannych spotkań, kilka miesięcy po naszej wycieczce do zoo, naszą rozmowę wielokrotnie przerywa komórka Gingricha, w której rozbrzmiewa piosenka disco z lat 70-tych „Dancing Queen”, wybrany przez niego dzwonek). Gingrich powiedział mi, że doradza liderom partii, aby „trzymali się naprawdę wielkich tematów” w swoich przekazach w połowie kadencji, a następnie oferuje następujące przykłady: „Cięcia podatkowe prowadzą do wzrostu gospodarczego”; „Potrzebujemy pracy, a nie opieki społecznej”; „MS-13 jest naprawdę złe.”

Przewiduje, że jeśli Demokraci odzyskają Izbę, będą próbowali impeach Trumpa – ale jest byczo nastawiony do szans prezydenta na przetrwanie.

„Problem, jaki będą mieli Demokraci, jest naprawdę prosty”, mówi mi. „Wszystko, o co będą oskarżać Trumpa, będzie nieistotne dla większości Amerykanów”. Mówi, że większość „wybuchowych rewelacji”, które wyszły ze śledztwa w sprawie Rosji, jest niezrozumiała dla przeciętnego człowieka. „Odwozisz dzieci na piłkę nożną, martwisz się o mamę w domu opieki, myślisz o swojej pracy i mówisz: To jest waszyngtońskie gówno.”

Pytam Gingricha, czy jako ktoś, kto dość uważnie śledzi waszyngtońskie gówno i nie ma dzieci, które musiałby odwozić na piłkę nożną, martwi się w ogóle o rosnące dowody na koordynację działań Rosjan z kampanią Trumpa.

Gingrich gwarzy. „Pomysł, że martwiłbyś się o to, co powiedział Cohen, lub co jakaś gwiazda porno mogła lub nie mogła zrobić, zanim została aresztowana przez policję w Cincinnati”- teraz się ożywia, a jego głos jest coraz wyższy-„Mam na myśli, że cała ta sprawa jest parodią! Mówię wszystkim: Żyjemy w epoce Kardashianów. To wszystko jest polityką Kardashianów. Hałas, po którym następuje hałas, po którym następuje histeria, po której następuje jeszcze większy hałas, stworzenie wystarczająco dużego statusu celebryty, abyś mógł sprzedawać czapki ze swoim nazwiskiem i stać się milionerem.”

Brzmi to tak, jakby miało być krytyką naszej kultury politycznej, ale biorąc pod uwagę jego lojalność wobec Trumpa – bezsprzecznie najbardziej skutecznego praktyka „polityki Kardashianów” na świecie – nie mogę tego do końca stwierdzić. Kiedy zwracam uwagę na ten pozorny dysonans, Gingrich jest gotowy z kontrą.

„Jeśli chcesz zobaczyć geniusz, spójrz na kapelusz”, mówi mi. „Co mówi ten kapelusz?”

„Make America great again?” odpowiadam.

Gingrich kiwa triumfalnie głową, jakby właśnie osiągnął szach-mat. „Nie jest napisane Donald Trump.”

Kilka godzin po rozstaniu z Gingrichem zajmuję miejsce w przestronnym teatrze w centrum Filadelfii, gdzie ponad 2000 osób czeka, by wysłuchać jego przemówienia. Tłum przeważnie białych, przeważnie dobrze ubranych uczestników nie jest szczególnie partyzancki – wydarzenie jest częścią serii wykładów, która obejmuje takich mówców jak Gloria Steinem i Dave Barry – ale w tym momencie politycznego wstrząsu, wydają się chętni do wysłuchania doświadczonego waszyngtońskiego insidera.

Wkrótce po godzinie ósmej, Gingrich wchodzi na scenę. „Jak wielu z was uważa, że to, co się dzieje, jest trochę zagmatwane?”, pyta. „Podnieś rękę.” Setki rąk idą w górę, a śmiech rozchodzi się po teatrze. „Każdy z was, kto nie uważa tego za zagmatwane,” mówi, „ma urojenia.”

A jednak, w ciągu następnych 75 minut, Gingrich nie oferuje wiele jasności. Zamiast tego zaczyna od podróżniczej relacji z dnia spędzonego w zoo („To była wspaniała przerwa od tego innego zoo!”), a następnie przechodzi do opowieści o czaszce T. rexa, którą miał w swoim biurze, kiedy był mówcą. Wspomina, że w 1995 roku „Time” przyznał mu tytuł Człowieka Roku, i spędza kilka minut na opisywaniu postępu technologicznego w prywatnych podróżach kosmicznych, które są jego ulubionym hobby. W pewnym momencie przerywa, aby wygłosić pochwałę na temat sceny restauracyjnej w Rzymie; w innym po prostu zaczyna wymieniać imponujące tytuły, które piastował w ciągu swojej kariery.

Z mojego miejsca na balkonie uderza mnie to, jak bardzo Gingrich wydaje się cieszyć sobą – nie tylko na scenie, ale w luksusowej quasi-emeryturze, którą sobie wyrzeźbił. Zajmuje się geopolityką, stołuje się w znakomitych włoskich restauracjach. Kiedy ma ochotę na podróż, przemierza Atlantyk w klasie biznes, wypowiadając się na temat aktualnych problemów z dwukontynentalnych studiów telewizyjnych i wygłaszając przemówienia za 600 dolarów za minutę. Jest czas na czytanie, pisanie i południowe wycieczki do zoo – i nawet on przyzna, że „to bardzo przyjemne życie”. Świat może płonie, ale Newt Gingrich cieszy się łupami.

Zbliżając się do końca swoich uwag, Gingrich przyjmuje ponury ton. „Powiem wam,” mówi, „Nigdy nie wyobrażałem sobie, że nasza struktura polityczna będzie tak chaotyczna jak obecnie … Nigdy nie wyobrażałem sobie takiego politycznego impasu, w jaki się wpakowaliśmy.”

Przez chwilę brzmi to prawie tak, jakby Gingrich był na skraju spowiedzi – przyznania się do tego, co sam spowodował; przeprosin, być może, za skierowanie nas na ten kurs. Ale okazuje się, że właśnie przygotowuje linię ataku skierowaną na kongresowych Demokratów za sprzeciwianie się republikańskiej ustawie o wydatkach. Powinienem był wiedzieć.

Do czasu, gdy Gingrich zmywa się ze sceny, wielu widzów najwyraźniej straciło do niego cierpliwość. Gdy wychodzimy z teatru, wyłapuję strzępki zrzędliwych recenzji: Strata czasu … Nawet nie odpowiedział na pytania … Ostatni mówca był o wiele lepszy … Jeden z mężczyzn mówi: „Myślę, że ten facet zrobił więcej, aby spieprzyć naszą demokrację niż ktokolwiek inny.”

To może wydawać się zbyt surową oceną. Ale jutro rano, kiedy ci ludzie włączą wiadomości, zobaczą materiał o lekkomyślnym prezydencie, który wspiął się do Białego Domu dzięki potędze telewizyjnej polityki. Za kilka miesięcy ich fale radiowe zostaną zanieczyszczone paskudnymi reklamami. Będą czytać historie o partyzanckich próbach impeachmentu, o zbliżającym się zamknięciu rządu i o ustawodawcach bardziej biegłych w rzucaniu wyzwiskami niż w uchwalaniu prawa. I choć nie będzie go tam, by powiedzieć to osobiście, Gingrich będzie gdzieś w świecie – w trattorii wzdłuż Via Veneto, lub usadowiony wygodnie w kablowo-newsowym greenroomie – myśląc: Nie ma za co.

Ten artykuł ukazał się w wydaniu drukowanym z listopada 2018 roku z nagłówkiem „Newt Gingrich Says You’re Welcome.”

* Ten artykuł pierwotnie błędnie podał wiek Callisty Gingrich w momencie rozpoczęcia jej związku z Newtem Gingrichem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.